Wstrząsające wyznanie Baldwina. Stał nad umierającą Hutchins
- Gdybym wiedział, że jestem winny, pewnie odebrałbym sobie życie i nie mówię tego z łatwością - mówi Alec Baldwin w pierwszym, długim wywiadzie o tragedii na planie filmu i śmierci Halyny Hutchins.
Alec Baldwin udzielił pierwszego wywiadu o tym, co zaszło na planie filmu "Rust". Aktor miał wystrzelić z broni-rekwizytu i śmiertelnie ranić operatorkę Halynę Hutchins. Wokół sprawy jest mnóstwo wątpliwości. Pojawiają się coraz to nowe doniesienia i nowe nazwiska osób, które mogą odpowiadać za śmierć operatorki. Baldwin w rozmowie z ABC News wyznał, że nie pociągnął za spust. Stacja w czwartkowy wieczór, 2 grudnia, opublikowała cały wywiad, z którego można dowiedzieć się znacznie więcej.
Baldwin powiedział, że stał nad wykrwawiającą się Hutchins przez 60 sekund, zanim ktoś powiedział, by opuścił plan.
Gwiazdor w rozmowie z George'em Stephanopoulosem opisał ze szczegółami to, co działo się na planie tego feralnego dnia. Przyznał, że chwilę przed próbą do sceny usiadł na ławce przed kościołem, który był częścią planu i stwierdził, że ten film przypomniał mu, dlaczego kocha grać. - Naprawdę wierzyłem, że robimy coś niezłego. A potem ta broń wystrzeliła... - powiedział.
Baldwin wyjaśnił, że zanim doszło do wypadku, przygotowywali się do kręcenia kolejnej sceny. Hutchins wydawała mu szczegółowe instrukcje, jak ma się ustawić i jak trzymać broń. - Instruowała mnie, jak chce, żebym ją trzymał pod właściwym kątem. Trzymałem broń tak, jak mnie poprosiła, czyli wycelowaną prosto w jej pachę - dodał.
Baldwin podkreślił, że broń do ręki dostał od asystenta reżysera Dave'a Halla. Wręczając ją aktorowi, powiedział, że jest "zimna", co w żargonie oznacza, że w środku nie ma w ogóle naboi lub są ślepaki, które nikogo nie ranią. Aktor dodał, że nie pociągnął za spust. Miał przeładować broń do kamery, a następnie ją odbezpieczyć.
- Przeładowałem broń. Pytałem: "widzieliście to? widzieliście?". Potem odbezpieczyłem broń, a ona wypaliła. Pociągnąłem za kurek, a broń wystrzeliła - wyjaśnił. Dave Hall, który stał kilka metrów od aktora potwierdził, że Baldwin nie pociągnął wtedy za spust.
Gwiazdor powtórzył kilka razy w rozmowie, że ktoś nabił broń prawdziwą amunicją, która nie powinna w ogóle znaleźć się na terenie planu. Podkreślił, że ktoś jest za to odpowiedzialny, ale nie może powiedzieć kto. Tym zajmuje się prokuratura i policja.
O śmierci Halyny Hutchins
Co wydarzyło się sekundy później? Chaos i panika. - Hutchins upadła. Pomyślałem, że może zemdlała. To, że tam była prawdziwa amunicja, doszło do mnie dopiero po jakichś 45 minutach - przyznał.
Pocisk trafił Halynę Hutchins w klatkę piersiową. Baldwin powiedział, że stał nad operatorką ok. 60 sekund w totalnym szoku, zanim ktoś poprosił go o opuszczenie miejsca zdarzenia. Oczy całej ekipy skierowane były w stronę helikoptera ratowników, który pojawił się po 30 minutach od wypadku.
Baldwin trafił do biura szeryfa. Tam funkcjonariusze pokazali mu pocisk, który wyciągnęli z rany reżysera, Joela Souzy. Wtedy też policjanci powiedzieli Baldwinowi, że Hutchins nie przeżyła.
- Na sam koniec rozmowy powiedzieli mi: "Z przykrością musimy panu powiedzieć, że ona zginęła". Powiedzieli mi tam na miejscu - wspomniał.
Tragedia, która śni mu się po nocach
Baldwin podkreślił, że działał tak jak przy innych filmach. - Odpowiedzialnością aktora jest wykonywanie polecenia ekspertów od broni - komentował.
- Nigdy nie wycelowałbym z broni w kogokolwiek. Nigdy nie pociągnąłbym za spust. Są ludzie, którzy twierdzą, że nigdy nie powinno się celować bronią w kogoś na planie bez względu na wszystko. Chyba że tą osobą jest operator, który cię reżyseruje i instruuje, gdzie masz celować, by ustawić odpowiedni kadr. I właśnie to się stało. Zaufałem osobie, która miała sprawdzić broń. Nigdy wcześniej nie miałem z tym problemu - wyjaśnił.
Baldwin w wywiadzie dla ABC News stwierdził, że mało prawdopodobne jest, by postawiono mu zarzuty kryminalne. Zapytany przez dziennikarza o to, czy czuje się winny, od razu przyznał, że nie.
- Gdybym wiedział, że jestem winny, pewnie odebrałbym sobie życie i nie mówię tego z łatwością - powiedział.
Aktor wyznał również, że ma sny o tym, co stało się na planie filmu i ledwo radzi sobie emocjonalnie w życiu. Próbuje funkcjonować. Gdy padło pytanie o to, czy to koniec jego filmowej kariery, przyznał, że nie obchodzi go to i może być tak, że nie będzie grał.