Wstyd TV
Programy reality show wciąż obalają kolejne tabu, donosi ostatni numer "Newsweek'a". Nawet jeśli myślimy, że wszystko już zostało odkryte to program „Powiedz prawdę” skutecznie obala tą opinię.
Big Brother to „pikuś” wobec nowego programu, który zagości na naszych ekranach już tej jesieni w stacji Polsat. W teleturnieju „Powiedz prawdę” nie jest sprawdzane, jak uczestnicy radzą sobie z zagadkami intelektualnymi czy testami sprawnościowymi. Sprawdzane jest to, czy mówią prawdę.
Podłączeni do wykrywacza kłamstw, odpowiadają na najbardziej intymne pytania. Na początku są to te z gatunku „lżejszych”, wywołujących mniejsze zakłopotanie, takie jak: czy myje codziennie zęby, czy robię siusiu pod prysznicem i tym podobne. Potem pytania dotyczą głęboko skrywanych faktów z życia danej osoby: małżeńskie zdrady, masturbacja w pracy, płatny seks. Ten medialny ekshibicjonizm nagradzany jest dużymi kwotami pieniężnymi. W Stanach Zjednoczonych sumy osiągają nawet pół miliona dolarów. Jeśli przepytywana osoba skłamie, traci wszystkie pieniądze.
Czym tłumaczy się wielką popularność takich programów? („Powiedz prawdę” odniósł sukces w 20 państwach) Medioznawcy mówią o poczuciu satysfakcji wobec cudzego nieszczęścia. Widz odczuwa przyjemność przyglądając się czyjemuś upadkowi. Naukowcy nawet odnaleźli ośrodek w naszym mózgu odpowiedzialny za to uczucie. Ważne także jest to aby uczestnicy byli zwykłymi ludźmi. Oglądający mogą łatwo się z nimi utożsamiać.
Efekt radości wobec czyjegoś smutku wykorzystuje wiele programów. Uczestnicy są w nich okłamywani, prawdy dowiadują się na samym końcu. Tak było na przykład w programie „Wszystko o Miriam”. Kilkunastu mężczyzn rywalizowało o względy pięknej Miriam. Na samym końcu okazało się, że jest to transwestyta.
Producenci „Powiedz prawdę” uważają, że ich program spełni misję edukacyjną i terapeutyczną. Nauczy ludzi odróżniania dobra od zła i stanie się przyczynkiem do przemyślenia własnego życia.