Zagrała matkę transpłciowego dziecka. "Ludzie mi dziękują"
Jedna z najlepszych polskich aktorek swojego pokolenia. Widzowie nawet za granicą poznają w niej Kosę z popularnego serialu. Teraz zagrała matkę transpłciowej dziewczynki. Wierzy, że w ten sposób zmieni myślenie ludzi. - Mam nadzieję, że komuś się coś "rozjaśni" - mówi w rozmowie z WP.
Marta Malikowska w roli Paziny w "Ślepnąc od świateł" HBO stała się prawdziwym objawieniem. Elektryzująca, wręcz porażająca, dała niezapomniany popis aktorski. Od tamtego czasu zagrała m.in. w filmach "Śubuk", "Tata" czy serialu "Skazana" jako Kosa. Na platformie Viaplay można ją zobaczyć w serialu "Udar". Gra w nim bohaterkę o imieniu Marta, której dziecko postanawia przejść korektę płci. Rozmawiamy o wyzwaniach związanych z ta ważną rolą. Aktorka wraca też wspomnieniami do przeszłości w szkole aktorskiej i koszmarnej rzeczywistości fuksówki.
Basia Żelazko, WP: Zaciekawiło mnie takie wyznanie, którym kiedyś się podzieliłaś, mówiąc, że masz "twórcze ADHD". Rozumiem, co miałaś na myśli, ale zastanawiam się, czy to właśnie przez nie postanowiłaś być aktorką?
Marta Malikowska: Chyba miałam po prostu ADHD. Wielu ludzi już chyba ma dosyć mówienia o tym, bo teraz każdy ma jakąś neuroróżnorodność, to może lepiej mówić o twórczym ADHD.
Jako dziewczynka udzielałam się we wszystkim: kursach tańca, recytatorskich, lekcjach gry na pianinie, byłam w harcerstwie, chodziłam na treningi tenisa stołowego, śpiewałam w scholi. Wszystko, co mogłam robić poza szkołą, to robiłam. Byłam takim dzieckiem, które chętnie pomagało też rodzicom w pracach na wsi, gdzie mieszkaliśmy. Sprzedawałam u mamy w sklepie, woziłam siano, sadziłam warzywa, pomagałam w żniwach, budowaniu domu, mieliśmy krowy, gospodarstwo, ojciec nas trochę gonił do pracy. W liceum bardzo mi się nie chciało uczyć tzw. nudnych przedmiotów, ale posłuchałam mojego ojca i poszłam do klasy matematyczno-fizycznej. Myślałam, że to był błąd, ale gdyby nie ten błąd, nie trafiłabym może do teatru szkolnego, który mnie "uratował" i do nauczyciela pana Edwarda Lachety. Zakochałam się w teatrze, postanowiłam pójść do szkoły aktorskiej, udało się dostać za pierwszym razem do Krakowa.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Marta Malikowska o celebrytach: "Nie wiem, jak z tym walczyć"
Gdy zaczęłaś studia, dostałaś takiego olśnienia, że to jest to, czy może spotkałaś się z lękiem, że to jednak nie jest dla ciebie?
Pierwszy rok był dla mnie gigantyczną zmianą, wielką orką i pracą. Byłam tym pochłonięta, kompletnie oczarowana, czułam, że to jest to.
Dzisiaj słyszymy aktorów wspominających nie tylko pozytywne doświadczenia ze szkoły aktorskiej. Mam na myśli fuksówkę, która była przecież faktem.
Oczywiście, była faktem i jej nie zaliczyłam. Zrezygnowałam z fuksówki, poddałam się, nie dałam rady psychicznie.
Jak to było?
Zrezygnowałam po dwóch tygodniach. Do teraz koleguję się z tymi dziewczynami, które mi to robiły i z tym kolegą, który mnie zamknął w pokoju, pewnej nocy, a sam pił alkohol. Byłam trochę przerażona.
Co robili?
Koleżanki, dziś nie powiem, jak się nazywają, były dosyć okrutne i zakazały mi depilować pach i brwi. Ja uznałam, że to już jest grube przekroczenie i grube przegięcie. I ja z tego rezygnuję.
Co się wtedy stało?
Gdy ktoś zrezygnował z fuksówki, to rocznik drugi, trzeci i czwarty po prostu go "nie uznawał", nie widział, ignorował. I tak było przez parę miesięcy. Byłam cieniem. Odwracano od nas, tych którzy przerwali fuksówkę, wzrok na korytarzu. Czuliśmy się wykluczeni na jakiś czas. To było super niefajne. Przez długie lata myślałam, żeby zrobić jakiś dokument o fuksówce, robiłam "czary mary" jakieś. Dużo gniewu wysyłam w kosmos, żeby to się skończyło, że to jest chore. Bardzo się ucieszyłam, jak parę lat temu zrobili z tym porządki w systemie.
Mówisz o tych dwóch koleżankach, pracujesz z nimi dzisiaj?
Tak.
Kiedykolwiek skonfrontowałaś je z tym, co robiły?
Była jakaś rozmowa na ten temat. Jakieś 10 lat temu, ale to już na zasadzie: "Tak? Serio? No co ty?". Jestem wybaczająca i zapominająca, puszczam takie rzeczy w niepamięć. Wydawałoby się, że jestem taka waleczna. Tylko właśnie dla mnie siła to jest przyznanie się do tego, co się czuje, do emocji. Nie miałam ochoty na mszczenie się, czy jakąś walkę z tymi dziewczynami. Po prostu wiedziałam, że takie są reguły fuksówki i one weszły w tę rolę i ten system. To system był chory, a nie jednostka, więc nie miałam wielkiego żalu.
Ale sobie teraz myślę, że dużo rzeczy po prostu wypierałam, zamiatałam pod dywan i sama sobie z tym radziłam. I właśnie to jest chyba ta siła. A może czasem to jest też słabość? Nie wiem, gubię się w tym już teraz.
Czasem to są mechanizmy przetrwania i trudno nam nazwać, czy to jest właśnie siła czy ucieczka.
Tak, ale dla tego pokolenia Z pewnie to już jest słabość.
Mówisz, że cieszy cię ta zmiana na aktorskich uczelniach, tym bardziej, że twoja córka Jagoda myśli o aktorstwie. A właściwie to chyba już się nim zajmuje, prawda?
Troszkę tak i ja szczerze mówiąc, odradzam jej to. Chociaż nie wprost. Odradzam w mojej głowie, w myślach, bo ja niczego nie narzucam, ani niczego nie doradzam. Tylko ją wspieram w jej wyborach. Zagrałyśmy teraz w filmie krótkometrażowym matkę i córkę. To było super doświadczenie. Bardzo potężne, mocne, piękne, wzruszające.
Nauczyła się czegoś dzięki tobie?
Nawzajem uczymy się od siebie, jesteśmy bardzo blisko. Gdy raz w jednym projekcie dostałam rolę, a ona nie, musiałam jej o tym powiedzieć. Taka łezka piękna jej poleciała po policzku, powiedziała: "Cieszę się, mamo, że ty dostałaś tę rolę". Wtedy powiedziałam jej: "Ten zawód jest o niefrustrowaniu się". Ona cały czas widzi, ile ja nagrywam, na ile chodzę castingów, ile ról dostaję, ile nie dostaję.
Sama też niejednokrotnie byłam w takich stanach, że ryczałam i się wk***iałam i mówiłam, że muszę sobie znaleźć jakąś pracę. Często mam jakiś projekt, a potem dwa-trzy miesiące nie mam nic. Muszę zaoszczędzić pieniądze i czekać. Zadzwonią, czy nie zadzwonią?
Czy jest jakiś tytuł, na którym szczególnie ci zależało, ale się nie udało?
Oczywiście, na przykład na "Wielkiej wodzie", "Innych ludziach".
Mówiłyśmy tutaj o byciu matką. Ten motyw jest jednym z ważniejszych w serialu "Udar". Twoja bohaterka staje przed niełatwym wyzwaniem: jej dziecko chce poddać się korekcie płci. Czytając ten scenariusz, po prostu wiedziałaś, jak do tego podejść, czy jednak musiałaś posiłkować się rozmowami na ten temat?
Nie musiałam, bo na szczęście miałam i cały czas mam instynkt macierzyński, którym się kieruję w życiu. Jestem niesamowicie empatyczną i responsywną osobą. Nie mam żadnego problemu z wcielaniem się w role, szczególnie matek. Chociaż na początku serialu wydaje się, że moja bohaterka jest supertoksyczna i już się jej nie lubi. Oglądałam z Jagodą pierwsze trzy odcinki w Kinotece. Jagoda wyszła z kina i powiedziała: "mamo, twojej postaci się nie lubi". A ja: "spokojnie, to są tylko pierwsze odcinki. Potem ją zrozumiesz".
Czy wierzysz w siłę popkultury, seriali i filmów? W to, że historie, które oglądamy i które opowiadamy, potrafią coś zmienić?
Totalnie tak. Wczoraj oglądałam z przyjaciółmi "Emilię Perez" i tam też jest ten temat. Zastanawialiśmy się, czy przez ten film parę osób zdecyduje się na korektę płci? Czy ten film pomoże komuś w decyzji? Bo to jest potwornie ciężka decyzja i bardzo trudny proces. I wszyscy uznaliśmy, że tak, że na pewno.
Ale czy to pomoże też społeczeństwu nauczyć się empatii i zrozumienia?
Ja wierzę, że tak. Pewnie niektórzy ludzie wyłączą ten film po pierwszych minutach. Ale wierzę w to, że emocje zostają. Nawet gniew, jeśli zostanie, to ten gniew w człowieku pracuje i on coś wyzwala. Sztuka wyzwala emocje.
W "Udarze" jednak ta sytuacja jest o tyle inna, że chodzi o dziecko, które jest na progu dojrzewania.
Wiem, że jest bardzo dużo ludzi, rodziców i dzieci, którzy szukają w tej sytuacji wsparcia. I że każdy głos w naszym kraju podejmujący ten temat jest bardzo ważny. Odzywają się do mnie osoby, które dziękują za to, za ten serial. Są poruszeni tym, że zrobiliśmy super robotę. Mam nadzieję, że komuś się coś "rozjaśni".
Gdy myślę o twojej karierze, to dzielę ją na dwie części: przed "Ślepnąc od świateł" i po.
Tak, dużo ludzi też tak mówi. Ja wtedy siedziałam w teatrze. Byłam zanurzona 12 lat w teatrze i rzuciłam etat, przyjechałam do Warszawy, nie miałam pracy i spotkał mnie Krzysiek Skonieczny. Powiedział: "Mam coś dla ciebie, zaproszę cię na casting". I to nie był łatwy casting. To była dwutygodniowa orka, nie spałam przez dwa tygodnie.
Dziś dla jeszcze szerszej publiczności jesteś Kosą ze "Skazanej".
Tak, często przez to zaczepiają mnie ludzie. Nawet teraz, jak byłam w Walencji na święta, leci dziewczyna i mówi: "Jestem twoją fanką!". W Warszawie najmniej, ale w mniejszych miastach w Polsce mnie bardzo często zaczepiają ludzie i właśnie pamiętają albo Pazinę, albo Kosę.
Czy chciałabyś wziąć udział w "Tańcu z gwiazdami"? To często jest trampolina w polskim show biznesie do dużych ról i jeszcze większej popularności.
Taniec jest sztuką, uwielbiam tańczyć i myślałam o tym nie raz. I poszłabym, podjęłabym tę rękawicę. Miałabym tylko jeden problem, bo mam kolano dosyć zniszczone i mogłabym odpaść po drugim, trzecim odcinku. Nieważne, podjęłabym się tego wyzwania, lubię wyzwania.
"Lady love" sexy czy nie? Rozmawiamy o najodważniejszym polskim serialu. Mówimy także o zmianach w drugim sezonie "Squid Game". Jednak żyjemy już nowościami z roku 2025 i wymieniamy najbardziej ekscytujące tytuły nadchodzących 12 miesięcy. Sprawdźcie, czy już o nich słyszeliście. Znajdź nas na Spotify, Apple Podcasts, YouTube, w Audiotece czy Open FM. Możesz też posłuchać poniżej: