Zawracanie gitary
„39 i pół” przyrządzone jest zgodnie ze znaną receptą na serialowy sukces.
W odróżnieniu od „Magdy M.” czy „Teraz albo nigdy”* (wchodzącego na antenę także w wiosennej ramówce, ale nieco później) „39 i pół” z założenia ma nie być serialem wielkomiejskim. Objawia się to tym, że główny bohater funkcjonuje w scenografii równie luksusowej jak w każdym serialu TVN, tyle że otoczenie to kontestuje.
Nie jest szczurem z wyścigu, ale oldskulowym punkrockowcem z Zielonej Góry. Tyle świeżości. Poza tym „39 i pół” przyrządzone jest zgodnie ze znaną receptą na serialowy sukces: sprzedawaj cokolwiek, byle w ładnym opakowaniu.
O ile jestem w stanie zrozumieć, że błąkają się po świecie tuziny dorosłych facetów bez pracy i domu, którym wprawdzie udało się spłodzenie potomstwa, ale wychować go już nie potrafili, o tyle zdecydowanie wątpię, by tacy panowie urzekali płeć przeciwną.
Tymczasem już w pierwszych minutach hitu TVN widzimy niedoszłego idola z kapeli Dirty Track Darka (Tomasz Karolak)
wyskakującego z łóżka pięknej niewiasty, która siłą próbuje zatrzymać go w luksusowym warszawskim apartamencie. Następnie Darek wskakuje do łóżka żony, którą wprawdzie przed siedmioma laty porzucił, ale ma mocne postanowienie poprawy. A dalej to już M jak miłość, tylko miłość i samo życie.
Ale czego ja się czepiam? Wiadomo, że 99 procent Polaków- włącza telewizor, by mieć święty spokój, a nie życiowe dylematy. Kto wie, może ktoś doszuka się w serialu drugiego dna? Na przykład wyszukanej metafory czasów, w których to kobiety są głowami rodziny, a mężczyźni po prostu są.