Trwanie to ciągły postęp przeszłości,
która wgryza się w przyszłość
i nabrzmiewa idąc naprzód
H. Bergson
Przeszłość jest chyba jedyną rzeczną, od której nigdy nie będziemy mogli się uwolnić. To co było, jest na trwałe zapisane w historii świata i określa kim jesteśmy teraz i prawdopodobnie kim się staniemy. Można próbować uciec od przeszłości, ale ona zawsze dogoni z towarzyszącymi jej wyrzutami sumienia, wspomnieniami i pamiątkami. Dogoni, wyciągając na światło dzienne wszystkie sekrety, które chcieliśmy ukryć przez miesiące czy lata ucieczki. To kim byliśmy podlega surowej ocenie bliskich osób i zdarza się, że prowokuje ich odejście. Tylko ci, którzy najbardziej kochają, zostają by walczyć z demonami przeszłości.
Takim wojownikiem musi się stać Claire Kubik, wzięta i odnosząca sukcesy pani adwokat, bohaterka wchodzącego właśnie na nasze ekrany filmu Bez przedawnienia.
Mąż Claire, Tom jest łagodnym i spokojnym przedsiębiorcą budowlanym. Jego największą troską jest sprawienie, by Claire zaszła w ciążę. Pewnego dnia w trakcie robienie świątecznych zakupów Tom zostaje aresztowany przez agentów FBI. Claire jest przekonana, że zaszła pomyłka.
Gdy pojawia się w więzieniu, okazuje się, że jej ukochany nazywa się Ron Chapman i jest oskarżony o dokonanie masowego mordu w Salwadorze.
Claire jest przekonana o niewinności męża i postanawia zostać jego adwokatem. Wraz ze specjalistą d/s prawa wojskowego Charlim Grimesem, usiłuje odkryć przeszłość Toma-Rona i dowiedzieć się, co naprawdę miało miejsce przed laty.
Bez przedawnienia to bardzo solidny dramat sensacyjny. Scenarzyści zadbali, aby akcja była wciągająca, stopniowo dozując napięcie i odkrywając tajemniczą przeszłość Toma-Rona. Niestety popełnili błąd, jakim jest odchodzenie od tematu i od obranego na początku gatunku. Jest zbyt wiele pobocznych wątków (np. chęć posiadania dziecka przez Kubików), które pchają Bez przedawnienia w kierunku taniego melodramatu. Nie podobało mi się też, że scenarzyści pozwolili swojej bohaterce spadać coraz niżej i niżej - musi sprzedać dom, zamieszkać z ekscentryczną siostrą, ciągle ktoś nastaje na jej życie i tak dalej. Dzięki temu zabiegowi walka Claire z przeciwnościami losu i anonimowymi wrogami jest bardziej spektakularna, ale też mniej prawdziwa. W kilku scenach typowy dla amerykańskich filmów patos staje się zbyt jawny i irytujący. Drugą wadą scenariusza jest wykorzystanie schematów do budowy akcji, a szczególnie jej zwrotów.
Doświadczony widz, już w połowie filmu domyśla się jego zakończenia, a każdego zaskakującego wydarzenia oczekuje już kilka minut wcześniej. Reżyser daje wskazówki kto zabił, jednak czyni to w niepotrzebnie prosty, sztampowy sposób.
Carl Franlin nie jest debiutującym twórcą, więc spodziewałam się po jego filmie czegoś więcej.
Mile zaskakują zdjęcia autorstwa Theo van de Sande. Operator tworzy ciekawy nastrój i opowiada bardzo dużo o postaciach za pomocą specjalnego sposobu prowadzenia kamery czy kąta jej ustawienia.
Na przykład w pierwszych scenach filmu widzimy Claire wracającą do biura. Ujęcia z ręki i dość duże zbliżenia sygnalizują, że jest to główna bohaterka i jednocześnie podkreślają jej dynamiczność i wewnętrzną siłę. Jej świat jest piękny, słoneczny i żywy.
W następnym ujęciu widzimy jak nad miastem zapada powoli zmierzch - ciemność napływa nad wysokie budynki i niepostrzeżenie zabiera spokój wiążący się z jasnością i dniem. Noc ze swoją tajemniczą ciemnością przynosi zagrożenie. Taka sama ciemność pojawia się w życiu Claire, którą może ona rozjaśnić, tylko poznając fakty z przeszłości męża.
Podobnie cicha muzyka - która mi się kojarzy z tematem przewodnim filmu Poltergeist - płynąca w tle zwiastuje zagrożenie.
Aktorstwo w Bez przedawnienia jest nierówne. Do aktorki grającej główną rolę, Ashley Judd, trudno mieć zasteżenia - jej występ jest bardzo poprawny, ale nic ponadto. Panna Judd w każdej scenie jest znakomicie uczesana, umalowana i ubrana i tym zwraca największą uwagę. Jej gra jest dobra, ale miejscami nudnawa i można się w niej dopatrzyć maniery.
Nie podobał mi się płaczliwy występ Jamesa Caviezala. Jestem przekonana, że specjaliści od castingu i reżyser powierzyli mu rolę Toma-Rona ze względu na warunki fizycznie. Zakończenie filmu wyjaśnie i potwierdza moje twierdzenie.
Morgan Freeman, znakomity aktor też nie zachwyca. Od pewnego czasu gra w wielu na takim samym dość wysokim poziomie. Choć w porównaniu do poprzednich filmów, jego występ w Bez przedawnienia jest o wiele ciekawszy.
Za najciekawszy uznaję występ Adama Scotta. Jego postać, porucznik Embry, adwokat Toma Kubika stanowi komediowy akcent w dość ponurym dramacie sensacyjnym. Scott buduje swojego bohatera w oparciu o znane stereotypy - jest sztywny, myśli schematami i przez to jest zabawny.
Mimo wszystkich niedociągnięć uważam Bez przedawnienia za dość ciekawy obraz, przynajmniej na tle pozostałych grudniowych propozycji. To solidnie zrobione kino sensacyjne z logiczną intrygą i dobrym aktorstwem.
Warto pokusić się o refleksję - czy warto zatajać przeszłość? Prawda kiedyś przecież wyjdzie na jaw....