Ziemia Obiecana wg Krzystka, czyli NIE MA ZMIŁUJ!
Wajda tłumaczył publiczności festiwalowej, że trudno od niego oczekiwać, by zrobił Ziemię Obiecaną naszych czasów, skoro nie ma odpowiednio nośnego materiału literackiego. Krzystek nie czekał, obejrzał nielegalny w Polsce dokument Dederki o Amwayu (w Chicago obejrzał, tam legalny!) i zrobił. Być może nie jest to Sienkiewicz, może nawet nie Reymont, ale to jest jednak ku pokrzepieniu serc, z tym optymistycznym w końcu finałem, kiedy miłość zwycięża. Rzecz się dzieje w dość zawrotnym tempie, nie wszyscy byli przekonani, że prawdziwe uczucie zdążyło wykiełkować, ale niech tam. Gdyby kto miał wątpliwości, jest nawet charakterystyczny dialog trzech przyjaciół: "Ja nic nie mam, ty nic masz, ale wszyscy mamy razem akurat tyle, by pracować dla Vin-Netu". Gdyby w Polsce istniał taki Vin-Net, niechybnie wytoczyłby Krzystkowi proces, a reżyser by przegrał. W tym co pokazał, podobno nie ma żadnej przesady, rzetelnie to zdokumentował, ale gdyby chciał pokazać trochę więcej, nikt by mu nie uwierzył. Więc musiał tuszować
rzeczywistość. Na pytanie publiczności o drażniące kwestie reklamowe, podane papieskim tonem, odparł że to już było i właśnie to go irytuje, że nie było w mediach niemal żadnej reakcji na takowe nadużycie. Dzisiaj wszystko wolno, ale warto pamiętać, że to nie Papież jest tym, który najbardziej się obraża.
Najbardziej zdumiewający był może kontrast nowoczesnych ludzi-robotów z komórami w garniturkach, krawacikach i przy neseserkach z tradycyjną robotą oszusta indywidualisty starego typu, normalną wszą i mendą, nie pozbawioną wszelako ludzkiego oblicza. Jakże on na ich tle zyskiwał!
Gdybym miał wybierać, naprawdę nie wiem, w których czasach wolałbym się znaleźć...(pha)