Zły smak
Podjęcie się adaptacji nietuzinkowej "Nostalgii anioła" okazało się dla Petera Jacksona cokolwiek karkołomne. Wyraźnie przytłoczony i rozleniwiony możliwościami wielomilionowych budżetów, autor "Władcy Pierścieni" i "King Konga" zapomniał jak opowiadać bez użycia komputerowych czarów. Dlatego też ambicje oryginalnej "Nostalgii..." autorstwa Alice Sebold skutecznie przytłacza kolorowa tandeta uniwersalizująca i spłycająca wszelkie zawarte w niej treści. Ulegając niedostatecznemu rozwinięciu poszczególnych wątków, film opowiada o wszystkim i niczym: jest tu próba nakreślenia portretu seryjnego mordercy, baśń o dziewczynce godzącej się z własną śmiercią, niespełniony kryminał, w którym bezsilność przeplata się z obsesją, a wreszcie populistyczne dywagacje o wpływie pojedynczego żywota na te z najbliższego otoczenia.
Patrząc na produkcje, które biorąc sobie za cel jedno tylko z powyższych zagadnień osiągnęły w jego obrębie mniejszą ("Uwierz w ducha", "Opętanie") lub większą ("Zodiak", "Milczenie owiec") precyzję, twór Jacksona staje się mozaiką niewykorzystanych szans, niezgrabnym wręcz składakiem niedookreślonych założeń. Narracja "Nostalgii..." ugina się pod naporem niezdecydowania, ale też patosu: kiczowate sekwencje niebiańskiej indyferencji atakują znienacka, zazwyczaj wspierane przez mocno pretensjonalną narrację, którą Jackson usiłuje dookreślać postępujące wydarzenia. Efekt końcowy poraża. Cóż się bowiem okazuje? Śmierć za młodu jest wyzwoleniem z rodzicielskiego kagańca i upragnionym docenieniem ze strony pogrążonego w żałobie otoczenia. Niczym mniej, niczym więcej. W tym kontekście morderca staje się miłosiernym aniołem stróżem. Bajeczne krajobrazy i kolorowe łąki rozdaje gratis.
Skojarzenie z "Niebiańskimi istotami", tematycznie najśmielszym z wszystkich dokonań Jacksona, jest nieuniknione. Tam również w nastoletni żywot wpisane zostało morderstwo, a świat fantazji przeplatał się z tym rzeczywistym. Przed szesnastoma laty Nowozelandczyk potrafił jednak okiełznać wyobraźnię i wzbogacić narrację o wymaganą surowość. Porażka "Nostalgii anioła" staje się więc widoczna przede wszystkim na tle tego właśnie filmu: tyleż emocjonalnego, co konsekwentnego w konstrukcji fabularnej głębi. Tymczasem płaszczyznom widzianym za życia i już po śmierci oczyma zamordowanej Susie Salmon zabrakło obu tych czynników. Jackson zastępuje je pocieszającymi banałami w stylu Paulo Coelho, będąc przy tym mocno wybiórczym w czerpaniu z materiału źródłowego. Tam, gdzie mu pasuje używa całych sentencji z książki, gdzie indziej zniekształca (czy wręcz pomija) całe jej rozdziały.
Można by więc machnąć na to wszystko ręką, ale ostatecznie Jacksona ratują aktorzy, nadając jego filmowi wystarczająco dużo prestiżu, by urósł on do rangi ambitnej porażki. Saoirse Ronan, fantastyczna aktorka młodego pokolenia, jest zaskakująco dojrzała w kreśleniu niuansów skomplikowanej osobowości swej nastoletniej bohaterki, podczas gdy Stanley Tucci budzi grozę najlepszą, jakże odmienną od dotychczasowego emploi rolą w karierze. Konfrontacja obojga jest bodajże najlepszą sceną w całym filmie: niespokojną, pełną mimowolnego napięcia, ale i przykrej świadomości: morderca okaże się dla kruchej i ufnej trzynastolatki bezlitosny. Niestety, sam reżyser jest już dalece bardziej bojaźliwy. Samo morderstwo kwituje szybkim cięciem do następnej sceny, a w miejsce otwartych pytań dość sumiennie wciska łatwe odpowiedzi. Ot, "Zły smak", chciałoby się rzec za tytułem jednego z jego wczesnych filmów.