Teraz, gdy poznałem, „Witaj w klubie”, nie mam już żadnych wątpliwości, że Matthew McConaughey nie tylko całkowicie zasłużył na Oscara za swoją rolę, ale być może zagrał swoją życiową rolę. Jeszcze przed rozdaniem Oscarów moim faworytem był Leonardo DiCaprio, ale choć jego rola jest doskonała, to ta nie ma sobie równych. I co równie istotne, nie bez znaczenia jest też fakt, że rodowitego Teksańczyka zagrał inny Teksańczyk z krwi i kości. Aktor, którego wybór do tej roli był najlepszy z możliwych. Matthew McConaughey dał się już poznać wcześniej, jako aktor nieprzeciętny, charyzmatyczny, dla którego rola Rona była szyta na miarę. Kreacja, której w żaden sposób nie można się oprzeć. Historia Rona, mężczyzny żyjącego od zawsze na skraju, mężczyzny zakochanego w rodeo, kobietach i Burbonie, trudno tylko rozeznać, co było na miejscu pierwszym, a co ostatnim, ta właśnie historia daje mocnego emocjonalnego kopa. Wyjątkowa metamorfoza na przestrzeni lat sprawia, że Ron Woodroof diametralnie zmienia spojrzenie na
otaczający go świat. Sam stroniący od gejów w określonym momencie wyciąga do nich rękę dając im szansę na godne zmaganie z chorobą, niż umożliwiało to państwo w latach osiemdziesiątych XX wieku. Państwo, z którym toczy ciężkie boje o godne życie i godne umieranie w obliczu choroby, w okresie, w którym Stany dopiero starały się zapanować nad tym problemem, choć działo się to istotnie bardzo opornie. Pierwsza diagnoza dawała Ronowi 30 dni życia… 30 dni! Większość by się po takiej wiadomości załamała, straciła sens w dalszą egzystencję, w to, że warto jeszcze cokolwiek robić. Większość, ale nie Ron, on wygarnął śmierci i zaśmiał się w jej twarz, potrzebowała ich, ponad 2500, aby zabrać go na ciemną stronę mocy. Co ważne, nie był sam. Chwilę trwa zanim przekona się do transseksualistki Rayony (Jared Leto), ale to właśnie dzięki niej i z jej pomocą będzie mógł stworzyć misję swego życia. Z początku, jako forma łatwego biznesu i szukania przede wszystkim poza granicami Stanów leków, które są w stanie przezwyciężyć
chorobę, minimalizując przynajmniej jej skutki. Z czasem, jako jedyna forma przetrwania dla wielu bliskich mu w chorobie braci. I jest też Eve Saks (Jennifer Garner)
, lekarz immunolog, która jest na pierwszej linii frontu w zmaganiach z tą nową chorobą. W określonym momencie uświadamia sobie, że testowanie leków jest dalekie od pomagania umierającym ludziom. Swoją metamorfozę zawdzięcza w dużej mierze Rayonie, ale i Ronowi i jest gotowa stanąć po właściwej stronie barykady. Matthew McConaughey w jednej z wypowiedzi zauważył, „Grając tę postać, nigdy nie zapominałem, że przede wszystkim był biznesmenem, człowiekiem, który robił wszystko, by przetrwać. Potem został wojownikiem w słusznej sprawie, lecz niemal nieświadomie. Pomógł uratować wiele osób i czy zrobił to dla innych, czy z egoistycznych pobudek, udało mu się”. Historia, którą pokazano w filmie nie jest literacką fikcją, historia, którą pokazano w filmie wykreowało życie. I to ono samo w pewnym momencie objawiło światu AIDS, coś, czego przez pewien
czas zupełnie nie rozumieliśmy. Jak też świadomości, że jest jakiś wirus HIV, który w szybkim czasie otwiera wrota śmierci.