Życie od kuchni (No Reservations)
Walijka Catherine Zeta-Jones powinna się jeszcze wiele nauczyć od Angielki Nigelli Lawson, zarówno jeśli chodzi o sztukę przyrządzania potraw, jak i uwodzenia publiczności.
Zgodnie z założeniem twórców "Życia od kuchni" Kate jest świetnym kucharzem, który wymyśla własne przepisy. Kreująca ją Zeta-Jones najwyraźniej czuje się w kuchni jak słoń w składzie porcelany. Aktorka nie potrafi wprawnie posługiwać się nożem, a kompozycje ułożone przez nią na talerzu rozsypują się, gdy tylko kelner weźmie naczynie do ręki. Nick (starający się wykrzesać z siebie i partnerki nieco entuzjazmu Aaron Eckhart)
- nowy pracownik Kate - kilkakrotnie twierdzi, że to zaszczyt gotować z tak uznanym szefem kuchni, ale kto tak naprawdę chciałby pracować z zasadniczym, niezrównoważonym i nadętym bossem?
Filmowcy niedostatecznie przemyśleli także inne wątki filmu. Mało realistycznie wypada motyw sąsiada zauroczonego Kate. Sean potraktowany został jak wypełniacz: kiedy trzeba wprowadza zamieszanie, bo jest tym "trzecim", kiedy indziej doradza w kwestiach wychowania dzieci. Natomiast wątek osieroconej siostrzenicy Kate, Zoe (nijaka Abigail Breslin) obnaża niedostatki umiejętności aktorskich Zety-Jones - tak sztucznych scen rozpaczy dawno już nie było na ekranach kin.
Można twierdzić, że wdzięk nie jest do niczego potrzebny żyjącej wyłącznie pracą Kate, ale "Życie od kuchni" jest w znacznej mierze komedią romantyczną. Dobrze by było, gdyby główna bohaterka miała w sobie coś pociągającego. Tymczasem w Kate nie można się doszukać niczego, co tłumaczyłoby zachwyt dwóch mężczyzn i ogromny, mimo wszystko, spokój siostrzenicy. Bohaterka broni się tylko dzięki urodzie odtwarzającej ją aktorki. Znacznie przyjemniejszych doznań estetycznych dostarczają jednak programy Nigelli Lawson.