Numer 1 na Netfliksie w 56 krajach. 30‑minutowa scena zeznań o gwałtach szokuje. Hit popełnia jednak stare błędy [RECENZJA]
"Potwory: Historia Lyle'a i Erika Menendezów" to opowieść inspirowana prawdziwymi wydarzeniami z 1989 roku, gdy tytułowi bohaterowie zabili swoich rodziców. W trakcie trwania procesu wychodzą szokujące kulisy z życia rodziny bogaczy. Największy problem serialu? Twórcy nie wiedzą, kogo chcą przedstawić jako prawdziwych potworów historii.
Dwa lata po premierze "Dahmer. Potwór: Historia Jeffreya Dahmera" Ryan Murphy wrócił z kolejnym true crime story. Tym razem twórca zdecydował się przedstawić głośną sprawę z 20 sierpnia 1989 roku. Wówczas bracia Lyle i Erik Menendez weszli do willi swoich rodziców w Beverly Hills i zastrzelili Jose oraz Kitty Menendezów. Zabójcy uciekli z miejsca zbrodni, ale po kilku godzinach wrócili, zadzwonili na policję i poinformowali władze, że ktoś zabił ich mamę oraz ojca. Przez długi czas udawało im się ukryć, że to oni są odpowiedzialni za śmierć rodziców.
Przełomem w sprawie okazały się zeznania Judalon Smyth, która była kochanką psychologa braci, Jeromego Oziela. Mężczyzna zdradził swojej partnerce, że jeden z Menendezów zwierzył mu się, iż razem z bratem zabił swoich rodziców. Oziela obowiązywała tajemnica lekarska, dlatego nie przekazał tej informacji odpowiednim służbom. Gdy psycholog zerwał ze Smyth, zraniona kobieta postanowiła się odegrać na byłym chłopaku i poinformowała o wszystkim policję.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Proces braci transmitowano w telewizji. Miliony Amerykanów śledziły sprawę. W trakcie trwania procesu wyszły na jaw szokujące szczegóły z życia rodziny Menedezów. Bracia utrzymywali, że Jose i Kitty znęcali się nad nimi psychicznie i fizycznie. Ojciec miał molestować seksualnie obu braci. Serial Netfliksa był zapowiadany jako historia, która odpowie na pytanie, kto był prawdziwym potworem. Czy to się udało? Nie do końca.
Ofiary czy kaci?
Serial "Potwory: Historia Lyle'a i Erika Menendezów" zadebiutował na Netfliksie 19 września i z miejsca stał się hitem. Już w pierwszy weekend wyświetlania produkcja była numerem 1 w 56 krajach, w tym w Polsce i USA. Taki wynik nie dziwi. Filmy i seriale, które bazują na prawdziwych wydarzeniach przyciągają widzów od zawsze. Poprzednia produkcja Murphy'ego o Dahmerze wybiła się z tych samych powodów i z tych samych wzbudzała kontrowersje.
Głównym problemem opowiadania o seryjnych mordercach czy zbrodniarzach jest chęć przedstawienia ich w szerszym kontekście niż jedynie z perspektywy dokonanych przez nich przestępstw. Łatwo przy tym wpaść w pułapkę "usprawiedliwiania" ich czynów. Wiadomo bowiem, że często ludzie, którzy dokonują zbrodni, mają w swoim życiu ciężkie historie z przeszłości, dzieciństwa, które ich ukształtowały. Czy to powinno być jednak usprawiedliwieniem dla faktu, że sami stają się "potworami"?
W historii braci Menendezów nie brakuje dramatów. Lyle i Erik przed sądem ze szczegółami opowiadali, jak ojciec od najmłodszych lat zmuszał ich do wspólnych pryszniców i masaży. Gdy byli nastolatkami, kazał im uprawiać ze sobą seks oralny. Doszło również do gwałtów. Serial mówi o tym wprost. W piątym odcinku zatytułowanym "Skrzywdzony" aktor wcielający się w Erika przez 30 minut opowiada swojej prawniczce o rodzajach seksu, do których zmuszał go ojciec. Z najdrobniejszymi szczegółami. Kamera przez cały czas trwania tego epizodu jest skierowana na niego, pokazując emocje ofiary, jak lęk, zagubienie czy obrzydzenie.
Serial chce usprawiedliwić nie tylko działanie braci. Chwilę później widzowie dowiadują się, że Jose Menendez także był molestowany w dzieciństwie przez matkę, a jego żona Kitty była świadkiem przemocy w rodzinnym domu. Twórcy nie podają nam na tacy tezy, że przemoc rodzi przemoc. Oni wciskają nam ją do gardła, próbując pokazać, że za każdym złym uczynkiem, za każdą zbrodnią stoi historia człowieka, który ją popełnił.
Romantyzowanie przestępcy było jednym z zarzutów widzów i krytyków przy serialu o Dahmerze. "Potwory: Historia Lyle'a i Erika Menendezów" mierzą się z podobną krytyką. Aktorzy wcielający się w braci (Cooper Koch i Nicholas Alexander Chavez) są przystojni i wysportowani. Ich kat, czyli ojciec (świetna rola Javiera Bardema) w połowie sezonu okazuje się pogubionym i skrzywdzonym przez matkę mężczyzną. Twórcy z Murphym na czele ewidentnie wychodzą z założenia, że każdy przestępca stał się nim, bo przeżył traumę. Niestety tym samym nie odpowiadają na pytania, o to, kto jest potworem, bo każdy wydaje się być ofiarą.
Niepotrzebne wątki i epatowanie makabrą
Drugi sezon hitu Netfliksa składa się z dziewięciu odcinków. Pod koniec serii trudno się zorientować, o czym tak naprawdę chcą opowiedzieć jego twórcy. Pojawia się masa pobocznych i zupełnie niepotrzebnych wątków, które tylko wydłużają serial i powodują, że wytraca on tempo. Pojawienie się nagle w więzieniu O.J. Simpson czy sceny, w których pani adwokat stara się o adopcję dziecka są kompletnie zbędne dla ogółu fabuły.
Pokazywanie z każdej strony, z bliska i wielokrotnie roztrzaskanych ciał Menendezów również nie wnosi niczego do historii. Moment zabójstwa jest przedstawiony wystarczająco brutalnie. Mimo to twórcy wracają do scen, w których epatują połową twarzy bohatera granego przez Bardema.
Wszystko to sprawia, że choć życie samo napisało ciekawy i złożony scenariusz, to Murphy postanowił go poprowadzić w taki sposób, że zamiast odpowiedzi, mnożą się pytania, a zabójcy i gwałciciele wzbudzają współczucie.
Karolina Grabińska, dziennikarka Wirtualnej Polski
W najnowszym odcinku podcastu "Clickbait" opowiadamy o porażającym Colinie Farrellu w "Pingwinie", opowiadamy o prawdziwej żyle złota w kinie, ale uwaga; tylko dla widzów o mocnych nerwach! Przyznajemy się także do naszych "guilty pleasures", wiecie co to? Znajdź nas na Spotify, Apple Podcasts, YouTube, w Audiotece czy Open FM. Możesz też posłuchać poniżej: