Grochowska: "W Polsce nie umiemy zaakceptować oddania rodziców do domu opieki na starość"
Bożena Domańska przez lata pracowała jako opiekunka i pomoc domowa w zamożnej rodzinie w Zurychu. Wydawało jej się, że pracodawcy ją szanują i cenią. Cieszyła się, że dobrze wykonuje swoją pracę. Do czasu. Gdy z dnia na dzień została zwolniona dyscyplinarnie, przekonała się, jaka naprawdę jest jej pozycja. Historia Domańskiej była inspiracją filmu "Moja cudowna Wanda", w którym w głównej roli zobaczymy Agnieszkę Grochowską. Poznajcie szczegóły!
Kobieta postanowiła walczyć o swoje. Poszła do sądu, który przyznał, że pozbawiono ją pracy bezpodstawnie. Wyrok wywołał w Szwajcarii dyskusję na temat tego, jak tamtejsze społeczeństwo wyzyskuje imigrantów ze Wschodu. W jej efekcie zmieniono prawo, które teraz bierze stronę słabszych. Zachwycona postawą Domańskiej reżyserka Bettina Oberli postanowiła poświęcić jej swój nowy projekt. Ostatecznie wchodzący na ekrany kin 13 sierpnia film "Moja cudowna Wanda" jest jedynie inspirowany historią Polki, ale świetnie oddaje rzeczywistość Polek zarabiających na utrzymanie rodziny za granicą. W tytułową rolę wciela się Agnieszka Grochowska.
Artur Zaborski: Chyba lubisz czuć trochę dyskomfortu, prawda?
Agnieszka Grochowska: Dlaczego?
Jesteś jedną z najbardziej cenionych aktorek w Polsce, zna cię i szanuje środowisko, a ty wyjeżdżasz na kilka miesięcy do pracy na planie w Szwajcarii, gdzie musisz to, na co cię stać, udowadniać od nowa.
Odrobinę pomogły mi w tym zdjęcia próbne - skoro ktoś decyduje się po nich na współpracę ze mną, to najwyraźniej ma ku temu powód. Czasami takie zmiany są trudne - człowiek chce czuć się dobrze i bezpiecznie, chce wejść na plan i znać wszystkie uśmiechnięte twarze. Ugruntowana pozycja to również pewien komfort. Jednak plany filmowe, wbrew pozorom, wszędzie są podobne. Jedziesz do Zurychu, Londynu, a układ pracy wszędzie jest zbliżony. Po dwóch dniach spędzonych na planie orientujesz się we wszystkim, czujesz się bardzo swobodnie. A kiedy scenariusz jest dobry, tak jak w tym przypadku, wiesz, że masz nad czym pracować.
Najgorsza sytuacja zachodzi wtedy, gdy nie ma takiego materiału i te propozycje staram się odrzucać. Satysfakcja bierze się przede wszystkim z faktu, że sprawdzasz się w innym miejscu, wiesz, że potrafisz pracować nie tylko w kraju, w którym wszyscy cię znają i lubią. Podejmujesz wyzwania językowe, wyrażasz emocje w nowy sposób. Kiedy moje aktorstwo działa nie tylko po polsku, ale także po niemiecku, jestem z siebie bardzo zadowolona.
Nie chciałabyś czasami poczuć się wielką gwiazdą? Powymyślać i pogrymasić?
Nie, wolę się cieszyć z tego, że w ogóle mogę wykonywać mój zawód. Pracowałam kiedyś na planie filmowym w Kazachstanie, gdzie warunki naturalne były ciężkie. Operator śmiał się ze mnie, bo większość belgijskich aktorek, z którymi współpracował, po trzecim dniu rzuciłaby pracę, a ja byłam zachwycona. Myślę, że wynika to z pasji i żądzy przygody. Wszystko mnie interesuje - wydarzenia wokół, relacje międzyludzkie. W pracy nie znoszę tylko jednej rzeczy: nudy. Już na poziomie scenariusza muszę tak dobierać projekty, aby były dla mnie interesujące. Gatunek jest mi obojętny - może się zdarzyć, że zainteresuje mnie kino gangsterskie, w którym nigdy dotąd nie brałam udziału. Mam pewne umiejętności warsztatowe i staram się je wykorzystywać, sprawdzać się w nowych rolach.
Ciekawość świata towarzyszy ci od dzieciństwa?
Byłam bardzo żywym dzieckiem. Moja kariera aktorska nie była jednak oczywista, bo mimo wszystko byłam dość nieśmiała, nie lubiłam popisywać się czy być na świeczniku. Zawód aktora daje ci z kolei możliwość bycia odważnym, można w nim zrobić wszystko, co stanowi dla mnie ciekawe uzupełnienie osobowości. Oczywiście najpierw trzeba się przełamać. Musiałbyś zapytać moich bliskich, co mówię i jak zachowuję się, kiedy zaczynają się nowe zdjęcia.
A co mówisz?
Wykonuję ten zawód od ponad 20 lat, ale kiedy rozpoczynam kolejny projekt, ze strachu nie jestem w stanie funkcjonować. Stresuję się, wydaje mi się, że nic nie potrafię. Mijają dwa dni i znowu nabieram wprawy, swobody, wszystko mnie ciekawi. Wieczne przełamywanie lęku jest mi po prostu jako człowiekowi potrzebne. Muszę udowadniać sobie, że mogę to zrobić, że jestem coś warta, że coś umiem. Przechodzenie pewnych procesów i rozwijanie się są dla mnie szalenie ważne. Czasem dostaję nowe zadania fizyczne, ale przede wszystkim chodzi o duchowość i zyskiwanie świadomości na swój temat.
Scenariusze, które wybieram, rezonują z częścią mojej historii, co pozwala mi czegoś się o sobie dowiedzieć, nauczyć. Zmienić się i ulepszyć, aby było mi łatwiej żyć. Mój zawód daje mi na to nieprawdopodobną szansę. To trochę tak jak skok z wysokości. Nie wiem, czy pode mną jest woda, ale i tak to robię. Zmusza mnie do tego praca, chociaż paraliżuje mnie strach. A potem okazuje się, że jest pięknie.
Wiele osób myśli, że jak osiąga się pewien pułap, to potem nie trzeba już nic robić. A prawda jest przecież taka, że wszyscy chcemy się dalej rozwijać, niezależnie od zajmowanej pozycji.
Chciałabym zachować takie podejście do życia. To sprawia, że jest ciekawie. Aktorstwo dodatkowo jest w pewien sposób niepoliczalne - trudno określić, co umiesz, a czego nie. Zdarzają się świetni aktorzy potrafiący śpiewać, tańczyć, pływać, walczyć, ale takie wykształcenie to zupełnie inna szkoła. W naszej szerokości geograficznej nie jest to takie proste - są rzeczy, których jestem w stanie nauczyć się, bo projekt tego wymaga, ale nasza edukacja wygląda inaczej. Czasami masz poczucie, że coś umiesz, a jednocześnie nie umiesz nic. Dlatego scenariusz i osoby, z którymi współpracuję, są tak ważne, od nich wszystko zależy. Jeśli ktoś powie, że "Moja cudowna Wanda" jest dobrym filmem, to w dużej mierze będzie to właśnie zasługa wspaniałej pracy zespołowej.
Twoja Wanda jest polską imigrantką w Zurychu, ale jej portret jest daleki od tego, do czego przyzwyczaiło nas kino, które lubi żałować Polaków wyjeżdżających za pracą. A Wanda, choć nie ma w życiu łatwo, umie o sobie decydować, nie jest biedną, pokrzywdzoną przez los kobietą.
Wydaje mi się, że to właśnie jest prawdziwe. Wszyscy mamy jakieś przywary. Cieszę się, że nie musiałam odgrywać bohaterki uciemiężonej, biednej, wykorzystywanej przez otoczenie. W życiu tak bywa, ale są to rzadkie przypadki. Dużo ciekawsze jest wcielanie się w kogoś, kto podejmuje samodzielne decyzje i działania, znajduje się w danym miejscu z własnej woli. Wówczas niewłaściwe zachowanie innych osób w stosunku do naszego bohatera daje nam duże pole do reagowania na nie.
Sam fakt, że ktoś traktuje nas źle, nie oznacza przecież, że musimy się z tym źle czuć. Odpowiedzialność ponosi osoba, która się tego dopuściła, a nie ta, w którą dane działania były wymierzone. To szalenie trudne, bo niemal codziennie doświadczamy takich sytuacji - gdyby radzenie sobie z nimi było łatwe, bylibyśmy pozbawieni kompleksów, swobodni. Liczylibyśmy się z tym, że ktoś spojrzy na nas krzywo, czego przecież doświadczamy i co sami robimy w stosunku do innych.
Praca nad tym projektem była bardzo ciekawa i starałam się, żeby Wanda sama uwalniała się od różnych zmartwień. Negocjowała z nimi, zamiast traktować je jako wymierzony w nią policzek. Stawia swoje warunki na tyle, na ile może sobie pozwolić. Pracuje, podpisuje umowę, na którą jednocześnie może się nie zgodzić. To było dla mnie kluczowe.
Punktujecie jednocześnie Polaków i Szwajcarów.
Wszystkie postacie mają coś za uszami i starają się wyjść na swoje. W pierwszej części filmu Wanda jest katalizatorem wytwarzającej się w rodzinie dynamiki. Z jednej strony mieszka w suterenie, bo gdzie indziej nie ma dla niej miejsca, z drugiej zaś familia po prostu wstydzi się tego, że nie jest w stanie zająć się własnym ojcem, mężem. Wyczuwamy w nich ewidentny brak empatii. Może dziadkowie, będący jednocześnie rodzicami własnych dzieci, nie udzielili im odpowiednich lekcji, w związku z czym nie potrafią one teraz zająć się Josefem.
Oczywiście, Wanda ma również własne cele, co uwydatnia się w dalszej części filmu. Projekt dotyka też kwestii tego, w jaki sposób myśli i porozumiewa się świat zachodnioeuropejski. Akcja dzieje się w Szwajcarii, ale mogłaby toczyć się w każdym innym kraju, nawet w Polsce. Proporcje byłyby inne, ale przecież do nas również przyjeżdżają obcokrajowcy, wykonujący różnego rodzaju prace. Nie występuje u nas aż tak skrajna różnica w zarobkach, ale zachodnie podejście do życia to według mnie obłęd.
Oni są dla wszystkich mili, zapraszają imigrantów do siebie, proponując im tak naprawdę dużo mniejsze pieniądze za te same stanowiska i warunki, w których sami nie chcieliby funkcjonować. System nie działa tak, jak powinien. W filmie jest taka scena, w której pani domu proponuje Wandzie dodatkowe trzy miesiące pracy jako gosposia za 200 franków. Wydaje się, że to jest tak żenująca propozycja, że wyolbrzymiliśmy ją na potrzeby filmu. Niestety, w rzeczywistości to nie jest nic niezwykłego.
Rozmawiałaś z polskimi pracownicami w Szwajcarii?
Nasz film inspirowany jest postacią Bożeny Domańskiej, która przez lata pracowała u szwajcarskiej rodziny. Tak jak Wanda, dostawała za to regularnie pieniądze, pracodawcy sprawiali wrażenie, że jest dla nich istotna. Aż tu nagle pewnego dnia straciła pracę. Ci, którzy deklarowali przywiązanie do niej, bez mrugnięcia okiem ją zwolnili dyscyplinarnie. Bożena odwołała się. Poszła do sądu pracy i wygrała. Dostała odszkodowanie, w Szwajcarii rozpoczęła się ogólnokrajowa dyskusja na temat tego, jak traktujemy przyjezdnych, jakie prawa im dajemy. Efekt był taki, że zmieniono prawo. Bożena stała się symbolem tych przemian.
To była głośna sprawa w Szwajcarii?
Na tyle, że wyemitowano film dokumentalny o niej w niedzielę w prime timie. To właśnie wtedy zobaczyła go reżyserka Bettina Oberli, która tak się Bożeną zachwyciła, że zapragnęła swój kolejny film poświęcić postaci polskiej imigrantki w Szwajcarii. Bettinie bardzo zależało na tym, żeby to nie był film moralizatorski, żeby dawał widzowi przestrzeń do własnej interpretacji. W końcu często odruchowo oceniamy wszystkich i wszystko, a potem okazuje się, że jest zupełnie inaczej.
"Moja cudowna Wanda" nie jest biografią Bożeny Domańskiej, ale odbija los jej i innych kobiet ze wschodniej części Europy pracujących w arcyzamożnych społeczeństwach. Dysproporcje między bogatymi a biednymi w Szwajcarii są nieporównywalne z tym, jak to wygląda w Polsce. Tam ta przepaść jest gigantyczna.
W Polsce te proporcje się pogłębiają za sprawą imigrantów z Ukrainy czy zza Uralu.
To prawda, a my się dopiero uczymy odnajdywać w tej nowej sytuacji. W innych krajach istnieje już jakaś dynamika, lepsza lub gorsza, ale zaakceptowana. U nas wciąż wszystko jest płynne. W czasie moich ostatnich zdjęć do filmu powiedziano mi, że na planie znajdują się statyści z Ukrainy, co oznacza, że zmiany zachodzą także w świecie filmowym. Może nie jest to nic wybitnie zaskakującego, ale takie obserwacje na pewno są interesujące.
Polacy bardzo różnią się od Szwajcarów. Moglibyśmy dokonać analizy naszych społeczeństw, sięgając już do czasów wojen, porównywać poziom zamożności i inne aspekty. W naszym kraju wciąż nie możemy zaakceptować na przykład oddania rodziców do domu opieki na starość - to my musimy się nimi zajmować. Jest mi trudno opisać to pod kątem socjologicznym, nie jestem specjalistką, ale jesteśmy po prostu zupełnie inaczej wychowani, inaczej budujemy swoje relacje. Przypadek pacjenta, którym opiekuje się Wanda, nie wymaga pomocy stricte specjalistycznej. Wraz z nimi w domu przebywają inni ludzie, rodzina. I to jest normalne tam, ale dla nas, Polaków, już niekoniecznie.
W Polsce oddanie rodzica do zakładu opieki brzmi jak wydany przez dziecko wyrok.
W ludzkiej psychice zakorzenione jest myślenie, że nasze decyzje i działania podlegają nieustannej ocenie. Nie dość, że sami siebie osądzamy, to jeszcze robią to inni. Nawet jeśli czujemy, że pewne wybory są w porządku, myślimy, że nie możemy ich podjąć, ponieważ będą one podlegały wartościowaniu. Myślenie o sobie - dbanie o siebie, decydowanie o własnym życiu, wykorzystywanie intelektu i emocji - postrzegane jest jako egoistyczne i niewłaściwe.
Tobie udaje ci się przed tym uciec?
To zależy od momentu i sytuacji. Obawiam się, że ta przypadłość dopada nas wszystkich, ale staram się ją dostrzegać i rozumieć.