Czyżby uroda nie miała znaczenia?
Aleksandra Śląska była jednak daleka od opierania swojej kariery na atutach zewnętrznych. Specyficzną urodę wykorzystywała wyłącznie jako jedno z narzędzi służących jej do pracy. Tę zaczynała w Teatrze im. Juliusza Słowackiego w Krakowie. Miała wówczas dwadzieścia jeden lat. Od początku grywała jednak postaci zdecydowanych i silnych kobiet. Podobnie jak jej bohaterki zawsze wiedziała, czego chce i dokąd idzie.
Pisano o niej, że nawet role amantek były w jej wykonaniu rolami na miarę wielkiego dramatycznego talentu. Jest w jej dorobku epizodyczna (ale nagrodzona w Cannes!) rola w "Piątce z ulicy Barskiej" (1953) Forda, są kreacje w filmach historycznych ("Epitafium dla Barbary Radziwiłłówny", 1982) czy dramatach okupacyjnych ("Pasażerka", 1963). Nawet najmniejsza spośród nich potwierdza, że Śląska szukała w postaci autentyzmu i prawdy.
„Mnie w tej chwili szalenie absorbuje dociekanie złożoności psychologicznej każdej postaci. Bo czy utwór klasyczny czy współczesny, czy przedstawia problematykę filozoficzną, polityczną czy moralną, wszędzie człowiek ma prawo być skomplikowany“ – mówiła w 1964 roku – „nieprawda to dla aktora słowo najgroźniejsze. I wydaje mi się, że właśnie współczesne aktorstwo polega w dużej mierze na tym, co ogólnie nazywamy przybliżeniem odtwarzanej postaci do widza. Co to znaczy przybliżać? To znaczy pokazywać ją w wielu aspektach, zróżnicować wewnętrznie“.