Ana de Armas w "Nie czas umierać". Takiej dziewczyny James Bond jeszcze nie spotkał
Przybyła do Hollywood, nie znając angielskiego, ale nie przeszkodziło jej to nieźle namieszać w branży filmowej. Bez trudu zdobyła serce ostatniego Batmana, a teraz została dziewczyną agenta 007. Niebawem zobaczymy ją na ekranie jako Marilyn Monroe. Jak to się stało, że Ana de Armas, skromna dziewczyna pochodząca z Kuby, jest dziś jedną z najgorętszych gwiazd w fabryce snów?
Jak wiele nastolatek, Ana de Armas również myślała o zostaniu sławną aktorką, ale nie spodziewała się, że jej marzenie kiedykolwiek się spełni. Wychowywała się w niezamożnej rodzinie i nie sądziła, że uda się jej kiedyś opuścić rodzinną Kubę. Talent aktorski przejawiała od dziecka; uwielbiała oglądać filmy i często ćwiczyła przed lustrem sceny, które wyjątkowo zapadły jej w pamięć. Jednak jeszcze przez kilka następnych lat uważała, że to tylko mrzonki i pisane jest jej zwykłe, spokojne życie. - Niewiele osób decyduje się stąd wyjechać; trzeba wykazać się naprawdę wielką odwagą, by zrealizować swoje sny - mówiła w wywiadzie dla "The Sun".
Całe szczęście de Armas miała nie tylko odwagę, ale i hiszpański paszport. Po ukończeniu szkoły i osiągnięciu pełnoletności postanowiła wyjechać do Hiszpanii i tam wziąć udział w przesłuchaniu do filmu.
Szczęście jej dopisało. Już tydzień po przybyciu do kraju spotkała kierownika obsady, który zaproponował młodej dziewczynie rolę w serialu "Internat", co "zmieniło jej życie o sto osiemdziesiąt stopni". Wystąpiła w kilku innych hiszpańskich produkcjach, aż wreszcie postanowiła postawić wszystko na jedną kartę i wyjechać do Los Angeles, chociaż, jak przyznawała, zupełnie nie znała wtedy języka angielskiego.
ZOBACZ TEŻ: "Nie czas umierać" (2021) - nowy zwiastun
Okazała się pilną uczennicą. Problemem jednak wciąż pozostawał jej akcent – obawiała się, że zostanie zaszufladkowana, a filmowcy będą na nią patrzeć z góry. Dlatego tak ucieszyła ją propozycja zagrania w "Kto tam?" (film Eliego Rotha to jej hollywoodzki debiut), a później między innymi w "Rekinach wojny" (2016). - Byłam zachwycona, że studio zgodziło się na aktorkę z akcentem, bo w Hollywood często stanowi to poważny problem - wyznawała.
Ukochana Batmana
Jeszcze zanim de Armas przybyła do Hollywood, wyszła za Marka Cloteta, hiszpańskiego modela i aktora. Ich małżeństwo rozpadło się w 2013 r., po niecałych trzech latach. Wkrótce po rozwodzie aktorka zdecydowała się wyjechać do Ameryki. Później widywano ją u boku Franklina Latta, amerykańskiego łowcy talentów, jednak i ten związek nie przetrwał próby czasu. A pod koniec 2019 r., na planie "Głębokiej wody", de Armas poznała Bena Afflecka (znanego m.in. z roli Batmana w filmach ze stajni DC).
Para niewiele mówiła o swoim związku, a jeszcze mniej o rozstaniu, które nastąpiło już w styczniu 2021 r. W "Vanity Fair" de Armas oznajmiła tylko: - Spotykałam się z kimś, ale to był błąd, więc wolę być sama. Według informatorów, cytowanych przez magazyny plotkarskie, ich relacja była "skomplikowana" i to aktorka zerwała z Affleckiem.
Mimo że łączyło ich uczucie, nie potrafili się dogadać. Affleck nie chciał opuszczać Los Angeles, gdzie mieszkały jego dzieci z poprzedniego małżeństwa z Jennifer Garner, de Armas zaś nie chciała być przywiązana do jednego miejsca.
Premierę ich wspólnego filmu, "Głębokiej wody", przesuwaną od dłuższego czasu, zaplanowano na rok 2022 r.
Dziewczyna Bonda
De Armas przyznaje, że role stara się dobierać rozważnie, dbając o ich różnorodność i pilnując, by nikt jej nie zaszufladkował. Zwróciła na siebie uwagę w filmie "Blade Runner 2049" (2017), a dwa lata później w głośnym kryminale "Na noże", u boku wielu hollywoodzkich gwiazd. Zanim jednak zdecydowała się na występ w dziele Riana Johnsona, stoczyła z reżyserem małą wojnę.
Nie wystarczył jej krótki opis, że ma zagrać ładną latynoską pielęgniarkę, chciała wiedzieć, jak będzie wyglądać film i jej postać. Uprosiła więc agentów, by uzyskali dostęp do pilnie strzeżonego scenariusza. Dopięła swego, a po przeczytaniu całości uznała, że to idealna dla niej rola. Na casting przyleciała aż z Tajlandii, gdzie akurat kręciła inny film.
A Johnson, początkowo przeciwny aktorce, która nie pasowała do jego pierwotnej koncepcji, po spotkaniu natychmiast zmienił zdanie i zachwycił się jej "oczami Audrey Hepburn".
Nawet kiedy zaproponowano jej rolę w najnowszym filmie o agencie 007 "Nie czas umierać", de Armas nie wykazała tak wielkiego entuzjazmu, jak można by się spodziewać. Propozycja, choć miła, nie rzuciła aktorki na kolana.
Najpierw chciała przeczytać scenariusz i poznać postać, w którą miałaby się wcielić. Z ulgą odkryła, że jej bohaterka Paloma nie jest stereotypową, idealną dziewczyną Bonda, a prawdziwą kobietą. Rolę przyjęła więc z prawdziwą przyjemnością.
- Rok 2020 będzie dla mnie przełomowy - stwierdziła de Armas w jednym z wywiadów I miała całkowitą rację.
Nie może narzekać na brak propozycji, reżyserzy są nią zachwyceni, a koledzy po fachu nie szczędzą 33-letniej gwieździe komplementów. Jamie Lee Curtis w rozmowie z "Vanity Fair", zauroczona młodszą koleżanką, oznajmiła, że "będzie jak druga Sophia Loren". I nie sposób odmówić jej racji.