Anioły są wśród nas

Wraz z „Body / Ciało” Małgorzaty Szumowskiej wydawało się, że polskie kino rozprawiło się na dobrze ze spuścizną Krzysztofa Kieślowskiego. Nic bardziej mylnego. „Piąte: Nie odchodź!” Katarzyny Jungowskiej wraca do dawnych motywów, ducha mistycznego i spirytualnego kina, miesza świat sakrum z szarą codziennością i twierdzi, że ktoś nad nami czuwa.

Anioły są wśród nas

13.03.2015 11:51

Zeszły rok stanął w Hollywood pod znakiem filmów chrześcijańskich, ten rok rozwija podobny nurt w Polsce. Nie żeby to była rzecz nowa i niecodzienna – jak nasze kino długie i szerokie zawsze wiązało losy swoich bohaterów z siłami wyższymi i głęboką religijnością. Bądź jej brakiem. Zwieńczeniem tego nurtu wydaje się ostatni film Małgorzaty Szumowskiej, ale zanim odgwiżdżemy jego koniec, „Piąte: nie odchodź!” znowu weźmie temat na poważnie i przywróci stary porządek. Kieślowski w polskim kinie żywy będzie zawsze, odnieść się do niego będzie dobrze zawsze, przypomnieć jego myśl również. I Jungowska – chcąc czy nie chcąc – dokładnie to robi.

Ale od początku. Życie Romy sypnęło się wraz ze śmiercią jej matki. Ojciec zamknął się na świat, on zapadła się w sobie i żadne z nich nie znajduje ukojenia we wspólnym przeżywaniu tragedii. Roma uciekła w taniec, Andrzej w pracę psychiatry i nowy związek, ale śmierć matki wciąż wisi nad ich rodziną, odgradza ich od siebie, niszczy komunikację między nimi. U Romy krzyżuje się to jeszcze dodatkowo z młodzieńczym buntem, wobec którego Andrzej jest po prostu bezradny. A będzie bezradny jeszcze bardziej, gdy uświadomi sobie jak bardzo jego pogląd na świat różni się z poglądem córki…

Wszystko rozchodzi się o przypadkowego mężczyznę, który pojawia się w życiu tej rodziny. Pewnego dnia Roma biegnąc do szkoły daje mu kanapkę i od tego czasu dziać się zaczynają dziwne rzeczy. Jakby losy Andrzeja i Romy połączyły się, dając im wzajemnie sygnały i wołając o uwagę dla drugiej osoby. Pierwszy taki sygnał nadchodzi, gdy Roma mdleje na tanecznej próbie – w pracowni jej ojca porywisty wiatr nagle otwiera gwałtownie okno. Od tego czasu nic już nie jest takie samo. Roma zaczyna inaczej patrzeć na świat, Andrzej zaczyna inaczej patrzeć na córkę. Obawia się o nią, bo nagle Roma zaczyna mu bardziej przypominać jego obłąkane pacjentki niż ukochaną córkę. Sytuacja robi się coraz bardziej niepokojąca gdy w sąsiedztwie pojawia się tajemniczy nieznajomy, który według Romy jest jej Aniołem Stróżem.

Fabuła „Piąte: Nie odchodź!” przede wszystkim bazuje na zderzeniu dwóch postaw: niewinnej wiary dziewczynki i przerażonego, racjonalnego ojca. Ich relacja przechodzi przez kolejne stadia, ich postawy ewoluują i wszystko dzieje się dokładnie jak w hollywoodzkich filmach budowanych na tej samej zależności. Jedni są zatwardziali w swoich przekonaniach, inni pozostają niewzruszeni w swoim racjonalizmie, ale z góry wiadomo kto wygra a kto przegra ten pojedynek. Mamy zresztą na ekranach innych przykład, „Bóg nie umarł”, gdzie wiara, a raczej niewiara ludzi, przechodzi podobne stadia, jakie zostały ukazane w filmie Jungowskiej. Nie ma się czemu dziwić, skoro twórcy w obu przypadkach przypięli swoje fabuły do konkretnej tezy i skupili się na tym, żeby ją udowodnić. Swoje zadanie spełnili.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)