Anna Milewska wybaczyła mężowi wszystkie zdrady. Sama również nie była wierna
To była miłość od pierwszego wejrzenia i żywy dowód na to, że przeciwieństwa się przyciągają. Ona – artystyczna dusza, on – umysł ścisły i odkrywca żądny przygód. Rozumieli się bez słów nawet wtedy, gdy szukali szczęścia w ramionach innych ludzi.
Aktorka kojarzona od lat z sympatyczną babcią ze "Złotopolskich" była szczęśliwą mężatką przez 37 lat. Nie przeszkadzało jej, że mąż miał inne kobiety na boku. Zresztą nie pozostawała mu dłużna, sypiając z żonatymi mężczyznami.
- Byłam pewna swoich i jego uczuć. Nawet trochę współczułam jego adoratorkom – mówiła Milewska, która pochowała ukochanego męża 18 lat temu.
"To był ten, na którego czekałam"
Kiedy Milewska uczyła się aktorstwa w Krakowie, Zawada studiował fizykę i geofizykę we Wrocławiu. Połączyła ich miłość do gór, które zawładnęły życiem Andrzeja, uważanego dziś za pioniera himalaizmu zimowego.
Poznali się na spotkaniu Klubu Wysokogórskiego w Zakopanem. Milewska nigdy nie mogła narzekać na brak powodzenia u mężczyzn, ale kiedy zobaczyła Zawadę, dosłownie ugięły się pod nią nogi.
- Ogarnęło mnie gwałtowne uczucie słodkiej drętwoty. Tak, to był Ten, na którego czekałam, na jakiego czekają w swych wyobrażeniach o mężczyźnie dziewczyny – wspominała w książce "Życie z Zawadą".
Nie miała pojęcia, kim jest ten wysoki, smukły przystojniak, ale kiedy podszedł do niej i grupy znajomych, przedstawiając się jako Andrzej Zawada, przez głowę przeleciała jej jedna myśl: "Zawada. Tak będę się nazywała".
Bez pośpiechu
22-letnia Anna i o 3 lata starszy Andrzej zapałali do siebie gorącym uczuciem, ale ślub nie był dla nich priorytetem. Zawada miał już za sobą jedno nieudane małżeństwo, które rozpadło się po roku. Miłość, wierność i uczciwość małżeńską przysięgli sobie dopiero po 10 latach znajomości.
- Przez te dziesięć lat zmieniliśmy oboje, każde swoją drogą, kierunki życiowe i zawodowe, przebyliśmy wiele wahań i rozterek, ale miłość trwała, trzymała nas w swym uścisku – wspominała w swojej książce.
Wspólna pasja
W jednym z wywiadów Milewska wspominała, że przez ciągłe wyjazdy męża czuła się jak żona marynarza. Wiedziała jednak na co się pisze i nigdy nie zamierzała konkurować z jego miłością do gór. Sama również uwielbiała zdobywać szczyty i kiedy tylko nadarzała się okazja, towarzyszyła mężowi w górskich wędrówkach.
Większość czasu spędzali jednak w rozjazdach. A nawet kiedy Zawada był w mieście, to nie chętnie chodził na jej występy. Bał się, że ukochana straci głos, potknie się albo spadnie ze sceny. "Były to dla niego tak wielkie przeżycia" – pisała w książce i nie miała mu tego za złe.
Zdrady kontrolowane
Milewska czuła się kochana i widziała w Zawadzie bratnią duszę. Nie było dla niej tajemnicą, że mąż ma w życiu dwie pasje: góry i kobiety. I z żadnej z nich nie zamierzał rezygnować, co wcale nie martwiło wyrozumiałem żony.
- Byłam pewna swoich i jego uczuć. Nawet trochę współczułam jego adoratorkom. Były na pozycji z góry przegranej – pisała w autobiografii.
Milewska chciała, by mąż był szczęśliwy, dlatego nie zamierzała "trzymać go kurczowo dla siebie".
- Ja byłam tą pierwszą, jedyną! I tak zostało do końca – twierdziła. Sama również robiła "skoki w bok", nie przywiązując do tego większej uwagi. - Moi naprawdę nieliczni partnerzy byli żonaci i obustronnie nie dążyliśmy do wzajemnych zobowiązań.
Póki śmierć nas nie rozdzieli…
Anna Milewska i Andrzej Zawada przeżyli w takim otwartym związku prawie pół wieku, z czego 37 lat z obrączkami na palcach.
Żaden kryzys i zdrada małżeńska nie zdołała ich poróżnić. Rozdzieliła ich dopiero jego śmierć. Andrzej Zawada zmarł 21 sierpnia 2000 roku na raka trzustki.
– Zakończyło się nasze wspólne życie, ale nie zakończyła się miłość – pisała Milewska, która czuwała przy łożu śmierci. Wkrótce po tym wróciła do pracy w "Złotopolskich" i innych popularnych serialach ("Plebania", "Ojciec Mateusz", "Na dobre i na złe"). Ostatnio mogliśmy ją oglądać w serialu "Blondynka" i spektaklu "Brat naszego Boga".