"Back to Black. Historia Amy Winehouse". Tak grzecznie, że aż mdli. Winehouse w grobie się przewraca

"Back to Black. Historia Amy Winehouse" to kolejna już biografia muzyczna, która pozostawia ogromny niedosyt. Zamiast oddać rzeczywisty chaos w życiu zmarłej w 2011 r. Brytyjki, twórcy tylko spłaszczyli jej osobowość i twórczość. Film wygląda jak produkt, który ma jedynie zbić kapitał na wizerunku Amy Winehouse.

"Back to Black. Historia Amy Winehoue" w polskich kinach od 19 kwietnia
"Back to Black. Historia Amy Winehoue" w polskich kinach od 19 kwietnia
Źródło zdjęć: © fot. mat. pras.
Kamil Dachnij

Filmowe biografie muzyczne powstają od dekad, ale po niebywałym sukcesie "Bohemian Rhapsody" z 2018 r. producenci jeszcze mocniej utwierdzili się w przekonaniu, że na takich filmach można zarobić konkretne pieniądze i zgarnąć kilka prestiżowych nagród. I tak w następnych latach oglądaliśmy "Rocketmana" (historię życia Eltona Johna), "Elvisa", "Brud" (o Motley Crue), "Stardust" (o Davidzie Bowim) czy "Bob Marley: One Love". Wciąż czeka nas produkcja o Michaelu Jacksonie i Bobie Dylanie (notabene, o Dylanie jest już świetny film "I’m Not There. Gdzie indziej jestem" z 2007 r.).

Od 19 kwietnia w polskich kinach można oglądać biografię "Back to Black. Historia Amy Winehoue". Tej piosenkarki nie trzeba nikomu przedstawiać. Za sprawą hitów jak "Rehab" była jedną z najpopularniejszych wokalistek pierwszej dekady XXI wieku. Jednak jej śmierć w wyniku zatrucia alkoholowego w 2011 r. sprawiła, że właściwie stała się legendą. Nie bez przyczyny jest tu fakt, że Winehouse zmarła w wieku 27 lat, przez co dołączyła do słynnego klubu 27, w którym mamy Jimiego Hendrixa, Janis Joplin, Jima Morrisona czy Kurta Cobaina.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Zobacz: zwiastun "Back to Black. Historia Amy Winehouse"

Tak się składa, że o Winehouse powstał już dobry film, ale dokumentalny. W 2015 r. Asif Kapadia zbudował z archiwaliów nie tylko mocny obraz wzlotu i upadku gwiazdy, ale w wyrazisty sposób zaznaczył, jak wielki wpływ na jej życie miały nowe media, za sprawą paparazzi zaszczuwających ją na każdym kroku.

Kapadia poprzez swój montaż nie cackał się również w kwestii obarczenia winy za śmierć Amy. Dostało się nie tylko Blake’owi, z którym miała potwornie burzliwą relację, ale także ojcu Mitchowi, ewidentnie żerującemu na sławie córki. Reżyser wyciągnął na wierzch też hipokryzję i cynizm show-biznesu, który usilnie próbował przekształcić artystkę z jazzowymi inklinacjami w bycie kolejną, bladą gwiazdą pop.

Wszystko z powodu faceta

Krytyczny obraz, jaki wyłania się z dzieła Kapadii jest niemal nieobecny w "Back to Black. Historia Amy Winehouse". Dostaliśmy za to brutalne wypaczenie. Mitch, który dziewięć lat temu zajadle się dystansował od dokumentu, tym razem może być zachwycony tym, co zobaczy, bo zrobiono mu istną laurkę. W filmie jest kochanym i dobrym tatą (i ma twarz przesympatycznego aktora Eddiego Marsona), na którego Amy złości się może parę sekund za zdradzenie i zostawienie jej matki.

Marisa Abela zagrała Amy Winehouse
Marisa Abela zagrała Amy Winehouse© fot. mat. pras.

Tylko gdy Mitch lekko staje przeciwko córce w rozmowie z wytwórnią, albo gdy nie widzi sensu w jej pójściu na odwyk, mamy jakąś próbę odnalezienia skaz na jego licu. To za mało. Reżyserka Sam Taylor-Johnson oraz scenarzysta Matt Greenhalgh obeszli się z nim zbyt delikatnie.

To jednak nic w porównaniu, co ta para zrobiła z samą Amy. W ich ujęciu jest po prostu kobietą, która za bardzo kochała swojego mężczyznę. Gdy Blake od niej odchodził, za każdym razem staczała się jeszcze bardziej w odmęty cierpienia i nałogów. Twórcy pokazują nam, że bez tych doświadczeń nie nagrałaby swoich hitów, które zostają przy okazji strasznie spłaszczone, bo w swojej lirycznej wymowie przypominają jakieś nastoletnie lamenty po utraconej miłości.

Takie zogniskowanie się na romansie tylko przytłumiło obraz Winehouse jako artystki, którą była przynajmniej tak do 2006 r. Za mocno zainspirowano się tutaj toksyczną historią Sida Viciousa i Nancy Spungen (film zresztą w niejednym momencie wygląda jak wersja dla dzieci obrazu Alexa Coxa o tej słynnej punkowej parze).

Amy wygładzona do bólu

Tak samo istotnym problemem "Back to Black. Historia Amy Winehouse" jest przesadne wygładzenie wizerunku Amy. W ostatnich latach życia była niestety narkomanką i alkoholiczką. To wszystko bardzo miękko wybrzmiewa w filmie - nawet jak nasza bohaterka pije (bo scen z narkotykami niemal nie ma), to widać tutaj nieznośną próbę estetyzacji takiego zachowania. I usilne wmawianie nam, że pomimo problemów nigdy nie zatraciła swojej artystycznej osobowości.

Nie, moi drodzy. W ostatnich latach jej życia muzyka odgrywała mniejszą rolę. Ważniejsze było to, czy będzie miała większy lub mniejszy zjazd. I nie chodzi tutaj o epatowanie scenami odlotów na dragach czy alkoholu, a wizję bliższą prawdy - skoro twórcy nie skupili się na twórczości gwiazdy, to mogli chociaż oddać jej egzystencję w należyty sposób. A ta nie była tak ładna i mało chaotyczna, jak chce tego Taylor-Johnson.

Nawet to, że Winehouse męczyła się z bulimią, potraktowano po macoszemu. To słowo pada może raz w filmie. Gdy widzimy, jak artystka wymiotuje, to w sumie nie dowiadujemy się, co jest przyczyną takich stanów. Ważne, że przeszkadza to jej współlokatorce.

Jakby tego było mało, twórcy posłużyli się kliszami i bardzo ckliwymi chwytami, by przedstawić nam możliwą przyczynę problemów Winehouse. Pomijając już Blake’a, jedną z sugestii jest śmierć babci, po której Amy zaczęła się staczać. Inną niespełnienie marzenia, którym było posiadanie dużej rodziny. Jest tu nawet parę nachalnie wprowadzonych scen, gdy wokalistka ogląda się za cudzymi dziećmi.

Najgorszy moment przychodzi jednak, gdy Amy dowiaduje się, że Blake ma dziecko z inną kobietą. Tu film nam wyraźnie implikuje, że ta informacja tak wstrząsnęła wokalistką, że aż powróciła do picia, co ją ostatecznie zabiło.

Marna reżyserka

Takie przedstawienie kontrowersyjnych momentów z życia artystki nie jest jednak zaskoczeniem, bo widać w tym wyraźny wpływ "Bohemian Rhapsody". Taylor-Johsnon, która jest przecież marną reżyserką i na zawsze będzie kojarzona nie z filmem o Johnie Lennonie (też nieudanym), a koszmarnymi "Pięćdziesięcioma twarzami Greya", nakręciła nawet "Back to Black. Historia Amy Winehouse" w podobnym stylu - dominuje przezroczysta forma.

Narracja jest prosta, a sceny muzyczne wyglądają jak teledyski. Nic z tego nie przyśpiesza tętna. Ogląda się bez zaangażowania, a zakończenie z banalną metaforyką jest okropne.

Aktorzy na plus, ale co z tego?

A co z aktorami? Tych specjalnie zostawiłem na koniec. Marisa Abela jako Amy jest dobra. Widać, że wykonała sporo pracy. Styl Amy odwzorowała z precyzją. Nauczyła się nawet śpiewać jak Amy, dzięki czemu nie mamy tu sytuacji jak z tragicznym Ramim Malekiem, który dostał Oscara za małpowanie Freddiego Mercury’ego. Nie zgodziłbym się z zarzutami niektórych osób, że Abela jest trochę za słodka do tej roli. Problemem jest nie jej aparycja, a koncept twórców filmu.

Jack O’ Connell jako Blake został dobrany nawet lepiej niż Abela. Widz momentalnie poddaje się jego chłopięcemu urokowi. Dzięku temu łatwiej uwierzyć, że Amy mogła stracić głowę dla kogoś takiego. Swoją drogą to jeden z nielicznych momentów w obrazie, w których jest coś wiarygodnego.

Solidne aktorstwo to jednak trochę za mało, by uznać "Back to Black. Historia Amy Winehouse" za solidną biografię muzyczną. To nic więcej jak kolejna potwornie ugrzeczniona i cyniczna próba wymuszenia pieniędzy od fanów. A zarobić na tym filmie może nie tylko wytwórnia filmowa, ale też osoby posiadające prawa do wizerunku i muzyki artystki. W końcu od wielu lat normą jest, że martwe gwiazdy to biznes przynoszący spadkobiercom miliony dolarów.

Myślę, że gdyby Winehouse mogłaby obejrzeć ten film, który tak brzydko pasożytuje na jej cierpieniu, to zemdliłoby ją na amen. Choć kto wie, czy już teraz nie przewraca się w grobie.

Kamil Dachnij, dziennikarz Wirtualnej Polski

W najnowszym odcinku podcastu "Clickbait" pochylamy się nad "Mocnym tematem" Netfliksa, załamujemy ręce nad szokującą decyzją Disney+, rzucamy okiem na "Nową konstelację" i jedziemy do Włoch z "Ripleyem". Znajdź nas na Spotify, Apple Podcasts, YouTube, w Audiotece czy Open FM. Możesz też posłuchać poniżej:

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (24)