Bartosz M. Kowalski: przerażające w tej sprawie jest to, że wytłumaczenia nie ma [WYWIAD]
- W moich czasach jak ktoś był gnębiony w szkole, to zawsze miał azyl w domu. Dzisiaj są SMS-y, MMS-y, Facebook. Jeśli ktoś ma wśród kolegów przerąbane, to na całej linii, 24h na dobę, dzięki wszechobecnej technologii. Każdy może zostać nagrany i jego zdjęcie lub film może być bez zgody umieszczony w internecie - mówi Bartosz M. Kowalski w rozmowie z WP. Wyreżyserowany przez niego "Plac zabaw", jeden z najbardziej kontrowersyjnych polskich filmów tego roku, właśnie wszedł do kin.
Łukasz Knap: Film pokazuje historię, która wydarzyła się naprawdę w Wielkiej Brytanii. Dwóch nastolatków zakatowało na śmierć małe dziecko. Myśli pan, że taka historia mogła wydarzyć się w Polsce?
Bartosz M. Kowalski: Podczas dokumentacji tematu zaburzeń zachowań odbyłem szereg rozmów z biegłymi sądowymi. Okazuje się, że podobne rzeczy dzieją się wszędzie, każdego dnia. Nie wszystkie są tak wstrząsające, nie wszystkie kończą się zbrodnią i nie wszystkie trafiają do mediów. A taki filmowy Czarek i Szymek żyją obok nas, czy nam się to podoba czy nie.
* Czy bohaterowie pana filmu to psychopaci?*
Mówi się o zaburzeniach zachowań. „Plac zabaw” to portret nastolatków pokazany przez pryzmat patologii społecznej, ale terminologii „psychopaci” nie używa się w stosunku do dzieci.
Dlaczego dopuszczają się takiego okrucieństwa? Z nudów?
Nikt tego nie wie. To trochę jak z pytaniem, skąd bierze się zło. Ze wszystkiego, z niczego. To jest najbardziej przerażające w tego typu sprawach, że wytłumaczenia po prostu nie ma.
Dzieciaki w filmie nie rozstają się z telefonami komórkowymi? Myśli pan, że technologia w jakiś sposób je zepsuła?
W moich czasach jak ktoś był gnębiony w szkole, to zawsze miał azyl w domu. Dzisiaj są SMS-y, MMS-y, Facebook. Jeśli ktoś ma wśród kolegów przerąbane, to na całej linii, 24h na dobę, dzięki wszechobecnej technologii. Każdy może zostać nagrany i jego zdjęcie lub film może być bez zgody umieszczony w internecie.
Ma pan jakąś receptę dla rodziców, jak wychowywać dziecko, żeby nie wychowało się na potwora?
Nie wiem, czy jednoznaczna recepta w ogóle istnieje. Film też nie daje odpowiedzi, zwraca uwagę na pewien problem, o którym mówi się niewiele albo ostrożnie.
Aktorzy grający w pana filmie mieli bardzo trudne zadanie. Jak wyglądał casting do pana filmu?
Przejechaliśmy prawie całą Polskę, przesłuchaliśmy prawie 1000 dzieciaków. Role były bardzo trudne, dlatego już na późnym etapie castingu obecny był psycholog i pedagog. Dzieci sprawdzane były nie tylko pod kątem aktorskim. Taka opieka trwała przez cały okres przygotowań, prób, rozmów o scenariuszu. W trakcie zdjęć oczywiście też, każdego dnia dzieci organizowane miały specjalne zajęcia na odreagowanie emocji. Ta psychologiczna opieka trwa zresztą do dziś. Produkcja filmu stanęła na wysokości zadania, nasi odtwórcy mieli i mają opiekę jak nikt inny pomimo tego, że od początku dzieciaki nie miały problemu z odróżnieniem filmowej fikcji od prawdziwego życia.
Studiował pan reżyserię we Francji i Los Angeles. Jak te studia ukształtowały pana jako reżysera i dlaczego nie wybrał pan studiów np. w Łodzi albo szkole Wajdy?
Dzięki pomocy ojca dostałem w klasie maturalnej stypendium, a jako że byłem w klasie z wykładowym francuskim to zawsze marzył mi się Paryż. I tam się dostałem do szkoły filmowej. Jeśli to by się nie udało, na pewno próbowałbym swoich sił w polskiej szkole filmowej. A czy wyniosłem inne doświadczenia, niż gdybym skończył polską szkołę, tego nie wiem. Ale ciśnie mi się na usta "wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma". Ja potrzebowałem 5 lat za granicą, żeby zrozumieć, że moje miejsce jest tutaj.
Opiekunem artystycznym pana filmu jest Wojciech Smarzowski. Nauczył się pan czegoś od niego?
Oczywiście. Dyskutowaliśmy głównie na etapie montażu, ale radziłem się go też i w trakcie realizacji. Odwiedzałem go kilkakrotnie na planie Wołynia, podpatrywałem jak pracuje. To wybitny twórca, od którego nauczyłem się wiele, podobnie jak od pana Jerzego Skolimowskiego, który opiekował się scenariuszem na wczesnym etapie.
Czy ma pan pomysł na kolejny film? Czy to też będzie horror społeczny?
Od kilku miesięcy przygotowujemy scenariusz następnego filmu. To historia starszego człowieka, który ląduje w domu opieki i nie mogąc pogodzić się z nową, otaczającą go rzeczywistością, ucieka w głąb własnej wyobraźni. To tak w telegraficznym skrócie. To w pewnym sensie też kino społeczne, ale z elementami fantastyki.