BBF 2014: 10 świetnych horrorów, których wstyd nie znać
Na liście znalazły obrazy traktujące o zombie, psychopatach, kanibalach i mocach nieczystych. Jednym słowem - dla każdego coś miłego!
Kilka dni temu zakończyła się w Łodzi II edycja Black Bear Fest, gdzie zaprezentowano obrazy szalone, dziwne i przerażające. Mamy jednak dobrą wiadomość dla fanów kina grozy, którzy nie mogli się tam stawić. 5 grudnia w stołecznej Kinotece wystartowała warszawska odsłona festiwalu!
Pokazy potrwają do 11 grudnia. W tym czasie widzowie zobaczą starannie wyselekcjonowane najlepsze perełki europejskiego kina grozy ostatnich lat. Wśród nich znalazły się takie obrazy jak „Edukacja syberyjska” z Johnem Malkovichem, hiszpańskie „Wredne jędze” czy horror komediowy „Gliniarz wilkołak”.
Z okazji startu warszawskiej odsłony BBF przygotowaliśmy zestawienie 10 klasycznych, acz wciąż niestety za mało znanych, horrorów. Warto się z nim zapoznać, zwłaszcza jeśli nazywacie siebie prawdziwymi fanami grozy. Może coś przegapiliście? Zapraszamy do naszej galerii.
''Ujrzałem diabła'', Kim Jee-Woon, 2010
Propozycja dla tych, którzy uważają, że strach ma skośne oczy. Reżyser Kim Jee-Woon dał się poznać polskim widzom za sprawą wysmakowanej „Opowieści o dwóch siostrach” czy „Likwidatora”, jednego z ostatnich obrazów w filmografii Arnolda Schwarzeneggera, jednak film z 2010 roku nie przypomina niczego z jego dotychczasowym dorobku.
„I Saw The Devil” to mistrzowsko zrealizowana, trzymająca w napięciu od początku do końca, bezkompromisowa opowieść o zemście* Bohaterem filmu jest młody agent specjalny ścigający seryjnego mordercę (znany z „Oldboya” Min-sik Choi), którego ofiarą padła jego ciężarna narzeczona. W osiągnięciu celu nie waha się przed sięgnięciem po każde, nawet najbardziej bestialskie i niezgodne z prawem metody.
Przygotujcie się na ekscytującą mieszankę świetnie nakręconego kina akcji, mrocznego thrillera i okrutnych, ociekających sadyzmem scen gore, których próżno szukać w amerykańskich czy europejskich produkcjach tego typu.
''Who Can Kill a Child?'', reż. Narciso Ibáñez Serrador, 1976
Hiszpańskie kino grozy nie zawsze kojarzyło się z pretensjonalnymi bajeczkami, do których przyzwyczaił nas Guillermo del Toro. Paul Naschy, Amando de Ossorio czy właśnie Narciso Inez Serrador kilkadziesiąt lat temu tworzyli kino bezkompromisowe, warsztatowo często w niczym nieustępujące ówczesnym produkcjom zza wielkiej wody.
Do tego grona bez wątpienia zalicza się „Who Can Kill a Child”, przerażająca wizja, w której dzieci postanawiają wziąć odwet za lata poniżeń i prześladowań. Bohaterami filmu Serradora są turyści trafiający na jedną z malowniczych greckich wysepek, gdzie nie ma dorosłych. Kiedy poznają prawdę o ich zagadkowym zniknięciu, rozpoczyna się rozpaczliwa walka o przetrwanie.
Serrador w mistrzowski sposób operuje przytłaczającą, duszną atmosferą osaczenia, bez potrzeby nie epatując przy tym drastycznymi scenami, których oczywiście tu nie brakuje. Bez wątpienia prawdziwa perła kina grozy.
''Suspiria'', reż. Dario Argento, 1977
„Odgłosy”, bo pod takim tytułem słynny horror ukazał się w Polsce na kasetach wideo, to jeden z najlepszych filmów w dorobku włoskiego mistrza grozy Daria Argento. To zarazem pierwsza część trylogii, której zwieńczeniem jest niezbyt udana „Matka łez” z 2007 roku.
„Suspiria” to historia Jessiki Harper, amerykańskiej tancerki, która rozpoczyna naukę w wiedeńskiej szkole baletowej. Dziewczyna szybko uświadamia sobie, że mury starego secesyjnego gmachu skrywają posępną tajemnicę. Kiedy bohaterka rozpoczyna śledztwo, wokół niej zaczynają dziać się niewytłumaczalne rzeczy…
Dość konwencjonalna fabuła okazuje się być tu zaledwie pretekstem. Sednem „Suspirii” jest strona formalna, ze szczególnym wskazaniem na awangardową muzykę zespołu The Goblin oraz surrealistyczne, oszałamiające intensywną paletą barw, wysmakowane zdjęcia autorstwa Luciano Tovoliego.
''Upiorna noc Halloween'', reż. Michael Dougherty, 2008
Debiut reżyserski Michaela Dougherty’ego to przede wszystkim propozycja skierowana do tych, którzy cenią sobie niezobowiązujące nowelowe opowieści z dreszczykiem pokroju „Opowieści z krypty” oraz kino lat 80., łączące grozę z czarnym jak smoła humorem.
Na fabułę składają się tu cztery luźno połączone ze sobą historie rozgrywające się podczas tytułowej nocy. Każda z nich czerpie z innej konwencji kina grozy, przy okazji serwując widzowi smaczki w postaci licznych nawiązań do klasyki gatunku.
Wśród obsady znalazło się kilka znanych twarzy, m.in. Anna Paquin („Fortepian” i „X-Men 2”)
oraz Dylan Baker (serial „Układy” czy „Spider-Man 3”)
. Ponadto obraz Dougherty’ego zdobył wiele nagród i został uznany za jeden z najlepszych horrorów ostatnich lat. To chyba wystarczająca rekomendacja, aby sięgnąć po ten film.
''The Call of Cthulhu'', reż. Andrew Leman, 2005
Ekranizacja krótkiego opowiadania H.P. Lovecrafta to jedna z najciekawszych i najbardziej udanych – pomijając filmy Stuarta Gordona – prób przeniesienia na ekran prozy Samotnika z Providence.
Trwający zaledwie 47 minut film został formalnie wystylizowany na produkcję z początku ubiegłego wieku. „The Call of Cthulhu” jest czarno-biały, niemy, a dialogi pojawiają się na staromodnych planszach tekstowych. Ponadto perypetiom bohaterów towarzyszy muzyka symfoniczna, poklatkowa animacja i dość umowne, teatralne dekoracje, nawiązujące do niemieckiego ekspresjonizmu.
Jednak wbrew pozorom to właśnie Andrew Lemanowi, spośród wszystkich reżyserów mierzących się z twórczością Lovecrafta, najpełniej udało się uchwycić trudną do zdefiniowania, schizofreniczną atmosferę z kart opowiadań jednego z najbardziej nowatorskich pisarzy grozy wszech czasów.
''Alicjo, słodka Alicjo'', reż. Alfred Sole, 1976
Zanim Brooke Shields stała się sławna za sprawą „Błękitnej laguny” z 1980 roku (więcej tutaj)
, cztery lata wcześniej wystąpiła w jednym z ciekawszych amerykańskich filmów grozy drugiej połowy lat 70.
Obraz z pogranicza horroru i mrocznego kryminału, klimatem zbliżony do włoskich filmów z nurtu giallo, opowiada o tajemniczym* morderstwie małoletniej Karen,* zabitej w dzień swojej Pierwszej Komunii. Główną podejrzaną staje się jej 12-letnia, sprawiająca kłopoty wychowawcze siostra Alicja. Czy zazdrosna nastolatka byłaby zdolna do popełnienia okrutnej zbrodni?
Warto zwrócić uwagę, że niezależna produkcja napisana i wyreżyserowana przez Alfreda Sole’a to nie tylko trzymający w napięciu, sprawnie nakręcony, efektowny slasher, ale całkiem udana próba poruszenia mimochodem problematyki trudnego okresu dojrzewania.
''Maniac'', reż. William Lustig, 1980
Trzeci film w dorobku reżyserskim Williama Lustiga, a jednocześnie pierwsza niepornograficzna produkcja w jego karierze, to jeden z najbardziej ponurych, bezkompromisowych i nihilistyczny obrazów lat 80.
Tytułowym bohaterem jest Frank Zito – w tej roli współautor scenariusza, rewelacyjny Joe Spinell – obleśny seryjny morderca kobiet, który skalpami swoich ofiar ozdabia znajdujące się w jego mieszkaniu manekiny.
Choć twórcy „Maniaka” dysponowali ograniczonym budżetem, film do dzisiaj wprawia w zdumienie poziomem krwawych, miejscami bardzo dosłownych efektów specjalnych autorstwa Toma Saviniego (m.in. „Świt żywych trupów")
oraz zaskakująco przyzwoitą, jak na kino tego kalibru, realizacją.
Jednocześnie Piotr Sawicki, autor leksykonu „Odrażające, brudne, złe. 100 filmów gore”, zauważa, że to jeden z nielicznych obrazów tego typu, „gdzie rolę podmiotu przerzucono na mordercę”.
''Begotten'', reż. E. Elias Merhige, 1990
Bez wątpienia jeden z najdziwniejszych i najbardziej kontrowersyjnych filmów ostatnich lat. „Begotten” to surrealistyczny horror w całości napisany, wyprodukowany i wyreżyserowany przez amerykańskiego filmowca E. Eliasa Merhige („Cień wampira")
, opowiadający o narodzinach i zmierzchu zagadkowych bogów.
Trwający niecałe 80 minut, czarno-biały, ziarnisty i praktyczne niemy obraz rozpoczyna drastyczna, niezwykle przytłaczająca scena, w której bóg przy pomocy brzytwy popełnia samobójstwo. To zaledwie początek trudnego, dojmująco nieprzyjemnego w odbiorze formalnego eksperymentu, czerpiącego z religijnej symboliki i operującego poetyką sennego koszmaru.
W 1991 roku magazyn Time obwołał dzieło Merhige „najważniejszym obrazem roku”, zaś Susan Sontag wprost nazwala go „jednym z 10 najważniejszych współczesnych filmów”. Nie zmienia to jednak faktu, że produkcja posiada także spore grono przeciwników. Dlatego najlepiej przekonać się samemu.
''Martwy i pogrzebany'', reż. Gary Sherman, 1981
Wśród części miłośników kina grozy panuje przekonanie, że najlepszym okresem dla gatunku były lata 80. Dowodem na to może być właśnie film Gary’ego Hermana.
Kośćcem fabuły jest śledztwo w sprawie bestialskich, tajemniczych morderstw w nadmorskim miasteczku prowadzone przez szeryfa Dana Gillisa. W toku jego dochodzenia wychodzi na jaw ponury sekret skrywany przez mieszkańców miejscowości.
Autorem scenariusza jest zmarły w 2009 roku Dan O’Bannon, współtwórca takich przebojów jak „Powrót żywych trupów”, „Alien” czy „Pamięć absolutna”. Mocną stroną są tu niewątpliwie świetnie zrealizowane, przerażające efekty specjalne. Mimo tego w amerykańskich kinach film poniósł klęskę, za którą obwiniono „zbyt skomplikowany i wielowątkowy scenariusz”.
Jednak obraz Hermana zyskał drugie życie dzięki rynkowi kaset wideo, trafiając nawet na słynną brytyjską listę filmów zakazanych – „video nasty”. Jeśli jeszcze nie widzieliście „Dead and Buried”, to zdecydowanie powinniście dać mu szansę.
''Zombie pożeracze mięsa'', reż. Lucio Fulci, 1979
Mamy też coś dla fanów zombie. Gigantyczny sukces „Świtu żywych trupów” sprawił, że George Romero szybko zyskał spore grono naśladowców. Niedoścignionymi epigonami twórczości Amerykanina okazali się Włosi, kręcąc mniej lub bardziej udane horrory o żywych trupach.
Jednym z nich jest nieoficjalna kontynuacja „Świtu” w reżyserii legendarnego mistrza włoskiego kina grozy Lucio Fulciego. „Zombi 2” (we Włoszech „Świt” nosił tytuł „Zombi”) to jeden z najlepszych filmów o żywych trupach w historii kina, niezwykle dosadny, epatujący brutalnymi scenami dezintegracji ludzkiego ciała, a przy tym profesjonalnie zrealizowany i zagrany.
Ponadto, jak pisze Piotr Sawicki, "zombie nigdy nie wyglądały tak przerażająco". Wszystko dzięki niezwykłej wyobraźni charakteryzatora Giannetto De Rossiego. Atutem produkcji jest również klimatyczny, progresywny soundtrack skomponowany przez Fabio Frizziego. Poza tym w żadnym innym filmie nie zobaczycie pojedynku zombie z… rekinem!
(gk/mn)