"Blanquita". Zeznania nastolatki wywołały skandal. Stanęła przeciwko potężnym politykom
Międzynarodowa produkcja odwołuje się do autentycznych wydarzeń z Chile na początku XXI w. Wówczas aresztowano wpływowego biznesmena, którego posądzono o prowadzenie siatki pedofilskiej, tworzenie pornografii dziecięcej i seksualne wykorzystywanie nieletnich. W sprawę rzekomo zaangażowani byli też czołowi politycy.
Tytułowa Blanquita to 18-latka, samotna matka i mieszkanka domu pomocy prowadzonego przez księdza Manuela, która pewnego dnia w telewizji widzi swojego oprawcę. Jest nim wpływowy biznesmen, podejrzany o gwałty na nieletnich i tworzenie pornografii dziecięcej z ich udziałem. Jego willę odwiedzali mężczyźni, którzy również z chłopców i dziewczynek czynili swoich "mężów" i "żony". Główna bohaterka filmu miała w ten sposób być małżonką czołowego senatora.
Produkcja Fernanda Guzzoniego, ubiegłoroczny chilijski kandydat do Oscara z udziałem polskich twórców (montażysta Jarosław Kamiński i producenci Klaudia Śmieja, Maciej Łuczaj i Jan Naszewski), nie jest rasowym kinem zemsty ani dramatem sądowym. Choć mowa o pedofilii i seksualnym wykorzystaniu w "Blanquicie" uderza surowość i chłód zarówno obrazu, jak i emocji.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Szokować (choć być może po licznych przypadkach ujawnienia pedofilii w Kościele czy sprawie Jeffreya Epsteina jesteśmy już do tego przyzwyczajeni) może za to fakt, że scenariusz filmu jest oparty o prawdziwe wydarzenia. W 2003 r. pod analogicznymi zarzutami aresztowano biznesmena Claudio Spiniaka, w sprawę szajki pedofilów mieli być też zamieszani trzej senatorowie: Enrique Vasquez, Carlos Bombal Otageui i Nelson Ávila Contreras. Choć politycy zostali uniewinnieni, nazwisko tego pierwszego jest wymieniane w filmie jako głównego oprawcy nastolatki.
Jej postać wzorowana jest na Gemicie Bueno, która stała się bohaterką mediów po tym, jak odważyła się przed sądem przedstawić szczegóły przyjęć biznesmena, na których odurzano i wykorzystywano nieletnich.
Filmowa bohaterka nie ukrywa, że ma swoje za uszami. Już wcześniej sprzedawała swoje ciało na ulicy. Z domu uciekła, bo ojciec też ją bił i gwałcił, a babcia i nauczyciele nie uwierzyli w jej wersję wydarzeń.
Dziewczyna o swoich doświadczeniach rozmawia najpierw z Carlosem z ośrodka, który też bywał w willi biznesmena. Zaburzenia psychiczne chłopaka w oczach komisji lekarskiej wykluczają go jednak jako wiarygodnego świadka. Cały ciężar zeznań bierze więc na siebie Blanquita. A zdeterminowany duchowny towarzyszy jej na każdym kroku.
Ale wbrew pozorom nie są to krystaliczni bohaterowie, a na pewno nie tacy, którzy wzbudzają sympatię i zaufanie. Czy intencje oskarżycieli są czyste? Dlaczego Kościół każe im wycofać się z zeznań przeciwko senatorom? Krąg zła się zacieśnia i coraz trudniej uwierzyć, że komukolwiek wciąż zależy na sprawiedliwości.
Być może ponure oblicze "Blanquity" oddaje rzeczywistość świata, w którym wpływami i pieniędzmi można ukrywać swoje bezeceństwa. I choć hollywoodzkie kino stara się utrwalić nas w przekonaniu, że silni i niezłomni bohaterowie dążą do odkrycia prawdy i ukarania sprawców, tak chilijska produkcja nie ma złudzeń co do tego, że takie historie nadal będą się powtarzać. Żaden krzyk, żaden proces, ani tym bardziej film tego nie zmieni.
Film "Blanquita" w polskich kinach od 17 listopada
Marta Ossowska, dziennikarka Wirtualnej Polski
W najnowszym odcinku podcastu "Clickbait" rozmawiamy o "Czasie krwawego księżyca" i prawdziwej historii stojącej za filmem Martina Scorsese, sprawdzamy, czy jest się czego bać w "Zagładzie domu Usherów" i czy leniwiec-morderca ze "Slotherhouse" to taki słodziak, na jakiego wygląda. Możesz nas słuchać na Spotify, w Google Podcasts, Open FM oraz aplikacji Podcasty na iPhonach i iPadach.