Buntownik w Hollywood. Ożywił dinozaury, a potem upadł na samo dno

To dzięki jego pracy Universal Studios zarobiło miliardy dolarów na popularności "Parku Jurajskiego", "Terminatora 2" czy "Maski", a on nawet nie dostał za to Oscara. Steve "Spaz" Williams był u szczytu, a potem zaliczył bolesny upadek. Historię buntowniczego outsidera od efektów specjalnych świetnie przedstawia dokument "Jurrasic Punk" z katalogu festiwalu Millennium Docs Against Gravity.

Steve "Spaz" Williams za czasów prac nad efektami w "Parku Jurajskim"
Steve "Spaz" Williams za czasów prac nad efektami w "Parku Jurajskim"
Źródło zdjęć: © Materiały prasowe

Gdy dwudziestokilkuletni Kanadyjczyk zawitał do Kalifornii, od razu został rzucony w wir tworzenia historii kina. Najpierw "Spaz" trafił do ekipy animatorów "Gwiezdnych wojen", by chwilę potem dać popis swoich umiejętności przy "Otchłani" Jamesa Camerona, gdzie odpowiadał za ożywienie wody i nadanie jej ludzkiej twarzy. Dalej było jeszcze lepiej - to Williams wraz z Markiem Dippé stworzyli cyfrową wersję Roberta Patricka jako T-1000 w "Terminatorze 2".

Hollywood zatrzęsło się w posadach. Pracownicy studiów filmowych opierali się przed nastaniem cyfrowej ery. I to nawet ci, którzy dotąd byli związani z animacją komputerową. Jak wspomina Williams w dokumencie "Jurrasic Punk", nagle zaroiło się od menadżerów, którzy kontrolowali jego pracę, naprawdę nie mając o niej pojęcia. Co gorsza, stopowali go. 

Nic dziwnego, że ważniacy w garniturach chcieli mieć pod kontrolą bandę młodych chłopaków, hipisów niestroniących od używek i urządzających grube imprezy w ich piwnicznym biurze. Tym bardziej, że chodziło o dochodowy biznes. Jednak Williams i jego koledzy nie zamierzali przestać eksperymentować i "wydorośleć". 

"Jurassic Punk" - zwiastun

Z biegiem czasu wielu jednak dostosowało się do panującej hierarchii. Zwłaszcza, gdy nadzór nad grupą animatorów w Industrial Light&Magic objął Dennis Muren, operator, który jako jeden z pierwszych docenił potencjał drzemiący w grafice komputerowej. Sęk w tym, że sam nie był specjalistą od efektów specjalnych, co doprowadzało do wielu konfliktów ze "Spazem".   

Williams nie potrafił bawić się w korporacyjne gierki. Nie obchodziła go polityka firmy, nikomu się nie podlizywał i nie trzymał języka za zębami podczas rozmów z kadrą zarządzającą. Dlatego tak bardzo zabolał go fakt, że gdy Dennis Muren odbierał Oscara za efekty w "Otchłani", pominął go w swoich podziękowaniach. Ze wściekłości przebił pięścią ścianę. 

- Tyrasz, wypruwasz sobie żyły, a ktoś inny staje się sławny i zbiera laury - mówi Steve Williams na archiwalnym nagraniu.

Gdy po wielu miesiącach pracy po 16 godzin na dobę przy "Terminatorze 2" grupa 15 animatorów usłyszała pomysł Williamsa, by wszystkie efekty w "Parku Jurajskim" zrobić komputerowo, tylko popukali się w czoło. Przecież mieli być odpowiedzialni tylko za dalsze ujęcia dinozaurów w tle. Inne grupy pracowały nad stworzeniem modeli dinozaurów i opracowania ich ruchów w technice poklatkowej. Mając po swojej stronie tylko Dippé, "Spaz" zawziął się, by udowodnić innym, że ma rację. 

Mark Dippé i Steve Williams zrewolucjonizowali efekty specjalne w kinie
Mark Dippé i Steve Williams zrewolucjonizowali efekty specjalne w kinie© Materiały prasowe

W sekrecie opracował cyfrowo szkielet chodzącego tyranozaura i gdy producentka Spielberga zawitała do ich piwnicy, "przypadkowo" odtworzył na swoim monitorze animację. Kathleen Kennedy i Steven Spielberg nie potrzebowali więcej, aby podjąć rewolucyjną decyzję.

- Kiedy tyranozaur stawiał krok, podrygiwały jego mięśnie. Miałem oddzielne kanały animacji cyfrowego pęcherza, który wisiał u struktury nogi i trząsł się przy ruchu kości. Czyli jeśli trząsł się pęcherz, trzęsła się też zewnętrzna warstwa. Ilekroć stawiał krok, przez mięsień przebiegały drgania. Nie dziwię się, że wielu uważa, że był najlepszy ze wszystkich dinozaurów - tak Williams wspominał czas powstawania efektów do Parku Jurajskiego.

Po kolejnym Oscarze dla sceptycznego Murena, "Spazowi" puściły nerwy. Udzielił serii wywiadów, w których przedstawił swoją wersję wydarzeń i oskarżył przełożonego o przypisanie sobie jego zasług. Tym samym popełnił "zawodowe samobójstwo" i na dobre pożegnał się z ILM. 

Biuro Steve'a Williamsa w ILM po imprezie
Biuro Steve'a Williamsa w ILM po imprezie© Materiały prasowe

Postanowił działać w branży na własną rękę z Markiem Dippé. Boom na animację cyfrową sprawił, że niektórzy uznawali, że odtąd spece od efektów mogą zastąpić reżyserów. Jednak przykłady takich eksperymentów z udziałem tej dwójki pokazują, że było to wierutne kłamstwo. 

Porażki zawodowe odbiły się na życiu prywatnym "Spaza". Rozstał się z żoną, graficzką poznaną w korporacji, porzucił córkę i popadł w alkoholowy nałóg. Dziś ma 60 lat i dalej rozpamiętuje stare rany. Ma żal o to, że wszyscy go odrzucili, mimo iż jest świadom, że sam zapracował sobie na to brakiem pokory. Po odwyku, odkupienia win szuka teraz w kształceniu młodych talentów. Być może któryś z jego uczniów zostanie kolejnym buntownikiem w Hollywood.

Marta Ossowska, dziennikarka Wirtualnej Polski

Dokument "Jurrasic Punk" znalazł się w programie 20. festiwalu Millennium Docs Against Gravity. Do 4 czerwca jest dostępny online na stronie mdag.pl

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (3)