Całe życie z wariatami. 20-lecie "American Psycho"
Bret Easton Ellis nie mógł przewidzieć, że książka, która zgodnie ze zdrowym rozsądkiem, miała zakończyć jego karierę, okaże się dlań istnym opus magnum. Zrealizowana prawie dekadę później, nie mniej kontrowersyjna, filmowa adaptacja "American Psycho" umocniła pozycję powieści jako kulturowego fenomenu lat dziewięćdziesiątych. Od jej premiery 14 kwietnia mija okrągłe 20 lat.
Niespełna trzydziestoletni pisarz miał już na koncie dwie całkiem nieźle przyjęte powieści, ale jego okraszona smoliście czarnym humorem, przesycona sugestywnymi scenami przemocy satyra na niesione konsumpcjonistycznym pędem, kapitalistyczne społeczeństwo przełomu stuleci okazała się zbyt mocna dla mainstreamowego wydawcy i została przez niego odrzucona.
Ba, nawet "The New York Times" przy okazji swojej recenzji książki, chwalił tę decyzję, bo przecież chodziło o tytuł "bezwartościowy". Osamotniony, pozytywny werdykt wydała gazeta z Los Angeles, po którym to omówieniu prenumeratorzy poczęli podobno masowo wycofywać swoje subskrypcje. Protestowały feministki, oskarżając Ellisa o mizoginię, a także i bibliotekarze, którzy nie chcieli trzymać na półkach podobnie bezecnego dzieła, tym samym mitologizując powieść.
ZOBACZ: Mało znana przeszłość gwiazd
Nieważne, jak mówią…
Tyle że im głośniej się o "American Psycho" mówiło, tym więcej schodziło egzemplarzy, a krytycy z czasem zaczęli rozpisywać się na temat przenikliwości i talentu Ellisa. Ten z kolei nie zastanawiał się długo nad sprzedażą, kiedy zgłoszono się doń po prawa do ekranizacji, która, jak się okazało pod koniec dekady, dała książce drugie życie. Lecz od słowa do czynu przejść niełatwo i zanim film wyreżyserowany przez Mary Harron trafił na ekrany, i ona, i aktor Christian Bale musieli przejść istny magiel. Oba nazwiska studio przyklepało bowiem dopiero po niemałych przebojach.
Bodaj pierwszymi ludźmi powiązanymi z projektem byli niedawno zmarły Stuart Gordon i Johnny Depp, ale tego pierwszego szybko zastąpił David Cronenberg. Ellis napisał scenariusz, lecz, jak sam mówił, był tak znudzony szumem wokół swojej powieści, że odszedł od niej na tyle, na ile mógł, a film zwieńczył musicalową sceną na dachu World Trade Center. Z kolei Cronenberg chciał wyrzucić sceny dialogowe z knajp i nocnych lokali, czyli kawał książki. Cóż, to nie mogło wypalić.
Do upartych świat należy
Padały kolejne nazwiska, łącznie z takimi tuzami jak Stanley Kubrick i Oliver Stone, mimo że do projektu przypisano już Harron. Reżyserka, nie chcąc wypuścić filmu z rąk, mogła jedynie przeczekać kryzys. Stone zaczął nawet grzebać przy scenariuszu, chcąc zrezygnować z wymiaru satyrycznego i skupić się na psychologicznej stronie opowieści Ellisa, ale nie mógł się dogadać z przymierzanym do głównej roli… Leonardem DiCaprio, na którego napierała wytwórnia.
Bale, mimo uporu Harron, okazał się dla Lionsgate za mało sławny. Czując jednak, że Patrick Bateman, znerwicowany młody bankier inwestycyjny z lubością mordujący tego, kto mu się nawinie pod łapę, to postać stworzona dla niego - nawet na spotkanie z Ellisem przyszedł odpowiednio ubrany, a raczej przebrany, co przeraziło pisarza - czekał, podobnie jak Harron. I się doczekał. DiCaprio, po przedłużających się przymiarkach, zrezygnował, wybierając realizowaną akurat przez Danny’ego Boyle’a ekranizację "Plaży". Zainteresowane strony odetchnęły z ulgą.
Harron, bo nie chciała, aby wymuszono na niej pracę z idolem nastolatek, co, jej zdaniem, doprowadziłoby do skandalu, kiedy do kin ruszyłyby młode fanki, a Bale, gdyż przygotowywał się do roli miesiącami, intensywnie ćwiczył i odrzucał inne propozycje. Ba, na pewnym etapie aktor sam zadzwonił nawet do Ewana McGregora, prosząc, aby ten zignorował ofertę złożoną mu przez studio nadal szukające bardziej rozpoznawalnej twarzy. Niepocieszona obrotem sprawy wytwórnia Lionsgate, uprzednio, będąc z DiCaprio po słowie, gotowa wyłożyć na film całkiem spore pieniądze, obcięła budżet do niecałych dziesięciu milionów dolarów i to pod warunkiem, że na drugim planie pojawią się mocne nazwiska. Tak czy siak, Harron i Bale postawili na swoim.
Skandal wart miliony
Ledwie ruszyły zdjęcia, a film wywołał poruszenie nie mniejsze niż swojego czasu niesławna książka Ellisa, ku niejakiemu rozprażeniu Harron. Reżyserka zarzucała prasie brak należytego obiektywizmu, skoro nikt nie kręcił nosem na, chociażby, również brutalne "Siedem". Mało tego, amerykańskie firmy i projektanci nie chcieli mieć z filmem nic do czynienia i musiano postarać się o stosowne umowy z europejskimi producentami. Ale rozgłos "American Psycho" znowu pomógł.
Podobno podczas festiwalu Sundance koniki sprzedawały wejściówki na oblegane seanse nawet za dwieście dolarów. Film, jak można się było zresztą spodziewać, podzielił krytykę i widownię, a sam Ellis, choć nie krytykował interpretacji Harron per se, uznał ją za zbędną i niepotrzebnie wyjaśniającą ambiwalentne zakończenie powieści. Lecz "American Psycho" zarobiło swoje, co kilka lat później popchnęło studio do przerobienia istniejącego już thrillera z Milą Kunis na jego sequel. Otóż przemontowano gotowy film, przechrzczono, i dokręcono dodatkową scenę otwierającą, pretekstowo łącząc go z głośnym tytułem. Oto prawdziwe amerykańskie wariactwo.