Cuda… czynią wiarę [DVD]
„Znaki” nie są typowym filmem o inwazji obcych. Miast wielkich statków, kolorowych laserów i wszechogarniającej paniki, mamy tu kręgi w zbożu, ciemną piwnicę i podejrzane światła na niebie. Paranoiczna receptura M. Nighta Shyamalana nie współgra z hollywoodzką wizją zagłady z kosmosu, spychając nasze odruchowe oczekiwania na dalszy plan. Cała inwazja rozgrywa się gdzieś pomiędzy radiowymi komunikatami a skąpymi przekazami lokalnej telewizji. Tu liczy się strach, niepewność, konfrontacja z nieznanym.
W dniu premiery, blisko 10 lat temu, nietypowe sci-fi Shyamalana odniosło zawrotny sukces, zarabiając ok. 230 milionów dolarów na całym świecie. Moment był odpowiedni – tajemnicze kręgi pojawiały się pod każdą szerokością geograficzną, wybuchowa formuła spod znaku „Dnia Niepodległości” na chwilę się wyczerpała, zaś sukces „Szóstego zmysłu” był jeszcze świeży. Dzisiaj, gdy kręgi w zbożu są udowodnioną mistyfikacją, a Shyamalan ma na swoim koncie cztery Złote Maliny, można na jego kino spojrzeć z nieco innej perspektywy.
Odrzućmy na chwilę pasjonacką naturę „Znaków”, na której skoncentrowali się recenzenci przed dziewięcioma laty. To, że Shyamalan zdecydował się na delikatnie humorystyczną trawestację standardów kina sci-fi z lat 50. jest oczywiste od pierwszej (sugestywna czołówka z upiornym motywem przewodnim Jamesa Newtona Howarda) do ostatniej (staroświecki wygląd obcych) minuty. Dzisiaj nie robi to już większego wrażenia – gatunkowych pastiszów mamy pod dostatkiem. Co więc pozostaje? Historia kaznodziei, który w obliczu namacalnego dowodu na istnienie pozaziemskiej cywilizacji… odzyskuje utraconą przed laty wiarę w Boga.
Ów ciekawy (przede wszystkim z punktu widzenia wiary) paradoks pozostaje jednak do samego końca niezagospodarowany. Dwie niemożliwe do zaakceptowania prawdy – śmierć najbliższej osoby oraz istnienie rozwiniętych, wrogich form życia spoza Ziemi – dotykają bohatera bezpośrednio, ale nigdy się ze sobą nie zderzają. Pierwsza powraca w urywanych retrospekcjach, druga postępuje w czasie rzeczywistym. Zupełnie jakby stanowiły dopełnienie dwóch odrębnych historii. Wiarygodność bohatera zostaje z miejsca zachwiana. A jeśli dodać, że gra go Mel Gibson, żarliwy katolik, autor „Pasji” oraz… damski bokser, rasista i antysemita?
Wydanie dvd
Panorama, dźwięk pięciokanałowy. Re-edycja CD Projektu pozbawiona jest niestety jakichkolwiek dodatków, a warto wspomnieć, że stare wydanie Imperialu miało m.in. godzinny making of.