Dawno, dawno temu w odległym Ohio
W 1977 roku na ekrany amerykańskich kin weszły dwa filmy, które odmieniły kinematografię. "Gwiezdne wojny" George'a Lucasa i "Bliskie spotkania trzeciego stopnia" Stevena Spielberga zdefiniowały współczesne widowisko filmowe i stworzyły nurt nazywany przez polskich krytyków Kinem Nowej Przygody. Po zaangażowanym kinie lat siedemdziesiątych była to odżywcza odmiana - twórcy spod znaku Nowej Przygody chcieli przede wszystkim bawić widza, dając im niezobowiązującą rozrywkę, zachwycając efektami specjalnymi (Nowa Przygoda to w większości produkcje awanturnicze, fantasy i science fiction)
i zaspokajać ich nostalgię za klasycznym kinem przygodowym lat 20., 30. i 40. Sukces był tak wielki, że podejście proponowane przez Spielberga i Lucasa zdominowało Hollywood i rządzi do dziś.
17.06.2011 15:22
J. J. Abrams wie o tym jak nikt - wszak ostatnim filmem, jaki reżyserował był odnowiony "Star Trek", stawiający dokładnie na taką rozrywkę. Szybką, atrakcyjną wizualnie, zabierającą widza w inny świat i traktującą go przy tym serio, nie wytykającą mu infantylizmu i wstydliwych pasji. Takie też jest "Super 8", to film, który cieszy się, że dobrze bawi widzów. Ale jest także czymś więcej - pięknym hołdem dla początków nurtu (nie przez przypadek akcja dzieje się w 1979 roku) i wyrazem szacunku dla twórczości Stevena Spielberga (który jest tu także producentem).
Rzecz dzieje się w niewielkim amerykańskim mieście, gdzieś w Ohio. Wychowywany przez władczego ojca Joe i paczka jego przyjaciół (jakby żywcem wyjęta z "The Goonies") spędzają wolny czas kręcąc amatorski film o zombie (powstałych w fabryce Romero Chemicals). Przez przypadek są świadkami makabrycznej katastrofy kolejowej, którą rejestruje ich kamera. A jako, że z wraku wojskowego pociągu wydostało się niebezpieczne stworzenie, armia szybko przejmuje władzę w okolicy i rozpoczyna poszukiwania nie tylko potwora, ale i świadków zdarzenia.
Wzorem swoich mistrzów Abrams koncentruje historię na postaciach, a nie efektach specjalnych. Wykreowani przez nieogranych, młodych aktorów bohaterowie to przede wszystkim dzieciaki - przestraszone, zakochane, lekkomyślne i bezczelne. Świetne kreacje tworzą nieopierzeni Riley Griffiths (Charles) i Joel Courtney (Joe), ale show wciąż kradnie im doskonała Elle Fanning (Alice), młodsza siostra Dakoty. Rodzące się pomiędzy Alice a Joe uczucie to jeden z najsympatyczniejszych młodocianych romansów ostatnich lat. Dorośli nie są tu może tylko tyłem (jak było w "ET"), ale zdecydowanie zepchnięto ich na drugi plan. Abrams bardzo wyraźnie daje do zrozumienia, że nie zależało mu na kolejnym filmie dla dorosłych udającym film dla dzieci - on tworzy prawdziwe kino familijne, wolne od żartów, których nie zrozumieją najmłodsi.
Nie znaczy to jednak, że dorośli nic tu dla siebie nie znajdą, wszak "Super 8" to nostalgiczny hołd dla filmów, na których się wychowywali. Abrams z wielkim szacunkiem traktuje twórczość swoich mistrzów - znajdziemy tu mniej lub bardziej czytelne aluzje nie tylko do "ET" i "The Goonies", ale i "Bliskich spotkań trzeciego stopnia", "Indiany Jonesa", a nawet "Szczęk" (łatwo wyczuć wspólną dla obu twórców niechęć do pokazywania potwora). A przy okazji twórca "Cloverfild" przypomina widzowi, że nie ma nic wstydliwego w prostej, bezwarunkowej miłości do kina. Nie przez przypadek głównym zajęciem bohaterów jest kręcenie amatorskich filmów i nie przez przypadek ich produkcję oglądamy podczas napisów końcowych. Kino Nowej Przygody było i jest zabawą dla zakochanych w filmach kinomanów. Trochę niepoważną i infantylną, ale niezwykle wciągającą, pozwalającą zapomnieć o rzeczywistości, operującą trudną do opisania magią kina. Na szczęście Abrams jest reżyserem dość sprawnym, by uniknąć kiczu i nie zdradzić widzów.
Dlatego po seansie "Super 8" nie sposób przestać się uśmiechać.