Dorota Rabczewska
Leżałam w domu w łóżku zajechana jak koń po westernie, kiedy stał się cud. Pan Krzysztof do mnie przyszedł i dosłownie czterema słowami postawił mnie na nogi. Powiedział spokojnym, ciepłym głosem, że jest mu strasznie przykro i rozumie, że nie mogę zagrać.
Spojrzałam na niego i pomyślałam, że nie mogę go zawieść. Jakieś nowe siły we mnie wstąpiły. Spięłam tyłek i już za godzinie byłam na planie.