"Dżentelmeni": Gangsterzy, szantażyści i amatorzy MMA. Legenda powraca w wielkim stylu

"Porachunki", "Przekręt", a potem długo, długo nic. Bo przecież ciężko nazwać "Revolver" czy "Rock'N'Rollę" filmami godnymi zapamiętania, a i o fakcie nakręcenia "Sherlocka Holmesa" wielu już zapomniało. Guy Ritchie od lat kojarzony był głównie z dwoma pierwszymi filmami, którymi na prawie dwie dekady ustawił sobie poprzeczkę zbyt wysoko. By dziś ją wreszcie przeskoczyć. O 21:00 w Kinie WP Pilot premiera jego "Dżentelmenów".

"Dżentelmeni": Gangsterzy, szantażyści i amatorzy MMA. Legenda powraca w wielkim stylu
Źródło zdjęć: © Materiały prasowe

Amerykańskie kino gangsterskie podzielić można na dwie epoki: tę przed i tę po premierze "Pulp Fiction". Przekładając to na warunki europejskie, kryminały powstałe bliżej UE niemal każdy klasyfikuje na te przed i te po zstąpieniu na ziemię byłego męża Madonny. Wielowątkowy styl, tak chętnie podrabiany w dwóch pierwszych dekadach XXI wieku przez innych twórców, stał się jednak zarówno znakiem rozpoznawczym, jak i przekleństwem Guya Ritchiego.

Twórca "Przekrętu" przez lata starał się go stosować w każdym niemal projekcie, ale dopóki nie brał na warsztat kina gangsterskiego, próby te zdawały się być mocno wymuszone. I kończyły się raczej przewracaniem oczu krytyków (jak to miało miejsce przy premierze "Króla Artura"), niż zachwytami z początków jego kariery. Jednak po dwóch eskapadach do wiktoriańskiego Londynu, zahaczeniu o wspomniany mit arturiański, kino szpiegowskie i fabularną adaptację klasycznej animacji Disneya, Guy Ritchie powrócił do korzeni. I nakręcił swój najlepszy od 20 lat film.

Prezentowani dziś o 21:00 w Kinie WP Pilot "Dżentelmeni" to historia zamykającego swój marihuanowy biznes w Wielkiej Brytanii Amerykanina Michaela Pearsona (Matthew McConaughey), którego wykiwać chce również kręcący na Wyspach swoje biznesy rodak (znany z "Sukcesji" Jeremy Strong). Co więcej, cały plan przejścia na spokojną emeryturę pokrzyżować może detektyw-szantażysta (kapitalny Hugh Grant) oraz banda aspirujących zawodników MMA z charyzmatycznym i starającym się utrzymać ich w ryzach Trenerem (genialny Colin Farrell).

Choć początkowo fabularne wątki pozornie zdają się nie mieć ze sobą wiele wspólnego, zwłaszcza gdy narratorem większości filmu jest mało wiarygodny szantażysta wplatający w historię fałszywe tropy, Ritchie jak za starych dobrych lat nie zapomina o żadnym szczególe. Brytyjczyk umiejętnie wodzi widza za nos, by w dogodnym momencie wystrzelić z każdej pozostawionej przez siebie w scenariuszu strzelby Czechowa. Nawet jeśli jest nią pozłacany przycisk do papieru czy zwłoki nastoletniego syna rosyjskiego oligarchy pokazane w pierwszych minutach seansu.

Nie sposób napisać o filmie więcej, nie zdradzając szczegółów jego błyskotliwego scenariusza, ale jeśli tęsknicie za sprawdzoną, starą, dobrą mieszanką kryminału i komedii, na pewno nie będziecie "Dżentelmenami" zawiedzeni. Zawiedzione bowiem nie były wszystkie te osoby, którym udało się złapać film w kinach jeszcze przed ich prewencyjnym, wywołanym pandemią koronawirusa, zamknięciem. Lawiną pozytywnych recenzji sprawiły też, że jest to w tej chwili najlepiej oceniana tegoroczna produkcja. A już za 12,90 zł i wy będziecie się mogli przekonać dlaczego.

Dzisiejszy seans "Dżentelmenów" w Kinie WP Pilot zbiega się z jego premierą VOD w Polsce. Początek już o 21:00.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (54)