"Olgierd realizował się aktorsko, ja prowadziłam dom"
I choć zgadzała się, że aktorskie związki nie są łatwe, ona nigdy nie miała powodów do narzekań.
- Myślę, że nie tylko w tym zawodzie, ale warto się po prostu przyjaźnić. Dajemy sobie dużo swobody. Czasem bywamy wobec siebie boleśnie szczerzy. W każdym razie staramy się nie ranić! - zdradzała przepis na sukces swojego małżeństwa.
Gdy w 1978 roku na świat przyszła Zuzanna, Marzec zdecydowała się zawiesić karierę, choć wiedziała, że po przerwie trudno jej będzie wrócić do zawodu.
- Kiedy urodziła się córka, ktoś musiał się poświęcić. Domu nie dawało się zostawić na kilka tygodni bez opieki. Tym bardziej dziecka – mówiła. - Olgierd realizował się aktorsko, a ja prowadziłam dom.
W ostatnich latach grywała najczęściej w serialach – pojawiła się między innymi w "Plebanii", "Ojcu Mateuszu", "Blondynce" czy "M jak miłość". I to właśnie występ w tej ostatniej produkcji sprawił jej prawdziwą przyjemność.
- Największą satysfakcję chyba mi przyniosło zagranie postaci ciotki Wandy w "M jak miłość". To była tak negatywna postać od początku i tak niedobra, że ja się przeraziłam jak dostałam scenariusz i sobie pomyślałam, że to jest chyba jakaś diabelska zemsta tylko nie wiem za co, żeby dać mi taki tekst - mówiła w wywiadzie dla Forum Miłośników Pana Samochodzika. Rolę jednak przyjęła, bo uznała, że to miła odmiana i szansa na sprawdzenie się w zupełnie innym repertuarze.
- W teatrze byłam amantką liryczną i może nawet czasami charakterystyczną. Ale nigdy nie mieściłam się w kanonie czarnych charakterów.