Entliczek pentliczek, morderczy guziczek
„Obecność“ Jamesa Wana to rasowy horror. Reżyser „Piły“ (2004) świetnie zna zasady rządzące klasycznym horrorem, ale nie wykorzystuje ich do realizacji gatunkowego pastiszu, jak robi dziś wielu innych twórców lubujących się w puszczaniu oczka do widzów. Jedna z wielu (rzekomo prawdziwych) historii o nawiedzonym domu jest kanwą scenariusza filmu co prawda ugotowanego ze schematów, ale trzymającego widza w napięciu i podniecającego go myślą o tym, że nie przewidzi kolejnego kroku reżysera.
Oczywisty jest wyłącznie krok pierwszy. Wraz z Carolyn Perron (Lili Taylor), jej mężem Rogerem (Ron Livingston)
i ich pięcioma córkami wprowadzamy się do starego domu na przedmieściach wielkiego miasta. Jest słoneczny dzień, wokół unosi się zapach późnego lata i tylko kruki okazjonalnie wpadają na szyby i spadając na ziemię skręcają sobie karki. Rodzina rozpakowuje tymczasem kartonowe pudła i wnosi walizy po trzeszczących schodach domu skrywającego wiele tajemnic i zabitą deskami piwnicę. Póki co niepokoi w jednak tylko fakt, ze w panuje w nim ciągły chłód, a sekwencje rodzinne są równolegle montowane ze scenami portretującymi Lorraine (Vera Farmiga)
i Eda (Patrick Wilson) Warrenów – uznanych egzorcystów, którzy od lat zajmują się badaniem zjawisk paranormalnych.
Dwie linie narracyjne w pewnym momencie oczywiście się zejdą i dwójka pogromców duchów znajdzie się w domu Perronów. Ten ostatni, zamieszkany przez zjawy i pełen upiornych historii, z wolna będzie się bowiem budził do życia. Horror Wana też jest niespieszny i rozwija się z poszanowaniem dla prawideł gatunku, bo reżyser nie rości sobie praw do wywracania schematów na nice. Jest twórcą, który perfekcyjnie opanował warsztat i najbardziej zużyte narzędzia, służące do budowania gatunkowego uniwersum, zamienia w wyrafinowanej jakości elementy świata przedstawionego. Reżyser „Naznaczonego“ (2010) w fenomenalny sposób ogrywa też typowe dla horrorów przedmioty i lokacje – starą szafę, w której skrywa się demon; piwnicę, w jakiej miały miejsce krwiste dramaty czy przestrzeń pod łóżkiem, gdzie mogą się ukrywać upiory specjalizujące się w ciągnięciu dzieci za nogi.
Mimo że wiele w „Obecności“ wyświechtanych banałów, Wan umie żonglować nimi w taki sposób, żeby wzbudzać w widzu autentyczny strach. Fakt, że opowiada o sytuacjach, które już znamy – nawiedzeniach, egzorcyzmach i opętaniach – sprawia, że z jednej strony wiemy, czego się spodziewać, z drugiej dajemy się zaskoczyć najmniejszą fabularną wariacją. Tak, jak w scenie, w której Carolyn w popłochu ucieka z piwnicy, słyszy zatrzaskujące się drzwi wyjściowe i w panice zapala przed sobą ostatnią zapałkę. Oczywisty wydaje nam się fakt, że skoro kamera w ujęciu i przeciwujęciu pokazuje jej twarz i oświetloną przestrzeń przed nią – upiór pojawi się tuż przed jej oczami. Wan nie tylko ze swoimi bohaterami, ale i nami bawi się jednak w kotka i myszkę i straszy pokazując dłonie, które klaskają tuż za głową Carolyn.
Film jest utkany z tego typu prostych gestów i małych zaskoczeń, jakie zmuszają nas, by w ciągłym napięciu czuć wokół czyjąś obecność. Wan utrzymuje uwagę widza, choć opowiada o opętanej rodzinie i matce poddawanej egzorcyzmom, o badaniu zjawisk paranormalnych, o duchach i historiach, jakie niejeden raz słyszeliśmy. Jest jednak jednym z niewielu twórców, których artyzm i mistrzostwo kryją się w reżyserskim warsztacie, a nie oryginalnych wizjach. Te ostatnie serwujemy sobie sami, kiedy czekamy, aż zza następnego rogu wyłoni się kolejna upiorna sekwencja rozegrana w sposób, jakiego nie przewidzieliśmy.