Ewangelia trochę inaczej
Najbardziej ambitny film Martina Scorsese. Adaptacja powieści Nikosa Kazantzakisa o wewnętrznym konflikcie między tym, co boskie i ludzkie w człowieku.
07.12.2010 10:26
Główny bohater, Jezus z Nazaretu ukazany jest zupełnie inaczej niż chce biblijna tradycja. Nie widzimy go jako boskiego herosa, pokornie, lecz bez wahania idącego na śmierć, ale człowieka pełnego wątpliwości, wahającego się między wyborem normalnego życia i własnego, ludzkiego szczęścia, a zbawieniem całej ludzkości. Postać Jezusa przypomina tu nieco Hamleta, zmagającego się z samym sobą, pełnego pytań bez odpowiedzi, niezdecydowanego, co ma uczynić, jaką drogę obrać.
Jezus cały czas zastanawia się, czy to właśnie on jest Mesjaszem. Jest pełen wątpliwości i choć stara się żyć tak, jak chce tego jego Ojciec, ma w sobie zwykłe, przyziemne pragnienia i chęć buntu przeciwko światu. W tej walce znamienne są słowa Judasza, który mówi o sobie, że nie jest ani aniołem, ani psem – niczym więcej i niczym mniej jak tylko Człowiekiem. I tak jest z Jezusem, który sam wątpi w to, że jest bogiem, tym bardziej, że nazwano go także Synem Człowieczym. Chce jednak naprawiać świat i odczuwa współczucie dla każdego żywego stworzenia.
Powoli następuje w nim przemiana ze słabego, wątpiącego człowieka w istotę boską. Jednak cały czas nie umie podjąć decyzji, co zrobić i nie jest gotów by poświęcić swoje życie. Jest też kilkukrotnie kuszony przez Szatana, który podejmie ostatnią próbę, by zapobiec zbawieniu świata.
Nie zgadzam się kompletnie ze stwierdzeniem, że jest to film bluźnierczy, wręcz przeciwnie: „Ostatnie kuszenie” to chyba najbardziej głęboki i religijny obraz, podejmujący tematykę biblijną. Cały przesiąknięty jest... chrześcijańską nauką. Ukazuje oprócz tego złożoność psychiki człowieka, który ma być złożony w dobrowolnej ofierze. Postać Jezusa urasta tu do symbolu każdego męczennika, z własnej woli idącego na śmierć.
Film niezwykle inspirujący, zmuszający do refleksji. Obserwując zmagania bohatera zastanawiamy się, ile człowiek może poświecić dla innych i czy my sami zdolni bylibyśmy do takiego aktu.
„Ostatnie kuszenie” jest oparte w zasadzie na grze jednego aktora. Willem Defoe stworzył znakomitą kreację, doskonale odnajdując się w tej trudnej roli. Postać grana przez niego jest żywa, „z krwi i kości”. Zdołał ukazać całą głębię uczuć i wrażeń głównego bohatera. Z jego twarzy można odczytać niemal prawdziwy ból, emocje i natchnienie. Niewiele za to można powiedzieć o innych aktorach – stanowili jedynie tło dla pierwszoplanowej postaci, a grający Judasza Harvey Keitel absolutnie mnie nie przekonał do swojej roli.
Świat ukazany w tym filmie czasami jest trochę zbyt groteskowy, teatralny. Niektóre sceny, jak np. nauczający Jan Chrzciciel – chyba za bardzo ekspresyjne, niepasujace do całości, niekiedy też niepotrzebnie wprowadzają wątki sensacyjne. Cały obraz utrzymany jest w konwencji nawiązującej do rock-opery, co podkreśla jeszcze psychodeliczna muzyka Petera Gabriela. Tworzy to całkiem udaną koncepcję artystyczną.
Dodam jeszcze, że fabuła jest mało zaskakująca i w sumie przewidywalna, ale nie o to przecież chodzi w tym filmie. Zaskakujące jest natomiast samo przedstawienie tematu, które niektórym może wydać się nieco kontrowersyjne.