Fatalne wieści z USA. Koronawirus powraca, w kinach znów pusto
Analitycy rynku kinowego w Stanach nie mają wątpliwości. Ludzie boją się wariantu Delta koronawirusa i coraz bardziej niechętnie wychodzą z domu. Wytwórnie co tydzień wprowadzają do kin głośne produkcje, ale te nie gromadzą dużej widowni. W tym tygodniu, mimo bardzo dobrych recencji, słabo wystartował "Legion samobójców: The Suicide Squad".
Niestety, kolejna fala pandemii koronawirusa w Stanach Zjednoczonych jest już faktem. W tym tygodniu średnia liczba nowych przypadków zachorowań na Covid-19 w ciągu jednego dnia przekroczyła właśnie pułap 100 tys. osób. Po raz ostatni taka sytuacja miała miejsce w lutym. Dla porównania, przez cały czerwiec utrzymywała się na poziomie 11-12 tys. osób. Za wzrost zachorowań odpowiada przede wszystkim wariant Delta koronawirusa, który za oceanem stał się aktywny na początku lipca. Najbardziej niepokojący jest fakt, że dynamika wzrostu jest większa niż to miało miejsce na początku listopada ubiegłego roku.
Na przełomie czerwca i lipca, w okresie, w którym liczba zachorowań w Ameryce była niewielka, a poczucie bezpieczeństwa rosło, największe hollywoodzkie produkcje, podczas premierowego weekendu, były już w stanie zarobić 70 – 80 mln dol. ("Szybcy i wściekli 9", "Czarna Wdowa"). Wyniki osiągane w czasie pierwszych dni wyświetlania zadowalały zarówno operatorów multipleksów, jak i producentów.
Kwestią sporną stał się drugi weekend, podczas którego frekwencja na filmach mocno spadała. Właściciele kin obwiniali za to wytwórnie, które wprowadzały swój tytuł jednocześnie do kin oraz na platformy streamingowe. Jednak w obliczu kolejnej fali koronawirusa, hollywoodzkie superprodukcje zarabiają w kinach coraz mniej pieniędzy, a pozycja internetowych serwisów filmowych się wzmacnia.
I tak, podczas premierowego weekendu "Legion samobójców: The Suicide Squad" zgarnął w amerykańskich kinach skromne 26,5 mln dol. Przed pięcioma laty pierwsza część filmu zarobiła na starcie 133,7 mln dol. W sumie na etapie dystrybucji kinowej "Legion samobójców" w 2016 roku zarobił na całym świecie blisko 750 mln dol. Był to jeden z lepszych rezultatów osiągniętych przez ekranizację komiksu DC w ostatnich latach. Film osiągnął więc duży sukces finansowy, który został jednak przesłonięty przez ogromną falę niezadowolenia.
"Legion samobójców: The Suicide Squad" (2021) - zwiastun filmu.
Krytycy i widzowie byli zgodni, że z tego filmu mogło wyjść świetne kino rozrywkowe. Potencjał był ogromny, ale został zmarnowany. Fabuła "Legionu samobójców" okazała się niezwykle banalna, nawet dla kategorii: ekranizacja komiksu. Przewidywalna i zakuta w kajdany schematyczności – pretekstowa. No dobrze, nie wymagajmy zbyt wiele. Hollywoodzkim produkcjom na ogół udawało się jednak "przykryć" schematyczny scenariusz doskonałą techniczną stroną filmu. W przypadku "Legionu samobójców" opowieść jest jednak bardzo rwana. Pełno w niej montażowych niedoróbek, co sprawia, że na ekranie panuje chaos. Krytycy i widzowie wystawiali filmowi bardzo niskie oceny.
Z drugiej strony film odniósł finansowy sukces, co świadczyło o tym, że w tej komiksowej historii tkwi bardzo duży potencjał. Wytwórnia Warner Bros. nie chciała ponownie "schrzanić" sprawy, więc James Gunn – twórca "Strażników Galaktyki" – spadł im z nieba. I wygląda na to, że zrobił kawał dobrej roboty. Na portalu Rottentomatoes "Legion samobójców: The Suicide Squad" zebrał aż 92 proc. pozytywnych recenzji. Pierwsza część filmu przed czterema laty otrzymała jedynie 26 proc. pozytywnych ocen.
Warto przypomnieć, że James Gunn nie mógłby wyreżyserować ekranizacji komiksu wydawnictwa DC Comics, gdyby nie zamieszanie wokół jego starych, wygrzebanych z internetowego śmietnika wpisów w mediach społecznościowych. Ktoś odnalazł bowiem i oczywiście udostępnił w sieci niestosowane żarty Gunna na temat m.in. pedofilii oraz zamachów z 11 września. I choć sprawa dotyczyła wpisów sprzed wielu lat, szefowie wytworni Disneya (w którego skład wchodzi obecnie Marvel Studios) postanowili usnąć go ze stanowiska reżysera trzeciej części "Strażników Galaktyki", co w konsekwencji doprowadziło do rozwiązania umowy pomiędzy Disneyem a Gunnem.
Twórca dwóch przebojowych produkcji nie szukał długo pracy. Wytwórnia Warner Bros. nie miała oporów przed nawiązaniem współpracy z "niegodnym zaufania" filmowcem. Zwłaszcza że trudno byłoby jej znaleźć lepszego kandydata na reżysera superprodukcji "Legion samobójców: The Suicide Squad". Ten film oraz jego pierwsza część są właśnie odpowiedzią Warner Bros. i DC Comics na wprowadzenie przez Marvela "Strażników Galaktyki". W tym odwiecznym pojedynku pomiędzy Marvel Comics i DC Comics ponownie górą był Marvel. James Gunn miał to zmienić.
Gunnowi udało się zrealizować świetny film rozrywkowy, ale na sytuację pandemiczną nie miał wpływu. Po tak marnym otwarciu superprodukcja, której budżet sięgnął 185 mln dol., nie dostanie dużego finansowego wsparcia ze strony kin. W tej sytuacji wytwórnia zacznie szukać kolejnych rozwiązań, które umożliwią wygenerowanie większych wpływów na platformie streamingowej Disney+. Kina znów będą cierpieć.
Kończąc wątek Jamesa Gunna, fani filmów Marvela, gdy dowiedzieli się, że Gunn został zwolniony, wzniecili taki pożar w mediach społecznościowych, że szefowie Disneya cofnęli swoją decyzję i przywrócili go na stanowisko reżysera trzeciej części "Strażników Galaktyki".