Film z gwiazdami Hollywood. Nagle padają słowa po polsku

"Zabierz mnie na Księżyc" to nowa komedia romantyczna w gwiazdorskiej obsadzie. Amerykańscy recenzenci nieźle na nią psioczą. Ale Polacy w kinie reagują entuzjastycznie. W końcu małą, świetną rólkę gra tam nasz doceniany w świecie rodak. I nawet pada jedno stwierdzenie po polsku.

"Zabierz mnie na Księżyc" ze zdjęciami Dariusza Wolskiego
"Zabierz mnie na Księżyc" ze zdjęciami Dariusza Wolskiego
Źródło zdjęć: © Materiały prasowe
Magdalena Drozdek

Nie da się już zliczyć, w ilu filmach Hollywood podejmowało temat misji Apollo 11, lądowania na Księżycu. Nie ma co się dziwić - temat wpisany jest w amerykańskie DNA, jest nierozłączną historią Amerykanów. Tym razem jednak postanowiono podejść do sprawy zupełnie inaczej. Greg Berlanti nakręcił "Zabierz mnie na Księżyc" - film, po którym mało kto spodziewa się fajerwerków. Amerykańscy recenzenci nie pomagają i w wielu tekstach przewijają się cięte komentarze, że komedia opierająca się na jednej z największych teorii spiskowych, jaką widział świat, to produkcja cyniczna i głupiutka. Ale Polacy będą oglądać ten film trochę z innej perspektywy. Szykuje się dla nich miła niespodzianka.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Twórcy "Zabierz mnie na Księżyc" serwują historię, która rozgrywa się na kilka miesięcy przed wysłaniem Neila Armstronga, Michaela Collinsa, Buzza Aldrina z misją Apollo 11 na Księżyc. Dyrektorem lotu jest surowy i straumatyzowany przeszłością Cole Davis (Channing Tatum). Ma kolejny raz spróbować wysłać ludzi w kosmos, ale baza NASA woła o pomstę do nieba. Wszystko się rozpada, płonie i wygląda koszmarnie. Misji potrzebne są pieniądze. Skąd je wziąć? Rząd (tajemniczego agenta gra tu Woody Harrelson) werbuje do pracy specjalistkę od marketingu, Kelly Jones (fenomenalna Scarlett Johanson).

Niezwykle charyzmatyczna, wygadana i nieprzejmująca się specjalnie zasadami Kelly szturmem wchodzi do siedziby NASA i ogłasza nowe porządki. Szybko dzięki niej misja zyskuje nowe fundusze - głównie dzięki reklamom z wizerunkiem astronautów. Gdy w rozpadających się halach, w których pracują naukowcy, przestają lecieć iskry, pojawiają się one między Kelly a Cole'em. Dwoje pięknych ludzi w głównych rolach, którzy czują do siebie chemię? Typowe. Najlepszą częścią tej historii jest to, że marketingowe działania Kelly to pikuś przed głównym zadaniem, które stawia jej rządowy agent Moe.

"Zabierz mnie na Księżyc"
"Zabierz mnie na Księżyc"© Materiały prasowe

Teoria spiskowa i sceny z Polakiem

"Zabierz mnie na Księżyc" w komediowym ujęciu rozprawia się z największą teorią spiskową ostatnich dekad. Czy amerykańscy astronauci faktycznie polecieli na Księżyc czy to tylko taka ściema zaserwowana milionom ludzi? Czy Amerykanie zobaczyli obrazki z Księżyca czy może nakręcono to w studiu filmowym za grube miliony dolarów? Otóż w komedii pokazane jest to, jak marketingowcy mają stworzyć piękny obrazek z lądowania. To najlepszy element tego filmu. Twórcy co rusz puszczają oczko do widzów, którzy pewnie nie raz słyszeli o tym, że lądowanie Apollo 11 miał sfilmować Stanley Kubrick.

W "Zabierz mnie na Księżyc" najpiękniejsze są zdjęcia, które zrobił polski operator brylujący od lat w Hollywood - Dariusz Wolski. Scarlett Johanson miała niemożliwie dużo szczęścia, że w tym projekcie trafiła właśnie na Polaka. Wygląda w jego kadrach przepięknie. Niemal każde ujęcie zachwyca. Wolski stosuje swój arsenał najlepszych operatorskich sztuczek - wykorzystuje rozbłyski, zachody i wschody słońca itd.

Co najważniejsze, Wolski ma małą, komediową rolę w tej hollywoodzkiej produkcji. Dobrze się przyjrzyjcie, kto jest operatorem preparowanego filmu z lądowania na Księżycu! Ba, jest nawet krótki moment, który ucieszy polskiego widza, a u Amerykanów przejdzie bez większego echa. Bohater Wolskiego, gdy wszyscy wyciągają kieliszki i nalewają sobie procenty, rzuca, że "po polsku mówimy: na zdrowie!", po czym gwiazdy, a wśród nich Scarlett, ochoczo powtarzają polski toast. Uroczy moment, który zaskakuje widzów w kinie.

"Zabierz mnie na Księżyc" zbiera może słabe recenzje krytyków, ale to całkiem przyjemna produkcja, którą warto obejrzeć sobie po pracy. Nie ma co nastawiać się na przełomowe doświadczenia. Wystarczy przymknąć oko na fakt, że dyrektorem lotów NASA jest piękny, umięśniony gość, którego znamy np. z "Magic Mike'a", czyli historii o grupie striptizerów. Jest śmiesznie, uroczo, są błyskotliwe dialogi i świetne zdjęcia Wolskiego. Czego chcieć więcej od komedii romantycznej?

W najnowszym odcinku podcastu "Clickbait" mówimy szokującym "Królu Zanzibaru", który oszukał setki turystów z Polski. Jest też o epokowej zmianie w krwawym, pełnym przemocy "Rodzie smoka". Znajdź nas na Spotify, Apple Podcasts, YouTube, w Audiotece czy Open FM. Możesz też posłuchać poniżej:

Źródło artykułu:WP Film
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (33)