"Dziś bardzo tego żałuję". Gajos szczerze o Gołasie
- Nasze drogi zawodowe niestety się rozeszły, ale mieliśmy kontakt prywatny. Wiedziałem od kilku miesięcy, że jest chory, bardzo chcieliśmy się zobaczyć, ale niestety pandemia nam to uniemożliwiła. Dziś bardzo tego żałuję - wyznał w rozmowie z WP Janusz Gajos, wspominając zmarłego Wiesława Gołasa.
Wiesław Gołas nie żyje. Smutną wiadomość przekazała w czwartek rano córka Agnieszka Gołas. Legendarny aktor i artysta kabaretowy miał 90 lat. Gołas zagrał w dziesiątkach filmów, seriali i sztuk teatralnych. Jedną z ról, którą zapisał się w historii polskiej telewizji, była ta w serialu "Czterej pancerni i pies". W tej samej produkcji występował też młody Janusz Gajos, który Gołasa traktował jak swojego "nauczyciela fachu aktorskiego".
Przemek Gulda: Jak zapamiętał pan Wiesława Gołasa?
Janusz Gajos: Powiedziałbym, że był to bardzo niebanalny kolega po fachu. Choć właściwie powinienem raczej nazwać go moim nauczycielem fachu aktorskiego.
Podglądał pan go na planie?
Bez przerwy. Mogę wręcz powiedzieć, że chodziłem za nim jak cień. Mieliśmy niepisaną umowę, aby mówił mi jasno i otwarcie, jeśli coś mu się w moim graniu nie spodoba.
ZOBACZ TEŻ: Oni odeszli w 2021
Mówił?
Bez wahania. Czasem był bardzo dosadny. Ale nie miałem oczywiście śladu pretensji. To były bardzo konstruktywne uwagi, niezwykle potrzebne młodemu aktorowi, którym wtedy byłem.
Co pana zachwycało w jego grze?
Wiedziałem oczywiście już wcześniej, że jest bardzo doświadczony, ale i tak byłem pod ogromnym wrażeniem, kiedy na własne oczy zobaczyłem, z jakim mistrzostwem wciela się w postać, którą gra. Był aktorem takiej klasy, że błyskawicznie zamieniał się w Tomka Czereśniaka.
Mówiąc szczerze, zdarzały nam się na planie takie momenty, że już sami się gubiliśmy i nie wiedzieliśmy, czy jest Gołasem, czy postacią. Serial to jedno, ale podziwiałem też jego osiągnięcia w kabarecie, który jest przecież jedną z najtrudniejszych form aktorstwa.
Mieliście jeszcze kontakt po zakończeniu przygody z "Pancernymi"?
Naszą relację po zejściu z planu nazwałbym zbrataniem. Byliśmy wtedy naprawdę bardzo blisko, nic dziwnego, spędzaliśmy przecież ze sobą całe dnie na poligonie. Potem nasze drogi zawodowe niestety się rozeszły, ale mieliśmy kontakt prywatny. Wiedziałem od kilku miesięcy, że jest chory, bardzo chcieliśmy się zobaczyć, ale niestety pandemia nam to uniemożliwiła. Dziś bardzo tego żałuję.
Jaki obraz Gołasa zostanie panu w pamięci?
Nigdy nie zapomnę tego, jak bardzo kochali go ludzie. Kiedy przeprowadziłem się do Warszawy i zdarzało nam się spotykać czy spacerować razem po mieście, działy się rzeczy niemal nieprawdopodobne. To nawet nie było tak, że podchodzili do niego ludzie i prosili o autograf. Kiedy szliśmy Marszałkowską, cała ulica się jemu kłaniała. Naród go po prostu kochał.