Grażyna Błęcka-Kolska bawiła Polaków do łez. W życiu nie było jej do śmiechu
Aktorka wróciła po latach do roli Kasi Zawady w filmie "Miszmasz, czyli Kogel-Mogel 3", który wchodzi na ekrany kin 25 stycznia. Fani nie wyobrażali sobie tej kontynuacji bez Błęckiej-Kolskiej, choć jej udział wcale nie był oczywisty.
W artykule znajdują się linki i boksy z produktami naszych partnerów. Wybierając je, wspierasz nasz rozwój.
"Kogel-Mogel" Romana Załuskiego to jedna z ulubionych komedii Polaków, która uczyniła z młodej aktorki prawdziwą gwiazdę. Grażyna Błęcka miała 26 lat, gdy jej pełnometrażowy debiut trafił na ekrany kin. Rok później pojawił się "Galimatias czyli Kogel-Mogel II", po którym Błęckiej wróżono wielką karierę, jednak gdy wyszła za mąż za Jana Jakuba Kolskiego, stała się przede wszystkim "żoną znanego filmowca". Grała coraz rzadziej, głównie w filmach własnego męża. Po latach sama przyznała, że na własne życzenie zaprzepaściła swoją karierę.
- Nie zadbałam o siebie, nie stawiałam granic, nie mówiłam otwarcie o swoich potrzebach, bo wydawało mi się, że twórca jest najważniejszy – mówiła Błęcka-Kolska w "Zwierciadle".
"Twarda zawodniczka"
Gdy na świat przyszła ich córka Zuzanna, Błęcka-Kolska niemal całkowicie zrezygnowała z aktorstwa poświęcając się domowym obowiązkom. Szczęśliwe macierzyństwo niestety nie szło w parze ze zgodą w małżeństwie. Reżyser wielokrotnie zdradzał swoją żonę, która przez długi czas godziła się ze swoim losem. W końcu jednak ich związek rozpadł się w atmosferze skandalu, gdy Kolski odszedł do młodszej o 32 lata kochanki.
- Uważam się za twardą zawodniczkę, bo znosiłam to, że mój mąż notorycznie się zakochiwał – wspominała Błęcka-Kolska w "Zwierciadle". - Więc kiedy po raz kolejny powiedział mi, że się zakochał, wstałam i upadłam, znów wstałam i znów się przewróciłam. Mój organizm nie wytrzymał. A potem pomyślałam: "Albo umrę, albo się rozwiodę".
Mimo że małżeństwo z reżyserem nie było szczęśliwe, aktorka bardzo przeżyła rozwód z ojcem Zuzi. Długo nie potrafiła wrócić do normalności. Chęć do życia odzyskała dzięki córce, która jednak wyjechała na studia do Wielkiej Brytanii.
Kiedy Błęcka-Kolska układała sobie życie od nowa, los wymierzył jej najdotkliwszy cios.
Wypadek i wyrok
W lipcu 2014 r. aktorka pojechała z córką i przyjaciółką na festiwal filmowy do Wrocławia. Błęcka-Kolska siedziała za kółkiem, gdy auto uderzyło w słup i dachowało. Aktorka i jej znajoma odniosły niewielkie obrażenia. Zuzanna trafiła do szpitala, gdzie zmarła na stole operacyjnym. Miała 23 lata.
Błęcka-Kolska została skazana na pół roku pozbawienia wolności w zawieszeniu na dwa lata. Na kolejnych kilkanaście miesięcy usunęła się w cień, przeżywając żałobę w rodzinnym domu w Łasku. Opiekowała się chorym ojcem, korzystała z pomocy psychoterapeuty. W najtrudniejszych chwilach wspierali ją przyjaciele i były mąż.
Aktorka uporała się z tragedią i za namową przyjaciółki zaangażowała się w działalność charytatywną. Założyła fundację Fabryka Sensu i podjęła trudną decyzję o zorganizowaniu niezwykłej wystawy artystycznej z pracami swojej córki.
- To było bolesne doświadczenie dla Grażyny. Upłynęły przecież dopiero dwa lata. Całemu procesowi powstawania wystawy towarzyszyły ogromne emocje. Ale chciałyśmy, na ile się da, by wernisaż był radosny, by spotkali się przyjaciele i znajomi Zuzy – mówiła Lucyna Schumacher, przyjaciółka aktorki i członek zarządu fundacji w "Dobrym Tygodniu".
Oglądaj: Jan Jakub Kolski nie pogodził się ze śmiercią córki
"Nie chciała niczego zawdzięczać nazwisku"
Na wystawie Błęcka-Kolska nie kryła wzruszenia i podkreślała, że jej córka była niezwykle zdolna, o czym mało kto wiedział.
- Nie lubiła, żeby o niej publicznie mówić – opowiadała Błęcka-Kolska w "Zwierciadle". - Nie chciała niczego zawdzięczać nazwisku, dlatego zdecydowała się na studia na Uniwersytecie Westminster w Londynie. Była bardzo wrażliwa, pozytywna, ciekawa świata. Londyn ją otworzył, stał się jej miastem. Miała wiele talentów, pięknie fotografowała ludzi, ale też miejsca. Kręciła zabawne filmiki, rysowała, komponowała, pisała teksty piosenek, śpiewała, w domu czasem do piątej rano, pisała artykuły o muzykach do anglojęzycznych gazet – wspominała dumna matka, która w tamtym czasie nie myślała o powrocie do aktorstwa.
- Jestem sobie sterem, żeglarzem i okrętem. Chcę pracować, to będę pracować, nie chcę, to nie będę – mówiła Błęcka-Kolska, która w końcu wróciła przed kamerę.
Po śmierci córki zagrała w "11 minutach" Jerzego Skolimowskiego, pojawiła się w trzech odcinkach serialu "W rytmie serca" i w "Ułaskawieniu" Jana Jakuba Kolskiego. Za tę ostatnią rolę dostała nagrodę na festiwalu w Gdyni, którą zadedykowała swojej zmarłej córce.
Zapytana później przez Katarzynę Janowską, czy powrót na plan był dla niej rodzajem terapii, Błęcka-Kolska powiedziała:
- "Ułaskawienie" to była dla mnie terapia i taki egoizm, że mogę swoją rozpacz i ból przekuć w emocję, że może ktoś zobaczy, ktoś się wzruszy, będzie bardziej uważny na codzienność. Moje dziecko było ze mną przez cały czas tego filmu. Jeśli można tak okrutnie powiedzieć, to właśnie jej zawdzięczam to, jak przeszłam przez tę rolę.
W swoim najnowszym filmie, "Miszmasz, czyli Kogel-Mogel 3", wróciła do roli Kasi Zawady, która ciągle mieszka we wsi Brzózki i walczy z niechcianym zalotnikiem. Czy na taką kontynuację warto było czekać przez 30 lat? Przekonacie się już 25 stycznia (przeczytaj naszą recenzję), gdy film trafi na ekrany kin.
W artykule znajdują się linki i boksy z produktami naszych partnerów. Wybierając je, wspierasz nasz rozwój.