Gwiazda "West Side Story". Za życia stała się legendą. Wciąż jest podziwiana
Rita Moreno w latach 60. ubiegłego wieku była jedną z najciekawszych postaci w Hollywood. Sławę przyniosła jej oscarowa rola w musicalu "West Side Story", ale była również świetną tancerką oraz piosenkarką. Przede wszystkim była jednak pełną temperamentu kobietą, w której kochali się Elvis Presley, Marlon Brando, a nawet słynny senator z Massachusetts.
Dla tego projektu Steven Spielberg zrezygnował z reżyserowania piątej części "Indiany Jones". Remake "West Side Story", najsłynniejszego musicalu w dziejach kina, w piątek 10 grudnia miał premierę niemal na całym świecie. Nie pojawił się jedynie w krajach arabskich i w Chinach, gdzie cenzorzy nie wyrazili zgody na dystrybucję filmu z powodu pojawienia się w nim postaci transpłciowej.
Pierwsze opinie o filmie Spielberga są wręcz rewelacyjne. Na portalu Rottentomatoes musical zebrał na razie aż 98 proc. pozytywnych ocen. Jeden z recenzentów napisał: "Na szczęście reżyser nie jest zainteresowany niszczeniem tego, co jest klasyką, ale pogłębieniem i celebrowaniem historii, która nabiera nowego znaczenia w dzisiejszych czasach. Zawsze wolałem oglądać oryginalne produkcje, ale w tym przypadku nie ma co się wściekać na Spielberga".
Osobą, która łączy obie wersje "West Side Story" jest Rita Moreno. W filmie z 1961 r. zagrała Anitę, imigrantkę z Portoryko, dziewczynę przywódcy Sharks, latynoskiego gangu ulicznego. Jest też najbliższą przyjaciółką jego siostry Marii, głównej postaci musicalu. W rolę broadwayowskiej Julii wcieliła się hollywoodzka gwiazda Natalie Wood. Jednak to Moreno była prawdziwym objawieniem w filmie.
Latynoska aktorka (która podobnie, jak jej filmowa bohaterka pochodziła z Portoryko) stworzyła jedną z najbardziej niezapomnianych kreacji w historii kina. W jednym z wywiadów Steven Spielberg powiedział, że nową wersję musicalu nakręcił, ponieważ od 60 lat wciąż ma przed oczami roztańczoną, pełną ekspresji Ritę Moreno w "West Side Story". Nie dziwi więc, że nagrodzona Oscarem aktorka musiała też znaleźć się w nowej wersji słynnego musicalu. Naturalnie wcieliła się w inną postać niż w filmie z lat 60.
"West Side Story" z 1961 r., który był filmową wersją broadwayowskiego musicalu, stał się wielkim wydarzeniem nie tylko kulturalnym, ale i społecznym. A dla Rity Moreno początkiem bardzo ekscytującego okresu, niekoniecznie związanego z aktorstwem. Wspomina: "Pokazałam im. Nie zrobiłam żadnego filmu przez siedem lat po zdobyciu Oscara... Przed "West Side Story" zawsze proponowano mi stereotypowe role Latynosek. Conchity albo Lolity w westernach. Zawsze musiałam biegać boso. To było upokarzające, wstydliwe. Ale robiłam to, bo nie miałam innych propozycji. Po "West Side Story" było prawie tak samo. Powiedziałam jednak sobie, że takich ról grać już nie będę".
Moreno stała się aktywistką, która zainicjowała ruch mający na celu zwrócenie uwagi na społeczność latynoską. "Całe moje życie zmagałam się z seksizmem i rasizmem. W latach 50. i 60. byliśmy ignorowani i lekceważeni. Dobrze płatna praca nie była dla nas. Dziewczyna pochodzenia latynoskiego mogła być co najwyżej sprzątaczką lub kelnerką".
W 1963 Moreno wzięła udział w jednej z najbardziej znanych demonstracji, w Marszu na Waszyngton, której celem było podniesienie płacy minimalnej i walka z segregacją rasową. "To naprawdę mnie zaktywizowało. Zrozumiałam, że nie jestem sama w swoim bólu i strachu. Zrozumiałam również, co to znaczy 'odpowiedzialność'. To pomaganie innym w potrzebie" – wspomina aktorka.
Dzisiaj Rita Moreno jest bohaterką społeczności latynoamerykańskiej. Jest ceniona i wielbiona. Współczesne ikony popkultury, takie jak piosenkarka Gloria Estefan czy Jennifer Lopez, wielokrotnie podkreślały, że gwiazda "West Side Story" była dla nich wielką inspiracją, a ich sukces nie byłby możliwy bez tak zaangażowanych w sprawę równouprawnienia ludzi, jak Rita Moreno.
Pochodząca z Portoryko aktorka była nie tylko utalentowaną artystką, aktywistką, działaczką polityczną, ale także piękną kobietą z ognistym temperamentem. W swoich wspomnieniach "Rita Moreno: A Memoir" wydanych w 2013 r. napisała, że nie należała do dziewczyn, które łatwo było poderwać. Natomiast dość często zdarzało jej się podrywać facetów. Zdradziła też, że kochankami byli m.in. Elvis Presley oraz Marlon Brando, a może nawet JFK.
"Elvis, pomimo swojego wyglądu i uroku, nie był dobrym materiałem na chłopaka" – wspomina Moreno. "Był raczej jak młodszy brat, z którym nie można prowadzić interesującej rozmowy". Z kolei jej związek z Marlonem Brando był "relacją zbudowaną na seksualności i zmysłowości. Był też jednak bardzo burzliwy i pełen emocjonalnego bagażu". Zakończył się, gdy gwiazda "West Side Story" odkryła ubrania innej kobiety w domu aktora.
W autobiografii Rita Moreno opisuje także związek z ekscentrycznym milionerem, konstruktorem samolotów, producentem filmowym Howardem Hughesem. Wspomina także o potajemnych schadzkach z pewnym senatorem, co potwierdza plotki, że spotykała się również z Johnem F. Kennedy'm.
Jednak mężczyzną, który podbił serce Moreno, nie był słynny aktor, muzyk czy polityk, lecz kardiolog. Bohaterka "West Side Story" związała się z doktorem Leonardem I. Gordonem w 1965 r., z którym spędziła 45 lat swojego życia (kardiolog umarł w 2010 r.). W 2004 r. Rita Moreno z rąk prezydenta George'a W. Busha otrzymała Medal Wolności, najwyższe amerykańskie odznaczenie cywilne. W tym samym roku Medal Wolności został wręczony papieżowi Janowi Pawłowi II.