Inspiracja, ale nie zwycięstwo nad Najlepszymi tego gatunku
Najnowsze dzieło Kevina McDonalda fabularnie i formalnie nawiązuje do takich klasycznych thrillerów, rozgrywających się na łamach pierwszej strony, jak "Wszyscy ludzie prezydenta", "Syndykat zbrodni" czy choćby najmłodsze dzieło Alan J. Pakuly – "Raport Pelikana". Razem z premierą filmu "Stan gry" nadszedł wielki powrót najlepszego kina dziennikarskiego, rodem ze złotych lat 70-tych.
25.10.2009 14:39
Russell Crowe, czyli gladiator o pięknym umyśle i zbyt bardzo wydatnym brzuchu, wciela się w postać wścibskiego reportera, węszącego wokół spisku na szczytach władzy. Ambitny kongresman Stephen Collins (Ben Affleck), jest przyszłością swojej partii politycznej.
W tej wschodzącej gwieździe pokładane są wielkie nadzieje - ma zostać czołową osobistością w kraju - do dnia, kiedy jego piękna asystentka ginie tragicznie, a skrywane tajemnice wychodzą na światło dzienne.
Pracując dla swojego wydawcy, twardej jak stal Cameron Lynne (Helen Mirren), która zleciła mu zbadanie sprawy, McAffrey (Crowe) ma wątpliwe szczęście bycia jednocześnie starym przyjacielem Collinsa.
Kiedy wspólnie z nową w zawodzie partnerką Dellą Frye (Rachel McAdams) usiłują poznać tożsamość zabójcy, McAffrey natyka się na procedurę tuszowania faktów, które mogłyby wstrząsnąć strukturami władzy. W mieście politycznych doradców i bogatych polityków, odkrywa jedyną prawdę: Kiedy stawką są miliardy, nie ma osoby, której uczciwość byłaby poza podejrzeniem.
Kavin McDonald, znakomity szkocki dokumentalista, 3 lata temu pozytywnie zaskoczył swoim fabularnym debiutem. "Ostatni król Szkocji" okazał się nie tylko sporym sukcesem komercyjnym, ale także artystycznym, czego wyrazem był oskarowy triumf Foresta Whitakera. W tym roku Macdonald powraca tworząc daleko bardziej mainstreamowy film - świetny "Stan gry" przywołuje na myśl i narracyjnie nawiązuje do tradycji filmowego śledztwa reporterów, w kinie amerykańskim.
Całość to trzymający w napięciu thriller, próbujący nam między kadrami uświadomić, że tradycyjna prasa jest odważniejsza niż dziennikarstwo internetowe. Film McDonalda okazuje się nie tylko być hołdem dla twórczości Pakuly, ale jest również inspirowany piórem znakomitego hollywoodzkiego scenarzysty – Williama Goldmana. To on wydał na świat literackie fundamenty takich klasyków filmowych jak "Misery", "Maratończyk", "Władza absolutna" i oczywiście "Wszyscy ludzie prezydenta".
Niestety najnowszy film Kevina McDonalda w scenariuszu nie doścignął talentu wielkiego Goldmana. W połowie filmu rozwijająca się fabuła poniekąd zdradza i nasuwa podejrzenie możliwego zakończenia całej intrygi.
Mimo tych uchybień scenariusz i tak jest pierwszorzędny. Cały film w swojej narracji i przy presji utrzymania stałego napięcia jest genialnie zrealizowany.
Trzeba szczerze przyznać, że zapraszając do współpracy Rodrigo Prieto, wybitnego operatora filmowego oraz angażując najlepszych i jednych z największych obecnie aktorów na scenie amerykańskiej, film z góry był skazany na sukces.
Możliwe, że jedni widzowie się rozczarują - zbyt szybko odgadną winnych całej intrygi, ale i tak wszystkim polecam bardzo dobre kino rozrywkowe, wzorujące się na najlepszych filmach tego gatunku. Ta informacja niesie ze sobą obietnicę na kolejny świetny thriller dziennikarsko– polityczny zrealizowany od czasu "Raportu Pelikana".