Inteligentna rozrywka dla całej rodziny – zabawna, chwilami straszna i wizualnie zachwycająca
Stary dom, dziwaczni lokatorzy, gadający kot i sekretne drzwi, które prowadzą do alternatywnego świata. Te elementy pasują zarówno do bajki, jak horroru. I taka też jest „Koralina, tajemnicze drzwi“. Ta trójwymiarowa animacja niezwykle zgrabnie łączy bajkową historię z konwencją kina grozy.
Tytułowa bohaterka to nastolatka, która czuje się samotna i zaniedbywana przez rodziców. Przeprowadzka do innego miasta i mieszkania w różowym wiktoriańskim domu także nie poprawia jej humoru. Ale pewnej nocy przez ukryte drzwi Koralina dostaje się do alternatywnego świata, który wydaje się być pod każdym względem doskonałym. Spełnia bowiem wszystkie marzenia i tęsknoty dziewczynki. Przytulny dom, sympatyczni sąsiedzi. Ale co najważniejsze w tym alternatywnym świecie Koralina spotyka alternatywnych rodziców – troskliwych, zawsze mających dla niej czas.
Oczywiście w tym wszystkim kryje się poważny haczyk. Wszyscy mieszkańcy alternatywnej rzeczywistości zamiast oczu mają… guziki. Alternatywna mama chciałaby Koralinę zatrzymać na zawsze, ale jest jeden warunek – dziewczynka też musi oczy wymienić na guziki. W ten sposób bajka coraz bardziej zmierza w kierunku dreszczowca. Tym bardziej, że prawdziwi rodzice bohaterki znikają, a dziewczynka musi pośpieszyć im na ratunek.
Scenariusz „Koraliny“ powstał na motywach książeczki Neila Gaimana. Ten doskonale znany fanom fantasy pisarz (napisał m. in. „Gwiezdny pył“) w swojej twórczości inteligentnie korzysta z literackiego kanonu. W „Koralinie…“ odnaleźć można bez trudu wpływy książek Roalda Dahla (twórcy m. in. Willy’ego Wonki oraz Matyldy) i oczywiście powieści Lewisa Carrolla o dziewczynce imieniem Alicja. Przygody małej Koraliny przypominają......dziecięce marzenia, ale także dziecięce koszmary. Film chwilami jest naprawdę niesamowity. Anglicy mają na to świetne określenie – creepy. Bać się nie będziecie, ale lekki dreszczyk może przebiec po skórze.
Od strony wizualnej „Koralina, tajemnicze drzwi“ kojarzyć się musi z kinem Tima Burtona. Podobna tonacja, podobne klimaty, podobna kolorystyka. Nic w tym zresztą dziwnego, bo reżyser „Koraliny…“, Henry Selick wcześniej nakręcił dla Burtona „Miasteczko Halloween“. I podobnie jak Burton. Selick znakomicie łączy niesamowitą opowieść z humorem. Dobra zabawa gwarantowana!