Jan Machulski: Chcę iść dalej!
Jan Machulski, słynny Kwinto z "Vabanku" na początku lipca skończył 80 lat! Aktor, reżyser i pedagog, mimo swojego wieku wciąż zadziwia żywotnością i niespożytą energią. Niedawno spotkaliśmy go na planie nowego filmu "Ostatnia akcja", gdzie gra jedną z głównych ról. Tym razem wciela się w postać byłego powstańca, który razem ze swoją dawną drużyną rusza w ostatni bój...
**
Jak pan się czuje w roli dostojnego jubilata?**
Jestem zaskoczony i oczarowany tym, że Muzeum Kinematografii w Łodzi i władze miasta urządziły mi wielką fetę z tej okazji. Naprawdę czułem się tak jak na jakimś Oskarze. Było cudownie, występowali dla mnie moi wychowankowie, dosłałem też wielki złoty medal Gloria Artis, a powiesiła mi go na szyi pani wojewoda. Do dziś jestem tym wzruszony, bo w życiu nie spotkało mnie takie szczęścia.
**
Wcześniej swoje jubileusze obchodził pan na deskach teatrów. Czy i tym razem zobaczymy pana na scenie?**
Nie, choć rzeczywiście wcześniej planowałem zagrać kardynała Wyszyńskiego w Teatrze Powszechnym w Łodzi, ale nie było czasu na próby. Niedawno zacząłem zdjęcia do nowego filmu "Ostatnia akcja" i teraz codziennie jestem na planie.
**
Na właśnie, spotykamy się na planie nowego filmu. Może pan nam zdradzić, co to za rola?**
Gram tu Dziadka, to taki mój pseudonim na starość. Kiedyś, gdy prowadziłem swój oddział w Powstaniu Warszawskim, to miałem pseudonim Małolat. Teraz jako Dziadek mam bardzo pobitego wnuczka i zbieram swoich byłych kolegów z oddziału z powstania, żeby wziąć odwet na bandziorach, którzy to zrobili. Planujemy zemstę na tych, co pobili mi wnuka.
**
Nie możemy zdradzać zbyt wielu szczegółów, ale czy może nam pan powiedzieć coś więcej o tej roli?**
Nie strzelamy, nie zabijamy tylko załatwiamy to inaczej - pomysłem. Cudowne jest to, że spotykamy się tu planie starzy aktorzy z różnych filmów. A ponieważ prywatnie się lubimy, to przenosimy tę atmosferę do filmu.
**
Widzę tu same stare gwiazdy - Lecha Ordona, Wojciecha Siemiona, Barbarę Krafftównę, Mariana Kociniaka oraz Alinę Janowską. To chyba pierwsze wasze takie spotkanie w pracy?**
Rzeczywiście to nasze pierwsze spotkanie w pracy, ale spotykamy się jako koledzy i przyjaźnimy się prywatnie, więc naszą wzajemną sympatię przenosimy na plan. A Alina Janowska i Basia Krafftówna, rzeczywiście brały udział w powstaniu. Ja je teraz znajduję i proszę o pomoc w tej naszej ostatniej, wyjątkowej akcji.
**
Powróćmy jeszcze do pana jubileuszu. Jest pan człowiekiem niezwykle twórczym i wszechstronnym - aktorem, reżyserem i pedagogiem. Które z tych swoich pól działalności ceni pan najwyżej?**
Trudno je porównywać, bo w różnych okresach swego życia grałem różne role. Najbardziej kocham grać, bo zawsze chciałem być aktorem i to jest mi najbliższe. Dopiero potem skończyłem reżyserię, lubię też reżyserować swoje sztuki. Jako pedagog przez 35 lat uczę w łódzkiem filmówce, trzy razy byłem jej dziekanem. Przez ten czas wypuściłem z niej wielu wspaniałych ludzi, którzy teraz grają w teatrze i w filmie m.in. Pazurę, Malajkata i Barcisia.
To też są moje sukcesy i cieszę się z tego. Kiedy prowadziłem Teatr Ochota to pisałem sztuki, w których teraz udaje mi się zagrać i jeździć z nimi po świecie. Byłem już w dwudziestu pięciu krajach, trzy tygodnie spędziłam w Australia, byłem w Afryce, Los Angeles i we wszystkich stolicach europejskich. Jeżdżę i gram.
**
Po drodze było jeszcze ognisko teatralne państwa Machulskich przy warszawskim Teatrze Ochota. Wiele osób w Warszawie do dziś je wspomina z sympatią.**
Było ognisko i wyfrunęło z niego wielu wspaniałych ludzi - Kasia Figura, Edyta Jungowska, Piotr Adamczyk i inni. Nie tylko aktorzy, ale także socjologowie zaczynali w tym ognisku. One ich otworzyło, tam dowiadywali się, że są kimś, o czym wcześniej nie wiedzieli. Tam ujawnił się ich talent.
**
Co by pan teraz zmienił w swoich życiu gdyby pan mógł? Żałuje pan czegoś?**
Niczego nie żałuję, bo mogłem wypaść o wiele gorzej. Mogłem być jednym z tysiąca aktorów, który od czasu do czasu gdzieś grywają. Cieszę się, że miałem tyle siły i partnera, czyli swoją żonę Halinę, dzięki której mogliśmy razem tworzyć teatr, a teraz mamy prywatną szkołę aktorską.
Nie staliśmy w miejscu i jak przyjechaliśmy do Warszawy to nie czekaliśmy, że może dostanę jakąś rolę. Dużo grałem, ale też robiłem coś więcej.
**
Widzowie znają pana głównie z ról komediowych. Do dziś wszyscy wspominają rolę Kwinty w "Vabanku" czy potem kolejną pana wspaniałą kreację w filmie "Kingsize".**
Za mało grałem takich ról, bo mam w sobie dużo wiskomiki i zagrałbym jeszcze jakiegoś debilka czy kogoś innego śmiesznego. Chętnie zagrałbym jeszcze w serialu jakąś wyjątkowo śmieszną rolę.
**
Jak pan wspomina Kwintę?**
Rewelacyjnie, bo gdyby nie on, to nie robiłby pan teraz ze mną wywiadu. Wcześniej nie grałem tak wspaniałych ról i to właśnie Kwinto ustawił mnie tak wysoko w tej hierarchii aktorskiej.
**
Wcześniej była jeszcze "Rzeczpospolita babska" oraz "Orzeł" gdzie grał pan młodego porucznika...**
Owszem, bo dużo grałem. Przede wszystkim jednak "Ostatni dzień lata" Konwickiego, który dostał potem Grand Prix w Wenecji. To w pewnym sensie był mój debiut i pierwszy sukces.
**
Woli pan komedie czy raczej dramat?**
Lubię dobre role i nie dzielę tak swojej pracy. Zagrałbym jeszcze w jakiejś śmiesznej komedii, ale reżyserzy obsadzają w takich rolach głównie ludzi, którzy już w życiu są śmieszni.
A jak ktoś ma metr osiemdziesiąt wzrostu i jest fajnym chłopakiem to ciężko mu zagrać bardzo śmiesznego faceta. Przydałaby mi się taka rola jak Jacka Lemona w "Pół żartem, pół serio".
**
Ma pan to szczęście, że wychował pan syna, który jest znakomitym reżyserem. Zdarzało się panu dzwonić do niego i mówić - Julek, chętnie zagrałbym jakąś śmieszną rolę, masz coś dla mnie?**
Nigdy tak nie robimy! Jak jest rola dla mnie to dostaję propozycję i ją gram. Nigdy go nie poganiam i nie mówię, żeby coś dla mnie zrobił. To nie jest rodzina, która się nawzajem pogania.
**
Czyli nie jest tak, jak z żoną dyrektora teatru, która zawsze musi grać...**
Nie jest i na pewno nie muszę grać. Julek zrobił wiele przepięknych filmów, w których nie wystąpiłem. Zagrali tam inni wspaniali aktorzy, których potem podziwiałem. I cieszę się z tego.
**
Kilka lat temu podziwiałem pana podczas innego jubileuszu na scenie Operetki Warszawskiej. Czy zobaczymy jeszcze pana w takim lekkim repertuarze?**
Nie, to była niespodzianka ze strony moich przyjaciół. W "Zemście nietoperza" Johanna Straussa zagrałem w trzecim akcie rolę Froscha, bo bardzo lubiłem tę postać. Reżyserował to wtedy Strzelecki, a dyrygował Maksymiuk. Cieszę się, że dostałem tę rolą i mogłem nią uczcić swoje 55-lecie pracy na scenie.
**
Jest pan osobą bardzo aktywną i żywotną. Gdzie jeszcze pana zobaczymy oprócz filmu "Ostatnia akcja"?**
Rozmawiamy teraz na Powązkach, gdzie kręcimy właśnie zdjęcia do tego filmu, więc pewnie mnie tu zobaczycie jak będę miał swój pogrzeb. Ale na razie mam 8o lat i nie stoję w miejscu. Chcę iść dalej.