Jean Harlow: biedna bogata dziewczynka. Miała tylko 26 lat, gdy zmarła. Wcześniej straciła trzech mężów
Jasne włosy, wydekoltowane suknie, zniewalający uśmiech. Dla producentów z Hollywood Jean Harlow była idealnym, świetnie sprzedającym się produktem, seksbombą, o której marzyli mężczyźni, pięknością, której kobiety chciały dorównać. Mało kto wiedział, że życie gwiazdy tak naprawdę nie było wcale usłane płatkami róż.
Harlean Carpenter – która zdobędzie później sławę jako Jean Harlow – nigdy nie zaznała prawdziwej swobody i wolności. Gdy miała jedenaście lat, jej rodzice się rozwiedli, a matka, wywalczywszy wyłączną opiekę nad córką, kompletnie oszalała na jej punkcie. Od tamtej pory stały się praktycznie nierozłączne, mała Harlean była zaś całkowicie podporządkowana rodzicielce, która chciała odseparować ją od świata i zamknąć w złotej klatce. Za jej namową dziewczynka zerwała kontakt z ukochanym ojcem, a potem posłusznie spakowała walizkę i wyjechała wraz z matką do Los Angeles, gdy ta zapragnęła zostać gwiazdą filmową.
Szansa na sukces
W Hollywood dla matki Harlean nie mieli litości – pomysł, że ponad trzydziestoletnia rozwódka chce robić karierę jako gwiazda filmowa, rozbawił wszystkich agentów. Rozczarowana kobieta uznała jednak, że nie wszystko stracone i próbowała przelać swoje marzenie o ekranowej sławie na nastoletnią córkę. Ta jednak, choć zwykle posłuszna i uzależniona od opinii matki, tym razem stanęła okoniem i stanowczo zaprotestowała.
W pobliżu Fabryki Snów spędziły w sumie dwa lata, jednak pieniądze powoli się kończyły i wreszcie, jak niepyszne, musiały uznać swoją porażkę i wrócić pod opiekuńcze skrzydła zamożnego dziadka Harlean. Rodzinna sielanka nie trwała jednak zbyt długo, nastolatka wkrótce poznała bowiem Charlesa McGrewa, który zaimponował jej urokiem osobistym oraz wielką fortuną.
Ich romans rozwinął się błyskawicznie i już po kilku miesiącach zostali małżeństwem. Tym samym 16-letnia dziewczyna wyrwała się ze szponów nadopiekuńczej matki i wpadła w ramiona mężczyzny, który – zresztą tak jak i ona – nie był zupełnie gotowy na związek. Do scysji między małżonkami doszło dość szybko, bo McGrew miał dość wtrącającej się w ich pożycie teściowej. Podjął zdecydowane kroki, kupił dom w Los Angeles i wyjechał tam z młodą żoną, by oddać się słodkiemu nieróbstwu i hucznym imprezom. Wydawało się, że Harlean to odpowiadało. Miała piękne suknie, piła płynący strumieniem drogi alkohol i obracała się w znamienitym towarzystwie, poznając hollywoodzką śmietankę. Ani myślała o robieniu kariery czy samodzielnym życiu. Do czasu.
Tego dnia Harlean stała pod studiem wytwórni Fox i czekała na swoją przyjaciółkę, Rosalie Roy. Kiedy jeden z pracowników, dostrzegając nietuzinkową urodę młodej kobiety, zaproponował jej udział w przesłuchaniu, poczuła wyłącznie rozbawienie. Miała męża, wygodne życie i niczego jej nie brakowało – dlatego uprzejmie odmówiła. To Rosalie, marząca o karierze aktorki, oburzona, że koleżanka lekką ręką odrzuca taką szansę, zagrała jej na ambicji i zarzuciła tchórzostwo. Harlean, choć niechętnie, zgodziła się spotkać z ekipą filmową, którą z miejsca oczarowała. A potem podziękowała za propozycję i wróciła do domu.
Narodziny Harlow
McGrew nie miał powodów do zadowolenia. Nie podobało mu się, że żona zaczęła otrzymywać oferty pracy i wściekł się, gdy teściowa, przed którą tak pragnął uciec, przeprowadziła się w ślad za nimi do Los Angeles. To było początkiem końca ich małżeństwa, aż wreszcie Harlean wyprowadziła się od męża, by zamieszkać z matką. I, zgodnie z jej życzeniem, przyjęła angaż w filmie. W Fabryce Snów zdecydowała się funkcjonować pod pseudonimem, na który wybrała… imię i panieńskie nazwisko matki. Tak narodziła się Jean Harlow.
Producenci od razu wiedzieli, że trafili na prawdziwy skarb i nie zamierzali już wypuścić Harlow z rąk. Ona zaś, skrępowana lekkomyślnie podpisanymi kontraktami, musiała grać tak, jak jej kazali. Popularność zdobyła błyskawicznie, bo w 1930 roku, gdy dramat wojenny "Anioły piekieł" z jej udziałem oczarował i krytykę, i widzów. Aktorka zachwycała urodą, która bez wątpienia przysłaniała jej talent – później przyznawała, że granie w filmach nie dawało jej satysfakcji, reżyserzy widzieli ją zwykle jako ozdobę, nie pozwalali się wykazać, a role, które jej powierzano, irytowały schematyzmem.
Nie zmienia to faktu, że stała się filmowym symbolem, ikoną seksu, ekranowym wampem, łamaczką serc. Zapoczątkowała też modę na tlenienie włosów – przez co wiele Amerykanek trafiało do lekarzy z poparzoną skórą lub łysymi plackami po nieudanych próbach zrobienia się na bóstwo.
Na skraju
Harlow nie mogła opędzić się od wielbicieli, ale jej serce skradł Paul Bern, producent, który otoczył ją opieką i wprowadzał w niuanse branżowego światka. Pobrali się w 1932 roku i była to, niestety, kolejna zła decyzja młodej, bo zaledwie 21-letniej gwiazdy. Bern okazał się impotentem, który po alkoholu stawał się agresywny i nie oszczędził nawet swojej dopiero co poślubionej żony. Dwa miesiące później, przerażony, że sprawa wyjdzie na jaw, popełnił samobójstwo.
Zdruzgotana Harlow nie miała jednak chwili spokoju – wkrótce bowiem ktoś rozpuścił pogłoskę, że to ona zabiła swojego męża. Jej kariera zawisła na włosku, jednak, ponieważ brakowało jakichkolwiek dowodów, ta sensacyjna plotka szybko ucichła.
Rok później aktorka wyszła za mąż za Harolda Rossona, operatora – ale i ten związek przetrwał raptem kilka miesięcy. Kiedy więc w 1934 r. poznała Williama Powella, miała pewne wątpliwości, przekonana, że szczęśliwe życie u boku mężczyzny nie jest jej pisane. Ostatecznie jednak – mimo że nie zdecydowała się na czwarty ślub – to właśnie z Powellem stworzyła najszczęśliwszą relację, którą przerwała dopiero jej śmierć.
Dwudziestosześcioletnia Harlow była na skraju wytrzymałości. Pracowała intensywnie, wykorzystywana przez wytwórnie filmowe, które nie chciały dać jej wolnego. Próbowała walczyć o swoją autonomię i wyrwać się spod kurateli matki, ale bezskutecznie. Dodatkowo stres i zmęczenie odcisnęły na niej swoje piętno. Zażywała leki, które miały pomóc jej zasnąć, sięgała po alkohol, żeby się zrelaksować. Jej organizm nie zniósł wyczerpującego trybu życia.
Podczas kręcenia filmu "Saratoga" Harlow była w tak złym stanie, że zdjęcia przerwano, a wycieńczoną aktorkę odwieziono do domu. Stamtąd po kilku dniach trafiła do szpitala, gdzie zmarła wkrótce potem, 7 czerwca 1937 roku. I chociaż powodem śmierci młodej gwiazdy była niewydolność nerek, wkrótce zaroiło się od różnych podsycanych przez brukowe media teorii – wśród nich największą popularnością cieszyła się ta, że Harlow zabiła obsesja na punkcie urody, gdyż środki, którymi tleniła włosy, miały być toksyczne dla jej organizmu.