Trwa ładowanie...
14-10-2005 12:07

Joanna D'Arc w trampkach

Joanna D'Arc w trampkachŹródło: Monolith Films
d1yjtnx
d1yjtnx

Zwykle, kiedy muszę napisać tekst o filmie dla dzieci, mam lekkiego stracha. A co jeśli, choć od czasów podstawówki nie minęły jeszcze grube dekady, nie pamiętam już, czym to się je? Co, jeśli zgubiłam resztki dziecięcej wrażliwości, umiejętność przeżywania prawdziwej przygody w kinie i nad książką, tę zdolność, która pozwala na chwilę przestać być sobą i popłynąć w magiczny świat wyobraźni? Wtedy pisanie o takim kinie traci sens, robi się z tego dydaktyzujący wykład mądralińskiego piernika. Na szczęście zdarzają się momenty, które reperują te rejony mojego morale i pozwalają odłożyć wątpliwości na bok. Sierpień jest pod tym względem wyjątkowo łaskawy. Najpierw kolorowy i wariacki „Magagaskar 3” rozbujał mnie tak, że ze śmiechu dostałam zakwasów. Teraz „Merida waleczna” dzielnie przywraca kinu świat czystych idei, najwyższych wartości i pięknego ducha, a przy okazji angażuje, śmieszy, wzrusza i cieszy oko. I to w naprawdę ładnym trójwymiarze.

Bohaterką filmu jest dziewczynka. Ognistowłosa i temperamentna nastolatka Merida żyje wraz z ojcem królem i matką królową w bajkowej krainie, która (sądząc po podawanych w scenariuszu wskazówkach) choć momentami budzi skojarzenia ze Skandynawią, położona jest gdzieś w rejonach Szkocji czy Irlandii. To pięknie przełozona na język obrazu wizja znanego z książek zalesionego raju, gdzie pośród gęstych borów kryją się magiczne polany, a na wysokich wzgórzach wyrastają majestatyczne zamki. Dziewczynka wchodzi w konflkt z mamą ponieważ nie chce zgodzić się na aranżowane w ramach obowiązujących zasad małżeństwo. Nie tylko bowiem pragnie wybrać małżonka sama, kierując się głosem serca. Nie ukrywa też, że na ołtarz jest dla niej zdecydowanie za wcześnie, bo w głowie ma inne rzeczy: na przykład jazdę konną, dzikie wyprawy na łono natury i strzelanie z łuku. Spór szybko okaże się bardzo brzemienny w konsekwencje...

Merida jest uroczą łobuzicą, śliczną chłopczycą i buntowniczką, która lubi stawiać na swoim. Chciałoby się rzec: feministka! Mi się taki typ bohaterki szalenie podoba. Takie były moje ulubione dziecięce heroski, z którymi utożsamiałam się jako dziesieciolatka: Fizia Pończoszanka czy Ronja, córka zbójnika. Obie niepokorne indywidualistki wyszły spod tej samej ręki – ich „matką” była legendarna szwedzka autorka literatury dziecięcej, Astrid Lindgren. Merida, która jest bardzo samodzielna, ale ma ogromne serce i poczucie misji, bardzo mi je przypomina.

d1yjtnx

Świat przedstawiony w filmie nie ma tylko pastelowych barw. W tej bajce zdarzają się tez chwile cieniste, może nie tak mroczne jak baśnie braci Grimm, ale z sukcesem burzące dowcipkująco-lukrowany klimat dominujący w większosci dziecięcych produkcji. Zarówno sytuacje, jak i postaci wprowadzane stopniowo do filmu brane są uczciwie z szerokiego spektrum odcieni życiowych doświadczeń i mogą stanowić pretekst to pogłębionej i ciekawej rozmowy rodzica z dzieckiem. Film, mimo animowanej otoczki bardzo realistycznie i dojrzale opowiada o zawiłej relacji matki i córki, przedstawiając skomplikowany pejzaż tej emocjonalnej zależności lepiej, niż niejeden daramt psychologiczny z aktorami zamiast narysowanych figurek.

To ciepły i mądry film. Myślę, że najwięcej wyciągną z niego dziesięcio-, dwunastolatki, które nie wystraszą się kilku bardziej dramatycznych scen i zrozumieją przesłanie tej pełenj nagłych zwrotów akcji i wielkich emocji historii. W „Meridzie..” dużo jest niefrasobliwego dowcipu, sytuacyjnego humoru, ale to też całkiem serio przypowieść o wyboistych drogach dojrzewania, znaczeniu bliskich więzi, umiejętności kompromisu... To nie tylko film dla dzieci, ale tez o dzieciach. Dla rodziców, którzy z pociechą wybiorą się do kina może być podróżą do czasów, kiedy zdrowy rozsądek nie był jeszcze najczęściej używaną przez nas miarą wszechrzeczy. Oglądając bajeczny, wielobarwny i pięknie zaanimowany świat Meridy, momentami czułam się znowu jak dziesięciolatka, która pokłociła się z mamą i teraz, wisząc do góry nogami na trzepaku pokazuje język sąsiadce w ramach buntu przeciwko całemu światu. A kiedy narobi już całą masę dalszych głupot i się zmęczy, otrzepuje z kurzu obite kolana i idzie do domu na obiad, ze swoja
jednak najlepszą mamą na świecie.

d1yjtnx
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d1yjtnx