W życiu wielu reżyserów przychodzi moment, w którym czują, że kręcąc dokumenty doszli do ściany. Chcą opowiadać więcej, przyjrzeć się bliżej, zajrzeć za wszystkie drzwi, a nie tylko za te, które wypada im otwierać. Jerzy Kowynia zadebiutował jako dokumentalista w 1997 roku i od tamtej pory zrealizował sześć krótko- i średniometrażowych dokumentów. Na tegorocznym festiwalu Młodzi i Film w Koszalinie premierę miała jego pierwsza fabuła - nie pozbawiona błędów, ale interesująca "Kamczatka" - pełna niedopowiedzeń psychodrama o mężczyźnie siedzącym w więzieniu, jego siostrze o zapędach nimfomanki i matce, której ostatnim życiowym celem jest popełnienie samobójstwa.
Kowynia zdradza widzom bardzo niewiele na temat przeszłości i motywacji portretowanych przez siebie bohaterów. W znakomitej, rozciągniętej sekwencji otwierającej przyglądamy się im w cyklu naprzemiennych ujęć. Równoległa narracja zmusza nas do szukania powiązań i układania puzzli, które na pozór do siebie nie pasują. Wkraczamy w życie, które zdaje się nie podlegać żadnym punktom zwrotnym – utonęło w szarości, niezmienności i beznadziei. Operator Michał Sobociński świetnie oddaje atmosferę gnicia i rozkładu skupiając się na podkreślaniu szarości, błękitów i brązów. W kręgu jego zimnych obrazów krążą bohaterowie, których emocje od dawna są zlodowaciałe. Nie wiemy do końca dlaczego tak się stało, wszystkiego możemy się jedynie domyślać. Przeczuwamy też, że zmianę może wprowadzić tylko radykalny gest, na który nikt nie będzie miał siły się zdobyć.
Dopiero samobójstwo starej matki wprawia w ruch machinę, która pozwala siedzącemu w więzieniu Stachowi (Tomasz Sobczak) dostać przepustkę i wrócić do domu oraz do siostry Marty (Edyta Torhan), z którą łączą go niepokojące, brutalne, ale nie pozbawione erotyki stosunki. „Kamczatka“ to film wyjątkowo dobry aktorsko – postaci nie są przerysowane, a ich skrajne emocje są trzymane w ryzach. Wybuchają tylko dwukrotnie, ściskają wówczas widzów za gardło i przeradzają się w momenty, które zdradzają znacznie więcej z ich biografii, niż zrobiłyby to przedłużającego się rozmowy. Dialogi nie są zresztą mocną stroną „Kamczatki“, zbyt często brzmią sztucznie, zbyt dobrzy są bohaterowie w kreowaniu gęstej atmosfery za sprawą wpisanej w ich dusze pogardy do rzeczywistości i siebie nawzajem.
Najsłabszym ogniwem filmu jest pojawiająca się na drugim planie postać Irlandczyka Liama (Thymn Chase), która dowodzi, jak źle kończy się zestawianie na ekranie profesjonalnych aktorów z amatorami. Rozdźwięk między nimi zawsze owocuje podkreślaniem talentu jednych i sztuczności drugich oraz nieuniknionym rozbijaniem spójności historii. Mimo tej bolesnej pomyłki castingowej, „Kamczatka“ jest jedną z ciekawszych propozycji Konkursu Fabularnych Debiutów Filmowych; historią o zbrodni, żalu, nienawiści i kazirodztwie, która w rękach reżysera nie umiejącego zachować dystansu obserwatora, mogłaby się przerodzić w histeryczne, nieznośne dzieło, a nie pozostać odrobinę nierówną, ale mocną psychodramą.
Ocena: 6/10 Anna Bielak