King's Man: Pierwsza misja - recenzja Blu-ray od Galapagos
Jeśli po "King's Man: Złoty krąg" mieliście zgagę, to "Pierwsza misja" może przynieść lekką ulgę. Wprawdzie tonalnie odbiega od poprzednich części, ale ma wszystko, czego oczekujemy od blockbustera tego typu. Za to na Blu-rayu znajdziecie tonę, powtarzam, tonę wyczerpujących temat dodatków.
Trzecia część filmu z 2014 r. opartego na komiksie Marka Millara i Dave'a Gibbonsa to nic innego jak prequel ukazujący wydarzenia stojące za powołaniem do życia organizacji kryjącej się za szyldem renomowanego londyńskiego krawca. Tym razem akcja przenosi się w przeddzień I wojny światowej.
W making-ofie zamieszczonym na płycie Matthew Vaughn przyznaje, że wyciągnął wnioski po niezbyt dobrze przejętym "King's Man: Złoty krąg". Efektem tego jest "Pierwsza misja" łącząca dramat historyczny, fikcję, slapstick i przegięte kino akcji niczym "Bękarty wojny". Zresztą skojarzenia z szóstym filmem Quentina Tarantino są jak najbardziej na miejscu. W "Ostatniej misji" obok bohaterów granych przez Ralpha Fiennesa czy Harrisa Dickinsona pojawiają się autentyczne postacie, takie jak Grigori Rasputin (znakomity Rhys Ifans), Erik Jan Hanussen czy Mata Hari.
Trzecia odsłona sagi nie zaskakuje ani na poziomie aktorstwa, ani wykonania. "Ostatnia misja" to bardzo solidne widowisko z pierwszorzędnie oddanymi realiami epoki i pomysłowymi scenami akcji przywodzące na myśl zarówno poprzednie części, jak i dajmy na to filmy Guya Ritchiego. Osobną kwestią jest scenariusz, bo Vaughn dokonał tu niespodziewanej gatunkowej wolty.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Gorące premiery 2022. Na te produkcje czekamy
"King's Man: Pierwsza misja" jest kinem o wiele poważniejszym, tonalnie odbiegającym od tego, do czego przyzwyczaił nas reżyser w swoich poprzednich filmach. Dość powiedzieć, że podczas pierwszego aktu łapałem się na zastanawianiu, czy aby na pewno właściwa płyta wylądowała w odtwarzaczu. Dlatego w pełni rozumiem zarzuty niektórych widzów i krytyków. Jednak mimo tego rozdźwięku i niekiedy drażniącego patosu oglądając "King's Man: Pierwsza misja" nie miałem poczucia straconego czasu.
Jest tu kilka rewelacyjnych momentów (niemy pojedynek w okopach I wojny światowej zrywa czapkę), Fiennes i spółka to aktorska pierwsza liga, a sceny akcji zaskakują bezceremonialnym bestialstwem. Lepsze od jedynki z 2014 r.? W życiu. Ale wystarczyło, abym sprawdził, czy Vaughn szykuje kolejną część (odpowiadam: tak).
A co znajdziemy na Blu-rayu oprócz filmu? Mili państwo, same frykasy. Polska edycja, która ukazała się nakładem Galapagos, skrywa prawie dwie i pół godziny materiałów dodatkowych.
Crème de la crème jest tu trwający półtorej godziny (!) making of. Jest to rzecz z prawdziwego zdarzenia, z której dowiecie się absolutnie wszystkiego na temat każdego etapu produkcji. Składają się na nań wypowiedzi Matthew Vaughn, członków obsady oraz ekipy zilustrowane nagraniami z planu pokazujące ogrom pracy włożony w powstanie filmu.
Jest tu wszystko: kolejne etapy rodzącego się w bólach scenariusza, opowieść o powstaniu serii, rzut oka na proces projektowania kostiumów czy meandry pracy operatora Bena Davisa wykorzystującego jedyny w swoim rodzaju obiektyw. Całość podano w anegdotyczny i przyjemny w odbiorze sposób.
Do tego 15-minutowy materiał poświęcony przygotowaniom i kręceniu wspomnianej scenie niemego pojedynku na noże i młotki oraz zupełnie nieoczywista rzecz: minidokument naświetlający ideę stojącą za powołaniem The Royal British Legion. To organizacja charytatywna zapewniająca wsparcie finansowe, społeczne i emocjonalne członkom i weteranom Brytyjskich Sił Zbrojnych.
Obraz: 2.39:1 (panoramiczny) 1080p HD, dźwięk: DD Plus 7.1 (angielski), DD 5.1 (polski lektor) napisy: polskie (film i dodatki)
Grzegorz Kłos, dziennikarz Wirtualnej Polski
Trwa ładowanie wpisu: instagram