Trwa ładowanie...
06-09-2005 18:55

Krwawe zabawy Roberta R.

Krwawe zabawy Roberta R.Źródło: mat. dystrybutora
d1yjtnx
d1yjtnx

Robert Rodriguez twierdzi, że pomysł na ten film narodził się, gdy na planie "Desperado" poznał Danny'ego Trejo - groźnie wyglądającego, wytatuowanego faceta, aktora i boksera, mającego na koncie odsiadki w słynnym San Quentin (siedział za napad z bronią w ręku i handel narkotykami). Ale widzowie po raz pierwszy usłyszeli o "Maczecie" podczas projekcji dyptyku "Grindhouse" duetu Tarantino&Rodriguez. Inaczej niż w Europie, w Stanach Zjednoczonych filmy obu słynnych reżyserów wyświetlane były w cenie jednego biletu, jeden po drugim, tak jak kiedyś wyświetlano prawdziwe exploitation films. Pomiędzy nimi, dla żartu, pojawiły się zwiastuny nieistniejących produkcji - jedną z nich była właśnie "Maczeta".

Podobnie jak "Death Proof" i "Planet Terror", "Maczeta" to hołd oddany stylistyce taniego, brutalnego kina klasy B, które swój rozkwit przeżyło w USA w latach 60 i 70. Kierowane głównie do niewybrednego odbiorcy filmy stawiały na nagość (a czasami pornografię) i przemoc. Fabuła była tylko pretekstem, by pokazać tryskającą krew, odcinane kończyny i rozebrane aktorki. Więc choć w "Maczecie" można się doszukiwać politycznych podtekstów i interpretować ją jako głos w sprawie amerykańskich problemów z imigrantami i skrajną prawicą, to odradzałbym takie szarże. To dziecięca zabawa w kino mająca przede wszystkim sprawiać widzowi radość. Próba przywołania estetyki filmów, na których wychowało się pokolenie. Sentymentalna błyskotka, nic więcej. Jest to jednak dzieło o tyle ciekawe, że wykraczające poza prosty pastisz czy parodię. Rodriguez zapragnął bowiem nakręcić swój własny, prawdziwy exploitation film.

Grany przez Trejo małomówny Maczeta to najlepszy agent meksykańskiej policji. Zdradzony przez przełożonych, zmuszony patrzeć na śmierć żony, jakimś cudem przeżywa egzekucję i ląduje w Stanach Zjednoczonych. Tu szybko ładuje się w kłopoty, zostaje zaangażowany do zamachu na konserwatywnego senatora, postrzelony i wystawiony. Musi ukrywać się przed policją i nasłanymi na niego zbirami, a jednocześnie knuje zemstę. Pomagają mu w niej Luz (Michelle Rodriguez) - żeńska wersja Che Guevary, Sartana (Jessica Alba)
- ambitna agentka policji antyimigracyjnej i ksiądz z dwoma śrutówkami (Cheech Marin) - prywatnie brat naszego meksykańskiego mściciela.

Nie dajcie się jednak zwieść - nie historia jest tu ważna, a sposób w jaki się ją podaje. Rodriguez włożył bardzo dużo pracy w to, by jak najwierniej odtworzyć formułę exploitation. Dialogi są drętwę, dramaturgia budowana nieudolnie (cały środek filmu jest okropnie przegadany), aktorzy celowo źle grają, a sztuczna krew wciąż tryska dokoła. Efekt uwiarygodniają jeszcze skazy na taśmie dodane w postprodukcji - na szczęście tym razem nie urywa się taśma.

d1yjtnx

Najlepsze są w "Maczecie" drobnostki. Małe, drugoplanowe role Dona Johnsona, Stevena Seagala i Lindsay Lohan. Lina z jelita, na której Maczeta wyskakuje przez okno. Oprych w masce meksykańskiego zapaśnika zabity obcasem buta. Krzyż z telewizorów w kościele pod wezwaniem Cheecha Marina. Internetowa reklamówka płatnego zabójcy. Trzy głowy odcinane jednym cięciem. Poglądy Maczety na temat SMS-ów ("Machete don't text"). Pompatyczna przemowa Jessici Alby. Piekielnie seksowne pielęgniarki z Uzi. To prosta kalkulacja: jeżeli czytając tę wyliczankę nie uśmiechnąłeś się ze zrozumieniem, to "Maczeta" nie jest filmem dla ciebie; jeżeli jednak czekałeś na niego od czasu "Grindhousa", to witaj w niebie.

d1yjtnx
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d1yjtnx