Jacek Braciak - "Wołyń"
Po patologii "Drogówki" Braciak mimo wszystko nie zrezygnował z filmów Smarzowskiego. W 2016 r. oglądaliśmy go w "Wołyniu". Trudno powiedzieć, który film był bardziej przygnębiający. Tak to już jest u Smarzowskiego, że każdy kolejny film przesuwa granice okrucieństwa, jakie przeżywają bohaterowie.
W "Wołyniu" nie lała się wódka, za to krew. Rzeź Polaków, o której tygodniami nie przestawało się mówić po premierze filmu. Straszne obrazy jak z horroru. Ale praca na planie ma to do siebie, że czasem aktorzy muszą odreagować.
Braciak wspomina jeden z takich momentów: "Kręciliśmy dużą zbiorową scenę w kościele. W pewnym momencie ogarnęło mnie zmęczenie, a w ślad za nim głupawka, nad którą zupełnie nie potrafiłem zapanować. Bawiło mnie wszystko, a szczególnie mówiący z tym dziwnym akcentem Janek Chabior na ambonie. Trzy lub cztery duble poszły do kosza przez moje ataki śmiechu. W końcu wygonili mnie z kościoła. Powiedzieli, że już nie da się ze mną nic zrobić".