Magdalena Wójcik: Najważniejsza jest rodzina

Choć za oknem już jesienne chłody, a wakacje dawno za nami, Magda Wójcik wciąż wspomina swój urlop na rajskiej plaży daleko od Polski. Z jedną z najpiękniejszych polskich aktorek rozmawiamy o jej dzieciństwie, nauce w szkole baletowej, ukochanym synku Mikołaju i pracy na planie.
Magdalena Wójcik: Najważniejsza jest rodzina
Źródło zdjęć: © AKPA

Jak minęły wakacje?

Przepięknie. Po raz pierwszy byłam na Karaibach i czułam się tam jak w raju!

Stanęła tam Pani oko w oko z dziką przyrodą?

Z dzikimi osłami (śmiech). W Parku Narodowym spotkaliśmy ich wiele, spacerowały sobie drogami i chętnie pozowały do zdjęć. Za darmo! Spotkałam też iguany, mangusty polujące na węże i śliczne, maleńkie koliberki spijające nektar z kwiatów w ogrodzie domu, w którym mieszkaliśmy. A z okien rozpozciera się niesamowity widok na wyspy, morze i kolorowe zachody słońca. To był istny raj na ziemi.

Zabrała Pani ze sobą jakąś książkę?

Zabrałam książkę poświęconą mojemu zmarłemu w marcu tacie, który przez ostatnie dwadzieścia lat związany był z zespołem Pieśni i Tańca "Śląsk", gdzie sprawował funkcję dyrektora artystycznego. To wywiad-rzeka przeprowadzony z nim w ostatnich miesiącach jego życia. Z książki dowiedziałam się o nim wielu fantastycznych i cudownych rzeczy. Muszę przyznać, że o wielu faktach z jego zawodowego życia nie wiedziałam, bo nie miałam okazji porozmawiać z nim na ten temat. Był wspaniałym człowiekiem i tatą. Jestem z niego dumna.

Co Panią najbardziej zaskoczyło w tej lekturze?

Uświadomiłam sobie jak wielką pasją była dla niego jego praca. Zrozumiałam, dlaczego tak mało czasu spędzał z nami w Warszawie. Zespół "Śląsk" był jego drugą rodziną, którą kochał tak mocno jak nas. Dowiedziałam się także mnóstwa ciekawych rzeczy na temat jego dzieciństwa i tego jak wyglądało życie na Śląsku przed wojną. Poznałam dokładniej wspaniałą kulturę i obyczaje tego regionu.

Czy Pani dzieciństwo było także roztańczone i rozśpiewane?

Trochę tak. Wakacje często spędzałam z rodzicami towarzysząc im podczas koncertów w Polsce, bo wtedy obydwoje pracowali w zespole "Mazowsze". Moje ulubione wakacje odbywały się w Operze Leśnej. Z wypiekami na twarzy oglądałam każdy koncert, albo z widowni, albo zza kulis. Pomagałam mamie doczepiać sztuczne warkocze, zmieniać stroje i marzyłam, że kiedyś sama zatańczę na scenie. Bardzo miło to wspominam.

Jak to się stało, że zajęła się Pani baletem?

Mój tata chciał, żebym została tancerką klasyczną i w tym kierunku się kształciłam. Ale moimi ulubionymi zajęciami były taniec ludowy i charakterystyczny. Bardzo lubiłam mazura, poloneza, kujawiaka i oberka, ale także tańce węgierskie, rosyjskie, no i oczywiście hiszpańskie. Taniec klasyczny kojarzy mi się, niestety, z potwornym wysiłkiem i bólem obtartych stóp. To nie były moje ukochane zajęcia, ale zaciskałam zęby i ćwiczyłam. I kiedy po dziewięciu latach, w klasie maturalnej, lekarze wydali na mnie wyrok mówiąc, że nie mogę być dłużej tancerką klasyczną, bo jest to groźne dla mojego zdrowia, wcale się nie zmartwiłam. Musiałam się z baletem pożegnać, ale zrobł�am to bez żalu. Jestem jednak dyplomowaną tancerką.

I od czasu do czasu Pani to wykorzystuje.

Oczywiście. Ostatnio przydały mi się te umiejętności w "Tańcu z gwiazdami", a wcześniej na teatralnej scenie, w kilku filmach i w spektaklu "Metro". Dla aktorki dobrze jest mieć styczność z tańcem, choć może nie w takim wymiarze jak ja. Kiedy ma się dziesięć lat, kilkanaście godzin treningu tygodniowo to trochę za dużo. Lepiej ten czas poświęcić np. na naukę języków.

Jak Pani wychowuje swego syna Mikołaja? Ma Pani jakąś własną metodę?

Nie!(śmiech). Każde dziecko jest inne, ma tak niepowtarzalną osobowość,że nie ma mowy o jakiejś jednej metodzie. Staram się wychować Mikołaja na mądrego, dobrego i wrażliwego mężczyznę, który będzie szanował kobiety. Dużo z nim rozmawiam, opowiadam o swoich niektórych problemach, czym zachęcam go do mówienia o własnych. Mimo ze ma już 11 lat, co wieczór kładę się obok niego i poświęcam kwadrans na rozmowę. I to są cudowne chwile umacniające emocjonalną więź między nami. Podsumowujemy miniony dzień, czasem snujemy plany na przyszłość. Często kończy się to tym, że zasypiam pierwsza (śmiech).

Czy Pani syn posiada jakieś szczególne talenty?

Mikołaj ma zdolności językowe, co bardzo mnie cieszy. I rewelacyjnie tańczy! Chodzi do szkoły tańca Egurroli na breakdance! Jest bardzo giętki i zwinny, ma bardzo plastyczne ciało i nie ma dla niego akrobacji niemożliwych do wykonania. Mimo że na zajęcia jedziemy półtorej godziny, uzgodniliśmy, że Miki będzie nadal trenował, bo szkoda żeby zmarnował taki talent. Staram się uczyć mojego synka, że powinniśmy za wszelką cenę rozwijać swoje pasje, zainteresowania i talenty, aby budować poczucie własnej wartości i mieć radość z życia.

Przejdźmy do spraw zawodowych. Ostatnio gra Pani w serialu o weterynarzach zatytułowanym "Na kocią łapę"

Kiedy byłam małą dziewczynką, chciałam zostać weterynarzem. I spełniło się moje marzenie. Bardzo kocham zwierzęta, a zwłaszcza psy. Dlatego ogromnie się cieszę, że mam z nimi teraz tak bliski kontakt w pracy. I muszę przyznac, że wszystkie psy grające w naszym serialu są wspaniałymi aktorami. Troszkę trudniej natomiast jest dogadać się z kotami, które są indywidualistami i nie lubią wykonywać poleceń, kiedy akurat nie mają na to ochoty. Zwierzakom towarzyszą codziennie na planie panie treserki, które mają swoje sposoby na wydobycie z nich talentów aktorskich. Niektórych czworonożnych aktorów najbardziej motywuje pachnąca kiełbaska.

Ma Pani jakieś zwierzęta w domu?

Mam staruszeczkę sunię, którą czternaście lat temu przywiozłam z Astrachania. Jest moją wierną przyjaciółką. Towarzyszyła mi we wszystkich dobrych i tych gorszych chwilach życia. Jest mi smutno, kiedy patrzę jak powoli przegrywa walkę z wiekiem. Cięźko jej się chodzi, ciężko wstaje, słabo widzi i praktycznie nie słyszy. Ale wszystkich nas to kiedyś czeka...

Porozmawiajmy jeszcze o Pani. Spotkałam się z opinią, że jest Pani bardzo podobna do Brigitte Bardot...

To bardzo miłe, jeżeli ktoś porównuje naszą urodę do pięknych kobiet. Zdarzyło mi się, że porównywano mnie też do Claudii Shiffer, Liv Ullman, Kim Basinger, a nawet do Dody (śmiech). Nie rozpaczam z tego powodu. Spoglądając w lusterko widzę po prostu Magdę Wójcik.

To prawda, że mężczyźni wolą blondynki?

Nie ma takiej reguły, bo każdy z nas ma inny gust. Gdybym ja na przykład była mężczyzną, to wolałabym brunetki. Natomiast jeżeli poważnie mówimy o relacjach damsko-męskich, to na pewno nie kolor włosów jest najważniejszy.

W czym zobaczymy Panią jesienią w teatrze?

Ostatnio ze zdziwieniem przeczytałam w jednym z kolorowych brukowców, że pożegnałam się z Teatrem Ateneum. Jestem związana z tym teatrem od szesnastu lat i wcale nie mam ochoty odchodzić, no chyba, że mnie wyrzucą (śmiech). Gram też gościnnie, z wielką przyjemnością, w Teatrze Syrena w kryminale Agathy Christie "Pajęcza sieć" w reżyserii Wojciecha Malajkata.

A co z dużym ekranem?

Marnie, ale nie cierpię z tego powodu. Jestem i bez tego bardzo aktywna zawodowo, mam dziecko i gdybym miała jeszcze wystąpić w jakiejś produkcji filmowej, coś by musiało na tym ucierpieć. Kiedy nie miałam jeszcze rodziny, chciałam pracować jak najwięcej, bo tylko na tym mogłam się skoncentrować. Robiłam to z wielką pasją i oddaniem. Teraz mam już inne priorytety w życiu i biorę sobie na głowę tylko tyle, ile zdołam udźwignąć. Najważniejsza jest dla mnie rodzina i nie chcę pracować jej kosztem.

Dziękuję za rozmowę

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (0)