Małe kobietki
Punkt wyjścia jest tu nawet obiecujący – nastoletnia Grace realizuje swe odwieczne marzenie i wyjeżdża na wakacje do Paryża. Pech chce, że towarzyszą jej w tym przyrodnia siostra i jej koleżanka, co rychło doprowadza do przeróżnych napięć i konfliktów. Przygodę szlag więc trafia, zaś europejski folklor ustępuje nieustannej przepychance trzech niedojrzałych panien – ich pragnieniom, rozterkom, zachciankom.
„Monte Carlo” staje się przez to nastoletnim „Seksem w wielkim mieście”. Przynajmniej w pewnym sensie, bo nie ma tu ani seksu, ani nawet wielkiego miasta. Są za to trzy młode gwiazdki (znana z produkcji Disneya Selena Gomez oraz Leighton Meester i Katie Cassidy z „Plotkary”), które pozwalają ponieść się ułańskiej fantazji scenarzysty. A ta zaczyna się od nieoczekiwanej zamiany miejsc – Grace przez pomyłkę zostaje wzięta za dziedziczkę potężnej fortuny, przez co cała trójka trafia do tytułowego Monte Carlo.
Słynna dzielnica Monako skrzy się niedostępnym blichtrem – plaże, hotele, ekskluzywne bankiety i prestiżowe pokazy mody przewijają się przez ekran w zawrotnym tempie. Problem w tym, że życie, którego dane jest w Monte Carlo doświadczyć bohaterkom – to z rozkładówek kolorowych magazynów; to, które pozostaje marzeniem nastolatek czytających „Bravo” i oglądających MTV – stoi tu pustką i beztroską, z którymi film Thomasa Bezuchy wyraźnie sobie nie radzi.
Owszem, bohaterki wyciągną z całej podróży odpowiednią lekcję, a każda z nich doczeka się przystojnego księcia z bajki, ale towarzyszące temu przesłanie jest zdumiewająco płaskie – ot, próżniaczy żywot jest w porządku. Tak długo, jak długo pod oknem nie czają się paparazzi.