Małgorzata Pieczyńska dla WP: Wszyscy marzymy o miłości
„Wszyscy marzymy o miłości, pełnej wzruszeń, bo ona nadaje sens życiu” – mówi Małgorzata Pieczyńska, która swoją wielką miłość znalazła 25 lat temu u boku męża Gabriela Wróblewskiego.
31.08.2011 | aktual.: 17.07.2017 14:27
W filmie Big Love natomiast aktorka zagrała matkę dziewczyny, której młodzieńcza „wielka miłość” niszczy życie. W rozmowie z nami Małgorzata Pieczyńska wyjaśnia, dlaczego jedna miłość daje szczęście, a inna dąży do samozagłady.
- Ostatnio zagrała Pani w filmie "Big Love" *Barbary Białowąs, który będzie miał premierę na początku przyszłego roku. Podobno opowiada on o tym, że idealna miłość nie istnieje?*
W tym filmie idealnej miłości nie ma, ale ja wierzę, że w życiu każdy może ją spotkać. Myślę, że Ola Hamkało i Antek Pawlicki, którzy grają główne role, prywatnie też w nią wierzą. To tylko postaci przez nich wykreowane jeszcze nie dojrzały do tego, aby dać sobie wolność i czerpać z niej siłę. Oni chcą siebie zawłaszczyć. Okazuje się jednak, że zniewolenie - nawet, jeśli jest to piękne zniewolenie przez miłość - nie jest dobrym patentem.
- W filmie gra Pani matkę prawie dorosłej córki. Jak układają się ich relacje?
Musiałabym zdradzić fabułę, aby móc odpowiedzieć na to pytanie. Moja filmowa córka nie do końca poradzi sobie z tym, co ją spotka. W każdym razie matka jest bardzo szczęśliwa, gdy córka zdaje do szkoły artystycznej. Ma nadzieję, że dzięki temu nie będzie tylko artystką undergroundową. Wyższe studia dają czas na dojrzewanie i - trochę bezkarne - popełnianie błędów. Na uczenie się życia. Jeśli ktoś nie daje sobie szans na robienie błędów na studiach, naraża się na popełnianie tych błędów w życiu zawodowym.
- To nie jest komedia romantyczna...
To dramat psychologiczny, z dużą ilością romansu. Na ekranie pojawi się sporo muzyki i seksu. Myślę, że to zestawienie będzie atrakcyjne dla widza i przy okazji niegłupie. Film nie epatuje pustymi atrakcjami, lecz opowiada ciekawą i mądrą historię o wielkiej miłości bez "happy endu".
- Czym dla Pani jest wielka miłość?
"Kiedy ja siedzę w kinie, a on na tym filmie dotyka jej ust - cała drżę, cała drżę" - śpiewa Krystyna Prońko. Wszyscy marzymy o miłości pełnej wzruszeń, bo ona nadaje sens życiu. Czasem tak bywa, że nie kończy się ona szczęśliwie. Każdy z nas, szczególnie w młodości, przeżywa zawody miłosne. To jest fantastyczne, bo oznacza, że jesteśmy zdolni do uczuć wyższych.
- Wielka miłość może trwać całe życie?
Prawdziwa wielka miłość zawsze jest na całe życie. Ale to całkiem inne uczucie, niż to, które łączy bohaterów filmu "Big Love". Oni są kompletnie zniewoleni namiętnością, zależnością i zazdrością. Aby miłość mogła przetrwać, potrzebuje przestrzeni i wolności. Tę właśnie prawdę przekazuje ten film.
- Miłość rodzicielska też powinna dawać wolność?
Naturalnie. Nie wychowujemy dziecka dla siebie, ale dla świata. Jeśli ktoś wychowuje dziecko tak, by było projekcją jego własnych pomysłów na temat życia i nie pozwala mu być odrębną istotą, to pozbawia go możliwości zrealizowania się. Odmawia mu szczęścia. Ja jestem wtedy szczęśliwa i dumna, kiedy mój syn realizuje swoje pasje i marzenia.
- Co w tej chwili robi Pani syn?
Viktor studiuje psychologię kryminalną w Szwecji i realizuje swoje pasje. Jest poszukiwaczem. Ma instynkt podróżnika i zdobywcy. Odbył półroczną pieszą wędrówkę z plecakiem - ponad 3,5 tysiąca kilometrów! - od Oceanu do Oceanu.
- Nie boi się Pani o niego?
Nie, ponieważ mam poczucie, że jest dobrze przygotowany do życia. Jest wysportowany, zna języki, ma naturę komandosa i obieżyświata, a jednocześnie dość mocne osadzenie w świecie. Kilka razy był na obozach przetrwania. Nie jest ryzykantem ani prowokatorem. Nie pakuje się w konflikty. Być może studiowanie kryminologii jest zainteresowaniem tą złą stroną świata, ale on ją bada i ogląda z zewnątrz. Poza tym bardzo lubi dyscyplinę, obozy, zasady.
- Bywa z Panią w Polsce?
Co roku przyjeżdża, żeby odwiedzić dziadków. Kiedy był dzieckiem, spędzał z nimi kilka tygodni. Parę dni zawsze przeznaczaliśmy na wspólnie zwiedzanie. Myślę, że zna Polskę lepiej niż niejedno dziecko wychowane tutaj. Pokazałam mu bardzo dużo. Jeździł też na obozy, aby pobyć z polską młodzieżą i szlifować język.
- Od lat ma Pani dwa domy - jeden w Szwecji z rodziną, drugi w Polsce. To nie jest chyba łatwe?
Dwa domy, dwa samochody, dwa kwiatki w dwóch oknach. I tak od dwudziestu pięciu lat! To trudne, ale kto powiedział, że ma być łatwo? Przecież z góry nigdy nie wiadomo, jaki przepis na miłość się sprawdzi. Kto powiedział, że kobieta, która całe życie spędza na jednej sofie z mężem, jest szczęśliwsza niż ja? Myślę, że nie ma schematów. Ja i mój mąż dobrze się odnaleźliśmy, choć to było ekstremalnie trudne. Nie wiem, czy byłoby łatwiejsze, gdybym była cały czas w Sztokholmie.
- Mąż nie jest zazdrosny o Pani pracę w Polsce i wyjazdy?
On wie, że praca daje mi zadowolenie, pozwala się realizować i nigdy nie obróci się przeciwko niemu. Ta zawodowa satysfakcja da mi siłę, którą wniosę w nasz związek. Poza tym jesteśmy w codziennym kontakcie telefonicznym, a samoloty latają często i nie są bardzo drogie. Przynajmniej raz w roku spędzamy wakacje tylko we dwoje. To dodatkowa inwestycja w nasze małżeństwo. Myślę, że mężczyzna czasem potrzebuje wyłączności, chce mieć kobietę dla siebie. Takie chwile cementują związek.
- Można powiedzieć, że znalazła Pani przepis na prawdziwą wielką miłość...
Mój sposób na wielką miłość? Wzajemne zrozumienie, dorosłość, ciągły rozwój osobisty, który narzucam i sobie, i bliskim. Oboje z mężem mamy bardzo wysokie wymagania, które pomagają nam się mile zaskakiwać. Ważne jest też dawanie sobie wolności i zaufanie, że nie zostanie ona wykorzystana przeciw rodzinie, lecz żeby tę więź wzmocnić i wzbogacić.
- Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała Ewa Pokrywa/AKPA
Zobacz także: Filmy o miłości