Marek Kondrat: W szpitalu nie poznał własnej twarzy
09.04.2013 | aktual.: 22.03.2017 09:32
Choć o rozstaniu z graniem myślał już w latach 90., to oficjalnie pożegnał się z aktorstwem podczas gali rozdania Orłów 2007. Wtedy powiedział, że ma dość polskich produkcji, zaściankowości i naszego kina. I do dziś nie zmienił zdania, mimo że krążą plotki o jego powrocie
Choć o rozstaniu z graniem myślał już w latach 90., to oficjalnie pożegnał się z aktorstwem podczas gali rozdania Orłów 2007. Wtedy powiedział, że ma dość polskich produkcji, zaściankowości i naszego kina. I do dziś nie zmienił zdania, mimo że krążą plotki o jego powrocie.
Marek Kondrat w szczerej rozmowie z tygodnikiem Newsweek mówi o swoim nowym życiu, powodach rozstania z filmem, tabloidach niedających mu spokoju i o tym, że z całą pewnością już* nie może nazywać się aktorem.*
Co przelało czarę goryczy?
Na ekranie pojawił się po raz pierwszy w 1961 roku w filmie dla dzieci „Historia żółtej ciżemki”. Mówi, że aktorstwo było naturalnym wyborem, kontynuowaniem rodzinnego zawodu.
Uwagę krytyków zwrócił kilkanaście lat później w „Zaklętych rewirach” Janusza Majewskiego. W sumie ma na koncie blisko sto ról. Choć nie występuje, nadal uważany jest za jednego z najbardziej cenionych polskich aktorów.
To jednak nie przeszkodziło mu na pewnym etapie życia zacząć wszystko od nowa. Co przelało czarę goryczy?
''Nie miałem już rysów beztroskiego Dyzia''
W rozmowie z Newsweekiem Kondrat powraca do wypadku samochodowego, do którego doszło w latach 90. To było jedno z tych wydarzeń, po którym zdał sobie sprawę, że potrzebuje jakiejś odskoczni. O tamtym przełomowym zajściu opowiedział sześć lat temu na łamach Vivy!.
- Jednym z nich (powodów – przyp. red.) zapewne był wypadek, któremu uległem, gdy skończyłem 40 lat. Wtedy jak za dotknięciem najlepszej w świecie wizażystki moja twarz się zmieniła - zdradził aktor. - Nie miałem już rysów beztroskiego Dyzia, ale twarz faceta z bliznami, którego los nieźle doświadczył - dodał Kondrat, który już wiedział, że nie chce robić tego samego do końca życia.
W 1998 roku pojechał* na pierwszy kurs winiarski do Bordeaux;* kiedy z Lindą, Zamachowskim i Malajkatem rozkręcał sieć restauracji. Prohibicja splajtowała, ale fascynacja winem została mu do dziś.
Bez sentymentów o karierze
W rozmowie z tygodnikiem Kondrat odniósł się również do swojej aktorskiej spuścizny, o której wypowiada się raczej bez sentymentów.
- Robiłem filmy, bo to był mój zawód. Dzięki temu zarabiałem pieniądze. Byłem w jakimś tyglu, maszynie, co chwila pojawiały się nowe propozycje - mówi Kondrat, którego pod koniec lat 90. można było zobaczyć niemal w każdym polskim filmie.
Twórcami, o których aktor ciepło się wyraża są Pasikowski, Koterski oraz Majewski. Ten pierwszy „potraktował go jak mężczyznę” i zauważył cechy, które wyrywały go z przestrzeni kostiumowo-komediowej.
Dzięki Majewskiemu zaistniał w kinie, a Koterski zaoferował mu najciekawszą rolę – sfrustrowanego inteligenta w „Dniu świra”. Do dzisiaj Kondrat jest pierwszą osobą, która czyta jego scenariusze, nawet jeśli nie występuje w filmie.
Nie tęskni za kinem
Dodatkowo były aktor wyznał, że nie chodzi do kina, nie pojawia się na przedstawieniach.
- Znam kulisy tego, co oglądam na scenie czy na ekranie, i do tych kulis nie tęsknię - stwierdził Kondrat.
Choć przyznaje się, że zrobił wyjątek dla „Django”, to tylko dlatego, bo lubi, jak Tarantino bawi się kinem.
Robi to, co kocha
Życie jakie obecnie prowadzi były aktor kręci się wokół wina i sieci sklepów prowadzonych z synem Mikołajem.
Wino wyznacza rytm dnia i pracy Kondrata, który potrafi opowiadać o nim godzinami. Bo dla niego to przede wszystkim celebracja i historia sięgająca tysięcy lat wstecz.
Dziś znany jest przede wszystkim dzięki udziałowi w reklamach banku, z którym związany jest od 15 lat. Niedawno został również gospodarzem swojego własnego programu „Winne podróże Marka Kondrata”, emitowanego na antenie TVN Style.
Nie liczcie, że wróci
Choć aktorstwo porzucił sześć lat temu, to od czasu do czasu przemyka przez ekran w jakiejś roli. Są to jednak przysłowiowe wyjątki od reguły, spowodowane starymi zobowiązaniami i przyjaźnią.
Jednak trudno się dziwić, że każda taka informacja wzbudza w jego fanach iskierkę nadziei. Może wróci na dłużej? Może przeprosi się z dużym ekranem albo chociaż zagra w jakimś serialu?
Takie informacje pojawiły się ostatnio w tabloidach i sieci, kiedy na antenie TOK FM Kondrat zażartował odnośnie swojego udziału w pewnym spektaklu. Jak się do nich odnosi? Aktor kwituje je dosadnym „O Boże”. (Newsweek/gk/mn)