Maria Wisnowska: Zbrodnia, którą żyła cała przedwojenna Warszawa
21.12.2015 14:57
15 grudnia w Warszawie i 16 grudnia w Krakowie odbędzie się re-premiera filmu „Ludzie bez jutra” w reżyserii Aleksandra Hertza, niemej sensacji z 1919 roku, do niedawna uważanej za zaginioną.
15 grudnia w Warszawie i 16 grudnia w Krakowie miła miejsce re-premiera filmu „Ludzie bez jutra” w reżyserii Aleksandra Hertza, niemej sensacji z 1919 roku, do niedawna uważanej za zaginioną.
Film zainspirowała prawdziwa historia wstrząsającej zbrodni, do której doszło w Warszawie pod koniec XIX wieku.
Następczyni Modrzejewskiej
Maria Wisnowska do Warszawy przyjechała ze Lwowa i błyskawicznie stała się jedną z najpopularniejszych aktorek teatralnych. Była piękna, utalentowana, a „u stóp jej klękali wysokie stanowiska zajmujący wielbiciele”.
- Maria Wisnowska była uderzająco piękną kobietą, której wróżono znakomitą przyszłość sceniczną - opowiadał w „Tajnym Detektywie” profesor Odon Bujwid, który poznał artystkę podczas przyjęcia u przyjaciół w Paryżu.
- Niektórzy widzieli w niej aktorkę na miarę Modrzejewskiej, chociaż trzeba przyznać, że Wisnowska nie miała tak wspaniałego wzrostu jak Modrzejewska i tej królewskiej aparycji.
Natarczywy wielbiciel
Wśród wielbicieli Wisnowskiej był Mikołaj Barteniew, młody oficer carskiej gwardii, syn zamożnego kupca moskiewskiego.
Dla nikogo nie było tajemnicą, że mężczyzna oszalał na punkcie pięknej gwiazdy.
- Znajomość zawarli w osobliwych okolicznościach. Przez długi czas Barteniew każdego wieczora bez przerwy przybywał do teatru, zajmując jedno i to samo miejsce. Jednocześnie zaczęło się przesyłanie do garderoby Wisnowskiej wspaniałych kwiatów, do których wreszcie załączony został bilecik z prośbą o spotkanie – czytamy w „Tajnym Detektywie”.
Wreszcie dopiął swego.
Wymuszona miłość
Wisnowska przyjęła jego zaloty i zgodziła się na spotkanie, choć przyjaciele zgodnie odradzali jej ten romans, a i ona sama podobno nie była przekonana do młodego oficera.
- Panowała opinia, że młody kornet rozkochał się do szaleństwa w pięknej aktorce i zadręczał ją swą miłością. Pod presją jego namiętności, a może i gróźb, zaczęła Maria Wisnowska przyjmować u siebie młodego wojskowego – twierdził Bujwid.
Barteniew zaczął nalegać na ślub, ale w tym przypadku sprzeciwił się jego ojciec, grożąc, że zaprzestanie wspomagać syna finansowo.
Kryzys w związku kochanków przybierał na sile.
''Zabiłem Manię''
W 1893 roku w pokoiku wynajmowanym przez Barteniewa w kamienicy na Nowogrodzkiej 14 znaleziono Wisnowską martwą, „z przestrzeloną piersią. Twarz miała przykrytą chustką, przesiąkniętą chloroformem”.
Od razu było wiadomo, kto popełnił zbrodnię, Barteniew miał bowiem przybiec do swojego przyjaciela, krzycząc: "Zabiłem Manię".
- Młodego zabójcę chciano w jakikolwiek sposób obronić, chociaż wszystko świadczyło przeciwko niemu, a on sam przyznał się do winy - wspominał Bujwid. - Wysunięto zatem niezmiernie zręcznie hipotezę, że Maria Wisnowska nosiła w swoim pierścionku truciznę i że krytycznego wieczoru popełniła samobójstwo. Dopiero potem Michał Barteniew, widząc jej męczarnie, miał strzelić do niej z rewolweru.
Sensacyjny proces
Proces Barteniewa był największą sensacją ówczesnych czasów, a na jaw wychodziły kolejne szokujące fakty. Dzień przed zabójstwem mężczyzna sprowadził pod okna ukochanej orkiestrę, która zagrała marsza żałobnego. Zabił ją w przeddzień jej wyjazdu z Warszawy.
- Kornet Michał Barteniew znajdował się najwidoczniej w stanie nietrzeźwym i w momencie rozpaczy, że traci ukochaną osobę, zdobył się na ów czyn szaleńczy. Przyznawał się, że potem zamierzał popełnić samobójstwo, jednakże zabrakło mu sił* – opowiadał Bujwid. *- Tłumaczył się, że zabił Wisnowską za jej zgodą, gdyż oboje postanowili popełnić samobójstwo.
Barteniew został zdegradowany i wysłany na Kaukaz, ale dzięki "łasce cesarskiej" wkrótce przywrócono go stanowisko, a później nawet awansowano.
Potem słuch o nim zaginął.
Śpiewający włóczęga
Kamienica przy ulicy Nowogrodzkiej 14 była przebudowywana, ale jeszcze lata po tym tragicznym wydarzeniu do pokoiku przychodzili wielbiciele talentu Wisnowskiej, by oddać jej hołd. Wśród nich był pewien stary włóczęga.
- Widziano go snującego się niemal codziennie. Często w bramie wypróżniał butelkę "monopolówki", a wówczas rozrzewniony wychodził na podwórze i śpiewał rosyjskie romanse cygańskie – czytamy w „Tajnym Detektywie”.
Tajemniczy mężczyzna, nazywany „śpiewającym włóczęgą”, któregoś dnia upadł do rynsztoka i tam skonał. Dopiero wtedy wyszło na jaw, że żebrakiem był nie kto inny, jak Michał Barteniew. (sm/gk)
Informacje wykorzystane w materiale zostały zaczerpnięte z bloga Tajny Detektyw, poświęconemu przedwojennemu periodykowi (więcej tutaj).