"Położył się i zasnął na zawsze"
Łącz był duszą towarzystwa nie tylko w pamięci córki. Do dziś krążą opowieści, jak wymknął się w nocy z hotelu podczas zgrupowania reprezentacji Polski. W łóżku zostawił kukłę, żeby trener się o niczym nie dowiedział, a sam poszedł w miasto i wrócił dopiero nad ranem.
Mimo takich hulaszczych przygód Łącz był do końca życia w dobrej formie. Wiadomość o jego nagłej śmierci, która nie była wynikiem jakiegoś wypadku, zaskoczyła więc wszystkich. Ostatnie dni przed swoją śmiercią spędził w domku pod Radzyminem, samotnie. Zmarł w nocy przed umówionym spotkaniem z kolegami na grzyby.
- Mieli wyruszyć o świcie. Wszyscy się zebrali, a mój ojciec, który zawsze był pierwszy, nie przyszedł. Poszli bez niego. Po powrocie zjedli śniadanie. Dopiero koło południa poszli zobaczyć, co się z nim dzieje. Patrzą, a Makuś śpi. Budzą, budzą i nic. Wtedy dopiero zorientowali się, że tata nie żyje. Po prostu położył się i zasnął na zawsze – opowiadała Laura Łącz w "Nowinach". Marian Łącz zmarł 2 sierpnia 1984 r. Miał 62 lata.