Ameryką po mordzie
„Kapitan Ameryka” z 1990 roku to film z gatunku „miał”. Miał kosztować parę ładnych baniek. Miał trafić do kin. Miał go wyreżyserować facet od „Życzenia śmierci”. Miał być hitem. A dwa lata przeleżał na półce, po czym kupiły go telewizje kablowe.
Co jednak pozostało po ambitnych planach? Matt Salinger – syn autora „Buszującego w zbożu” – jako Kapitan Ameryka, który nie boi się ani pijącego pod pachami kostiumu, ani samego strachu, oraz brawurowa reżyseria dobrze znanego miłośnikom studia Cannon hawajskiego filmowca Alberta Pyuna.
Lektura obowiązkowa dla każdego fana kina doskonale niedoskonałego i rzecz absolutnie kultowa.