Masz wrażenie, że już to widziałeś?
I nie myślę tu wcale o podobnym filmie. Masz wrażenie, że na coś patrzysz i jest ci znajome? Łapiesz się na tym, że już tu kiedyś byłeś? Oglądasz obraz, który podrzuca wzrok i uruchamiasz podświadomość, bo coś takiego samego już było! Jak to możliwe??
Efekt „deja vu” pewnie na raz spotkał każdego. I nie raz wprowadził w osłupienie. Ja też czasem czuję się podobnie. Może tu byłem, może już to widziałem, chyba wiem, co zaraz się wydarzy. Wiem też, że film „Deja vu” trzeba poznać przynajmniej dwa razy, aby uzmysłowić sobie tak do końca pewne sprawy. A raz trzeba poznać obowiązkowo, gdyż Tony Scott stanął na wysokości zadania.
Filmy, w których pojawia się Denzel Washington i w które inwestuje wielkie pieniądze Jerry Bruckheimer to potencjalne, stuprocentowe, kasowe hity. I bez dwóch zdań tak właśnie jest. „Deja vu” ma również szansę zarobić duże pieniądze.
Kilka minut sielanki, gdy prom wypływa z portu, przerywa wyjątkowo silny wybuch. Cały prom płonie, nieliczni ocaleli skaczą do wody. Szok. Panika. Pojawiają się grupy ratunkowe, policja, straż, pogotowie. Przyjeżdża również agent federalny, Doug Carlin.
To, co zaczyna oglądać, obserwować, badać do złudzenia jest podobne do czegoś, co już doświadczył, przeżył, poznał. Czyżby efekt deja vu, czy też coś więcej? Czy teraźniejszość łączy się z przeszłością? Czy w przeszłości można znaleźć rozwiązanie zagadki dla teraźniejszości? Z każdą minutą coraz więcej zagadek przynosi jeszcze ich więcej. Dopiero przypadkowo odkryte ciało kilka mil od miejsca wybuchu stanowi punkt zwrotny w śledztwie.
Każdy film za wielkie pieniądze pozwala wprowadzać nowe, ciekawe rozwiązania techniczne i technologiczne. „Wróg publiczny” pozwalał na ciągłe śledzenie, teraz pojawia się możliwość odwzorowania dzięki zaawansowanej technologii wszystkich wydarzeń z przeszłości. I jest to wyjątkowa podróż w czasie. Choć to tylko początek czegoś znacznie większego.
Coś, o czym ja sam nie będę wspominał, aby nie popsuć efektu. Jednak właśnie to przywołuje szeroki uśmiech na usta. Małe przegięcie? A może bardzo konkretne spojrzenie w technologiczną przyszłość? Kolejny punkt zwrotny w filmie „Deja vu”… Drugi i ostatni. Od teraz wydarzenia nabierają zupełnie nowego kształtu i zyskują niesamowite przyśpieszenie. Czas ucieka, jest go bardzo mało, a tak wiele trzeba zrobić.
Aktorskie mistrzostwo, popis najlepszej gry. Denzel Washington, agent Doug Carlin i czarny charakter, równie przebiegły i sprytny, Jim Caviezel, jako Caroll Oerstadt. Konfrontacja dwóch specjalistów. Trzecim, lecz na drugim planie jest agent Przywara. Lekko otyły Val Kiler, aktor, który od pewnego czasu nie zachwyca, choć ma w swoim dorobku kilka naprawdę udanych ról.
I wreszcie ona – Claire Kuchever. Podglądanie jej życia po śmierci było czymś naprawdę niezwykłym. Zarówno na etapie pomysłu, jak też w postaci końcowej - filmowych scen.
Wiemy, że nie żyje. Zimna i martwa leży w kostnicy, a jednak wciąż w jakiś sposób żyje, piękna i realna na ekranach kilku monitorów. Czy można zakochać się w kimś po śmierci? A jeśli jest to możliwe, to czy można odwrócić bieg wydarzeń, aby przywrócić komuś życie? Wszystko to wydaje się niedorzeczne, niemożliwe, nierealne. Do czasu…
Paula Patron nie jest aktorką, którą dobrze znamy i jesteśmy w stanie w mgnieniu oka przypisać ją do tego lub innego filmu. W zasadzie to jedynie uważne oko jest w stanie wyłapać jej twarz w „Hitchu”. „Deja vu” to zasadniczo jej pierwsza duża rola. I mam wrażenie, że nie ostatnia. To dzięki niej gra Washingtona jest taka widowiskowa i ekscytująca. A ona sama swym pięknem duchowym i cielesnym cały czas przykuwa uwagę. „Podglądanie” jej w trakcie filmu jest naprawdę ekscytujące.
Przyznać też trzeba, że Tony Scott również dobrze, jak jego brat Ridley, potrafi tworzyć i kreować kino akcji. Wystarczy wymienić w jego dorobku „Ostatniego skauta”, „Karmazynowy przypływ”, „Wroga publicznego”. A także ostatnio „Człowieka w ogniu”, również z Denzelem Washingtonem w roli głównej.
Scott wie, jak robić dobre kino i stara się robić to za każdym razem coraz lepiej. Każdym nowym filmem zaskakując widza, sięgając po nowe rozwiązania, a także pomysły, które nigdy wcześniej nie znalazły swojego odzwierciedlenia w filmowym światku.
Nie pozostaje nic innego, jak poznać „Deja vu”. Gdy historia się zamknie poczujecie pewien niedosyt, że to już koniec. Na dobrą sprawę, to dopiero początek.